Placówka Sióstr Służebniczek NMP NP w Kańczudze w wyniku starań
Kazimiery Kellermanowej (dziedziczki Kańczugi), która zwróciła się
z prośbą o utworzenie tam ochronki do ówczesnej matki generalnej
Leony Jankiewicz. Przełożona Służebniczek, pomna na słowa bł. Edmunda
Bojanowskiego - założyciela Zgromadzenia: "Dzieci jako najdroższy
skarb Jezusa Pana niechaj starannie i w miłości pielęgnują, aby stając
się maluczkimi przed Bogiem, przysługiwały się Jezusowi Panu, który
nie tylko stał się Dzieciątkiem, ale też w dzieciach chciał być uwielbiony",
zgodziła się na założenie ochronki dla małych dzieci.
Do Kańczugi przyjechały trzy siostry 2 sierpnia 1902
r. Na początku mieszkały w domu wynajętym przez K. Kellermanową od
Franciszka Gemborzewskiego. Potem Dziedziczka wybudowała na ochronkę
nowy, murowany dom, który jednak "z powodu nieodpowiedniego, wilgotnego
terenu został z czasem zawilgocony i zagrzybiony. Toteż co jakiś
czas wymagał osuszania i remontów.
Od momentu swojego przybycia siostry zostały przychylnie
przyjęte przez mieszkańców Kańczugi. Również "dzieci garnęły się
tłumnie do ochronki". Oto jak fundatorka napisała w styczniu 1904
r. o placówce do Matki Generalnej: "W ochronce tutaj po trudnym początku
jest ubożuchno, ale milutko i dzięki Bogu siostry są zdrowe i zadowolone [
...]. Wierzę, że przy pracy sióstr dobre ziarnko wpadnie do serc
dzieci i wyda kiedyś owoce na chwałę Bożą i pociechę ludzi. Miło
mi było widzieć jak dzieci ładnie się uczą i jak się drzewkiem cieszyły"
.
Poza pracą w ochronce siostry opiekowały się chorymi
w domach, odwiedzały ich i pielęgnowały, a umierających przygotowywały
na śmierć. Swą posługą obejmowały również chorych z sąsiednich wiosek:
Żuklina, Siedleczki i Niżatyc.
Sprawowały także opiekę nad kościołem. Już po kilku latach
na dobre zżyły się ze środowiskiem tak, że K. Kellermanowa w kolejnym
liście do Starej Wsi pisała: "Tu w Kańczudze dobrze nam z siostrami,
tak się wzajemnie dopełniają, że pragnęłabym z całego serca dla dobra
bliźnich, a mojej pociechy, ażeby zostały zawsze".
W 1907 r. po wizycie w ochronce, również mieszkańcy Siedleczki
zapragnęli mieć podobne dzieło w swojej wsi, toteż pytali o warunki
otwarcia ochronki. Na prośbę fundatorki siostry dochodziły także
do Żuklina, by tam katechizować dzieci. Mieszkańcy Żuklina, też chcieli
mieć ochronkę dla dzieci ze swojej wsi. Nawet wójt chciał pomóc i
jeden z gospodarzy gotów był ofiarować kawałek ogrodu, gdzie można
byłoby wybudować salę ochronkową.
Utrzymanie dawała siostrom Fundatorka i dopóki żyła,
sytuacja dzieła ochronkowego była dobra. Po jej nagłej śmierci w
1918 r., byt placówki stał się niepewny, gdyż prawie nie była zabezpieczona.
Syn zmarłej, Witold Kellerman, chciał nawet ochronkę sprzedać, ale
na prośbę mieszkańców Kańczugi w 1928 r. zapisał dom, jak też dwa
morgi ziemi na własność Zgromadzenia.
Do ochronki przychodziły dzieci od wiosny do 6 grudnia,
później była przerwa, gdyż salka była nieogrzewana. Zajęcia zazwyczaj
kończyły się spotkaniem ze św. Mikołajem. W niektóre deszczowe lata
trzeba było chwilowo zamknąć ochronkę, by usunąć wilgoć i wodę, która
częstokroć podchodziła do domu.
Okres II wojny światowej był dla sióstr z Kańczugi niełatwy.
W 1941 r. zostały wysiedlone przez Niemców i mieszkały w bardzo ciężkich
warunkach. Do swojego domu wróciły w 1944 r. i zaczęły na nowo organizować
opiekę nad dziećmi. W 1945 r. burmistrz wyremontował zniszczoną ochronkę,
postawił nowy piec, i praca była nieco lżejsza.
W latach powojennych przychodziło do ochronki od 70 do
95 dzieci. Służebniczki posługiwały też 867 chorym. Pracowały przy
kościele: prały bieliznę kościelną, stroiły ołtarze, przygotowywały
dekoracje. Przez jakiś czas prowadziły kuchnię dla ubogich, gdzie
przychodziło około 75 biednych. Organizowały półkolonie dla dzieci,
wyjeżdżały na oazy, dla dziewcząt po szkole podstawowej urządzały
kursy kroju i szycia oraz robót ręcznych. Prowadziły również Katolickie
Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej.
Nie zabrakło też posługi sióstr przy organizacji uroczystości
kościelnych; przygotowywały dzieci do sypania kwiatów w oktawie Bożego
Ciała, urządzały z dziećmi i młodzieżą różne przedstawienia np. z
okazji św. Mikołaja, Bożego Narodzenia, Milenium, prymicji, imienin
i rocznic kapłańskich.
W 1950 r. ochronka została przekształcona w przedszkole "
Caritas", podlegające odtąd Wojewódzkiemu "Caritas" w Przemyślu.
Natomiast w 1962 r., na polecenie władz państwowych nastąpiła całkowita
likwidacja przedszkola. Następnie utworzono przedszkole będące pod
zarządem Wydziału Oświaty. Usunięto z niego krzyż i wszelkie symbole
chrześcijańskie. Od tej pory pracowało w przedszkolu pięć osób świeckich,
a siostry zupełnie nie mogły mieć dostępu do swojej ochronki i dzieci.
Pragnąc nadal służyć wiernym z Kańczugi, służebniczki
zajęły się pracą przy kościele, prały bieliznę kościelną, naprawiały
ją, stroiły ołtarze kwiatami. Przygotowały również salkę katechetyczną
w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej i tam zaczęły uczyć dzieci,
których przychodziło około 80. W późniejszych latach oprócz dzieci
przedszkolnych objęto katechezą także dzieci szkolne. Często na katechezę
razem z dziećmi przychodzili rodzice. Czasami katecheza odbywała
się w kościele, albo na wolnym powietrzu.
Siostry, aby zapracować na swoje utrzymanie, uprawiały
ogród i miały niewielkie gospodarstwo. Ogród często jednak zalewała
woda, ponieważ teren, na którym się znajdował był najniżej położonym
w całej miejscowości. Tak o tym napisały w kronice w 1980 r.: "Długie
deszcze spowodowały powódź, wybierałyśmy wodę z piwnicy i z pomieszczeń
gospodarczych. Ogród z jarzynami był zalany".
W wolnych chwilach podejmowały jeszcze szycie paramentów
liturgicznych oraz kołder. Od 1969 r. siostry objęły pracę w zakrystii
kościelnej, a kiedy ktoś z parafian zmarł, były zawsze wzywane do
prowadzenia modlitw i śpiewów za zmarłego.
Przez wiele lat współpracując z kapłanami przygotowywały
dzieci do przyjęcia I Komunii Świętej, a także do dobrego przeżycia
rocznicy komunijnej.
Siostry Służebniczki zawsze były czynnie włączone w nurt
życia Kościoła parafialnego i powszechnego, dzieliły jego radości
i troski, zanosząc do Boga nieustanne modlitwy w intencji wiernych,
kapłanów, Ojczyzny, Kościoła i świata. A kiedy Przełożona Generalna,
widząc zły stan domu, chciała zlikwidować placówkę, Rada Parafialna
wystosowała do niej pismo zawierające między innymi słowa: "Plan
zwinięcia ochronki mieszkańcy ochronki odczuwają tym boleśniej, że
Siostry Służebniczki ze Starej Wsi pracowały na tym terenie około
50 lat, prowadziły ochronkę i swoją pracą, poświęceniem i ofiarą
zaskarbiły sobie uznanie i szacunek tutejszych obywateli (...), byłoby
przykro, gdyby w tych przełomowych czasach nie mogły opiekować się
naszymi dziećmi. Pragniemy, by dzieci nasze były wychowywane w duchu
katolickim, w duchu prawdziwie polskim, a wierzymy, że tak potrafią
siostry prowadzić. Według naszych możliwości i sił (...) przyjdziemy
siostrom z pomocą co do ich utrzymania (...)".
Czyż takiej prośbie można byłoby odmówić? Czy mogłyby
odejść te, które chciały być pomocą, a nikomu ciężarem? Toteż pozostały,
mimo zmieniających się czasów, warunków i form posługi i nadal pragną
Wam Kochani służyć, tak jak to rozpoczęły przed 100 laty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu