Leon Wiśniewski opowiadał kiedyś historię o sześcioletnim chłopcu, którego młodsza siostrzyczka była bardzo chora. Rodzina mieszkała w Rochester, gdzie wciąż słychać szum opadających wód Niagary. Rodzice zapytali chłopca, czy nie zechciałby oddać krwi, by ratować życie swojej siostry. Ten zgodził się bez wahania. Nocą w klinice uniwersyteckiej dokonywano transfuzji bezpośredniej. Chłopiec i dziewczynka leżeli obok siebie. W pewnej chwili chłopiec zapytał rodziców: Czy tak właśnie się umiera? Okazało się, że źle zrozumiał prośbę o oddanie krwi. Sądził, że on będzie musiał umrzeć, aby żyła jego siostra. I nie zawahał się. Na świecie miliony ludzi oddaje i przyjmuje krew. W samej tylko Kanadzie zarejestrowanych jest niemal półtora miliona krwiodawców. W Stanach Zjednoczonych rocznie przetacza się około piętnastu milionów jednostek krwi. Liczba świadomie oddających krew, by ratować innych, rośnie także w Polsce. Gdy spojrzeć na te fakty z perspektywy wiary, nasunąć się może pewna analogia. Czyż nie to właśnie uczynił Jezus? Czyż nie umarł na krzyżu, aby Jego krew ratowała nam życie? A dziś czyni to w Eucharystii: „To jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata” (por. J 6, 50-51). To ostatnie stwierdzenie stało się hasłem 49. Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego, który odbył się w 2008 r. w kanadyjskim Quebecu: Eucharystia - dar za życie świata. Prowadzący obrady przypominali, że przyjmując Eucharystię, nie tylko karmimy się Ciałem Chrystusa, lecz przemieniamy się w Chrystusa. Dlatego rozważając tę tajemnicę, Augustyn z Hippony w „Traktacie o Ewangelii Janowej” mógł napisać: „Cieszmy się więc i składajmy dziękczynienie nie tylko za to, że staliśmy się chrześcijanami, lecz staliśmy się samym Chrystusem”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu