Na ostatnim posiedzeniu Senatu głosami senatorów Platformy Obywatelskiej przegłosowano ustawę o Systemie Informacji Oświatowej - ustawę nie tylko, moim zdaniem, bardzo kontrowersyjną, ale przede wszystkim niebezpieczną dla swobód i wolności obywatelskich. Wbrew stanowisku Prawa i Sprawiedliwości, senatorowie, a wcześniej posłowie PO, przeforsowali w ustawie zapisy dotyczące gromadzenia danych wrażliwych o uczniach - od przedszkolaka do maturzysty. I tak obok danych statystycznych o szkołach, placówkach oświatowych oraz o nauczycielach - danych oczywiście potrzebnych Ministerstwu Edukacji Narodowej przy podziale subwencji oświatowej - znajdą się w tym systemie indywidualne dane o każdym uczniu z imienia i nazwiska, w tym właśnie informacje wrażliwe: czy i na co choruje, jakiej pomocy potrzebuje, czy ma dysfunkcje, a jeśli tak, to jakie. Dalej, czy dany uczeń chodzi do szkoły specjalnej, czy jest w klasie integracyjnej, czy otrzymuje pomoc materialną. Jednym z elementów opisu ma być również charakterystyka psychologiczna ucznia, czyli informacja o tym, czy jest on pod opieką poradni psychologiczno-pedagogicznej. Nie będzie więc tajemnicy zawodowej, skoro psycholog, lekarz czy pedagog będzie musiał wszystko ujawnić. Ministerstwu potrzebne będą nawet takie informacje, czy ktoś uczy się języka mniejszości narodowej lub etnicznej, a nawet o tym, jakich języków obcych się uczy, czy ma kartę rowerową itp.
Dotąd wszystkie ogólne dane ministerstwo posiadało w formie zbiorczej, w procentach, natomiast szczegółowe informacje znajdowały się w posiadaniu dyrekcji szkół, czyli szkoły podawały do ministerstwa np. liczbę uczniów niepełnosprawnych, na których przysługuje szkole wyższa subwencja. Po co jednak Ministerstwu Edukacji Narodowej potrzebny teraz PESEL ucznia, na podstawie którego można zidentyfikować każde dziecko? Podobno zdarzało się, że szkoły zawyżały liczbę uczniów niepełnosprawnych, aby otrzymać więcej pieniędzy z MEN. Czy jest to jednak wystarczający powód, aby zbierać wrażliwe dane uczniów i tworzyć gigantyczną bazę danych, w której będzie wszystko o przebiegu nauki od przedszkola do matury każdego ucznia i o nim samym? Pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznych protestują przeciw tej ustawie, obawiając się, że rodzice w trosce o to, aby nie szła za dzieckiem opinia, iż ma jakieś problemy psychiczne, przestaną korzystać z ich pomocy. Protestują rodzice, obawiając się wycieku tych danych na zewnątrz. Powstaje pytanie: Po co urzędnikom w Warszawie takie bardzo konkretne i szczegółowe dane? Czy Ministerstwo Edukacji Narodowej w wystarczający sposób je zabezpieczy? Co będzie, jeśli ktoś wykorzysta je np. do szantażowania rodziców? Tego nie można wykluczyć, bo przecież są to bardzo atrakcyjne dane dla pracodawców, ubezpieczycieli, banków, a nawet dla złodziei.
Kiedy rządziło Prawo i Sprawiedliwość, Platforma Obywatelska zarzucała, że Polsce grozi państwo policyjne, że wszyscy będą podsłuchiwani oraz inwigilowani. Tymczasem dziś PO, ta rzekomo wolnościowa i liberalna partia, oddaje ogromną władzę urzędnikom i, co najzabawniejsze, nie potrafi do końca wytłumaczyć, po co to robi. Bo kwestia sprawiedliwego podziału subwencji oświatowej absolutnie nie jest tutaj najważniejszym powodem. Wystarczy odpowiednia kontrola w gminie, aby wykryć wszelkie nieprawidłowości.
Postawiłem w tytule pytanie: Czy grozi nam państwo totalitarne? Jak sądzę, kolejnym przykładem zmierzania ku temu jest zamykanie stadionów na polecenie premiera Tuska. Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej jest w tym przypadku kompletnie niezrozumiałe. A co myśleć o pokazówkach zatrzymywania pseudokibiców: najczęściej o świcie, z udziałem zamaskowanych policjantów z długą bronią, z rzucaniem podejrzanych na ziemię, filmowaniem, by prawie natychmiast pokazać to we wszystkich stacjach telewizyjnych? Nie bronię chuliganów kopiących ludzi czy demolujących stadion w Bydgoszczy. O ile jednak wiem, policja skorzystała z baz danych w klubach, czyli można było kiboli zatrzymać w zgoła inny sposób, nawet zaraz po meczu. Tymczasem robi się to na pokaz, gra na ludzkich emocjach, żeby widz opowiedział się za czym jest: czy za stadionowymi chuliganami, czy za władzą, która potrafi sobie radzić z chuliganami.
Szkopuł w tym, że stadionowymi bandytami są dzisiaj także ci, którzy trzymają podczas meczów transparenty obrażające premiera. Podobno policja we Wrocławiu przed meczem Śląska z GKS Bełchatów otrzymała polecenie, aby z tłumu kibiców wyłapywać osoby, które tak spektakularnie krytykują rząd Tuska. Cóż, gdyby za rządów premiera Kaczyńskiego policja wydała takie zarządzenia, wybuchłby ogromny skandal. Za rządów Tuska nie słychać protestów, że cenzura wraca nawet na stadiony, a uczniom w szkołach grozi inwigilacja.
Pomóż w rozwoju naszego portalu