Reklama

Kościół w Polsce - taki jak na Zachodzie?

Polscy socjologowie stawiają dziś pytanie: Czy polska religijność podąży drogą Irlandii lub Hiszpanii? Czy może polscy chrześcijanie zapatrzą się bardziej w stronę Stanów Zjednoczonych?

Niedziela Ogólnopolska 27/2009, str. 12-13

Stoiska handlowe i wystawy w budynku kościoła w Berlinie
Bożena Sztajner

Stoiska handlowe i wystawy w budynku kościoła w Berlinie<br>Bożena Sztajner

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czy przyszłość polskiego Kościoła będzie powtórzeniem historii Kościoła zachodniego, a religijność Polaków w miarę modernizacji kraju zacznie wygasać, podobnie jak to się stało z religijnością zachodnich Europejczyków? Zastanawiali się nad tym uczestnicy debaty „Kościół z Polski w Europie” zorganizowanej w Warszawie przez Katolicką Agencję Informacyjną i Fundację Konrada Adenauera. Powyższe pytania krążą po Polsce od bez mała 20 lat, a z całą pewnością ów niepokój o polską religijność i najbardziej czarny scenariusz pojawił się w latach 90., kiedy to dokonywały się prawne regulacje kościelno-państwowe (nauczanie religii w szkołach, ustawa aborcyjna i przyjęcie Konkordatu), a wolne media podnosiły alarm, ostrzegając przed groźbą państwa wyznaniowego. Socjologowie mierzący dziś zjawisko religijności w Polsce dają raczej optymistyczne prognozy, choć nadal z pewną - czasem nawet niemałą - dozą niepokoju.

Droga polskiej religijności

Reklama

- Laicka Europa z chrześcijaństwem zamkniętym w muzeum to raczej szeroko rozpowszechniony przesąd niż rzeczywistość społeczna - przekonuje prof. Tadeusz Szawiel, wicedyrektor Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Powołując się na badania socjologów z Cambridge, twierdzi, że chrześcijaństwo wciąż wyraźnie i trwale określa wartości i przekonania Europejczyków. Choć od lat 60. spada odsetek wierzących i praktykujących, to jednak są kraje, gdzie poziom religijności jest wciąż stabilny (Wielka Brytania, Włochy, Grecja).
Prof. Szawiel przytacza wyniki badań religijności przeprowadzonych w 2006 r. w 24 krajach Unii Europejskiej. Z ich analizy wynika, że Niemcy wschodnie, Szwecję, Estonię, Francję i Norwegię zaliczyć można do krajów zdecydowanie niereligijnych, natomiast Polska, Włochy, Słowacja, Portugalia, Ukraina, Szwajcaria i Irlandia to kraje wciąż religijne, choć poziom ich religijności obniża się, czasami dość porażająco. Przykładem jest tradycyjnie katolicka Irlandia, w której w 1982 r. praktykowało 83% dorosłych, a w 2006 r. już tylko 46%; w odniesieniu do irlandzkiej młodzieży te statystyki są jeszcze bardziej zatrważające 70%, w 1990 r., a w 2006 r. już tylko 16%.
Polscy socjologowie stawiają dziś pytanie: Czy polska religijność podąży drogą Irlandii lub Hiszpanii (w której procesy laicyzacyjne przebiegły w podobnie radykalny sposób)? Czy może polscy chrześcijanie zapatrzą się bardziej w stronę Stanów Zjednoczonych, gdzie liczba osób regularnie praktykujących od lat utrzymuje się na tym samym poziomie, a nawet nieznacznie wzrasta (z 40% w 1939 r. do 43% w 2006)? - W Polsce istnieje potencjał oraz zasób, który przetrwał okres zmian ustrojowych (politycznych i ekonomicznych) i istnieją też religijne oczekiwania, brakuje natomiast „formuły”, która by spięła jedno z drugim - odpowiada prof. Szawiel. I dodaje za Benedyktem XVI, że może potrzebni są „przede wszystkim charyzmatycy - ci, którzy potrafią rozpalić życie”.
Dziś socjologiczne wskaźniki religijności ciągle jeszcze sytuują Polskę na pierwszym miejscu w Europie, co z uwagi na to, że od lat zachodzą w naszym kraju dość radykalne procesy modernizacyjne, jest niezwykłym zjawiskiem społecznym. Tymczasem w dyskusjach europejskich polityków coraz częściej pojawia się niepokojące pytanie o tożsamość Europy wobec narastającej różnorodności światopoglądowej i religijnej (radykalny ateizm, islam). Pojawia się też nieśmiała propozycja powrotu do chrześcijańskich korzeni (stawia ją m.in. kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy). W takim europejskim kontekście nie sposób nie zapytać także o to - mówi prof. Szawiel - na ile kreatywne i znaczące mogą być „religijne zasoby Polski”. To jest ważny problem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Przed burzą?

Reklama

Uczestniczący w warszawskim spotkaniu ks. prof. Paul Zulehner, wybitny austriacki socjolog religii, badacz europejskiej religijności proponujący konkretne wnioski pastoralne, z pewnością nie należy do zatwardziałych optymistów. Z jego ocen wynika, że Kościół w Polsce czeka jeszcze czas wielkich napięć związany z szybką modernizacją kraju po wstąpieniu do Unii Europejskiej, a może nawet najdzie jeszcze burza, podobnej do tej, która przeszła przez zachodni Kościół po Soborze Watykańskim II, czyli 40 lat temu.
Z badań ks. prof. Zulehnera nad religijnością państw postkomunistycznych wynika, że przekonania o malejącej religijności najsilniejsze są właśnie w Polsce, nieco mniejsze w Czechach i Słowenii, najsłabsze zaś na Ukrainie, Białorusi, w Mołdawii, Serbii i Bułgarii. W Polsce aż 70% badanych uważa, że za 10 lat będzie mniej osób religijnych niż jest ich obecnie (na Ukrainie tak sądzi tylko 10%, w Bułgarii 15%). Silniejszy zwrot ku religii obserwowany w byłych krajach komunistycznych dotyczy więc zwłaszcza narodów prawosławnych.
Ks. prof. Paul Zulehner jest tym, który od dawna wieszczy, że chrześcijańskie Kościoły Europy muszą się przygotować na sytuację mniejszości, mówi o „pożegnaniu z wielkim Kościołem”, o spadku jego znaczenia, o kryzysie transformacji chrześcijaństwa, ale uważa, że w ostateczności „katolickość nadejdzie”. Jego zdaniem, dominujący w społeczeństwach zachodnich „pozbawiony religii pragmatyzm dnia powszedniego”, a także „coraz bardziej agresywny neoateizm”, wywołać muszą i już wywołują efekt znużenia i odwrotu. Ludzie zaczynają już odchodzić od „wyczerpanego duchowo” modernizmu, ale… szukają sensu życia raczej poza, również „wyczerpanym duchowo”, Kościołem, np. w duchowości różnych tradycji azjatyckich.
Kościół musi się więc zmienić, uważa ks. prof. Zulehner. Musi nie tylko umieć się odnaleźć w coraz bardziej spolaryzowanym religijnie i światopoglądowo środowisku, ale przede wszystkim musi umieć odpowiedzieć na nowe, być może coraz większe, zapotrzebowania duchowe bardzo już zróżnicowanych wewnętrznie społeczeństw. Nieuchronnością jest konieczność bliskiego współistnienia trzech światopoglądów: chrześcijańskiego, ateistycznego i muzułmańskiego. Może to być - analizuje ks. prof. Zulehner - współistnienie pokojowe, w dialogu i współpracy, ale równie możliwa jest konfrontacja. Trudno dziś powiedzieć, który model koegzystencji weźmie górę.

Młodzi Polacy palą znicze

Polscy badacze religijności wydają się być bardziej optymistyczni. Zdaniem dr. Tomasza Żukowskiego, politologa z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, przyszłość polskiego Kościoła nie będzie powtórzeniem przeszłości Kościoła na Zachodzie. Przede wszystkim dlatego, że Polacy mają za sobą doświadczenie Kościoła, który był zawsze - i co ważne taki pozostaje w pamięci ostatnich pokoleń - przestrzenią wolności, a nie instytucją, która wolność odbiera.
Obawy, co do strat religijności w związku z modernizacją kraju są przesadzone - dowodzi dr Tomasz Żukowski - młodzi Polacy są najbardziej proreligijni wśród swoich rówieśników w Europie, a ponadto zajmują trzecie miejsce, gdy chodzi o postawę prorynkową. Najmniej religijni są młodzi Francuzi, a przy tym są niezwykle krytyczni wobec wolnego rynku. „Gdy młodzi Polacy angażują się w coś, palą znicze, zaangażowanie młodych Francuzów wyraża się w paleniu samochodów” - mówił dr Żukowski, nawiązując do postawy polskiej młodzieży wobec śmierci Jana Pawła II. Zdaniem Żukowskiego, są w Polsce zarodki nowych wzorców religijności, które Polska może przekazać Europie.
W debacie na temat „Kościół z Polski w Europie” bardzo często przywoływano fenomen polskiej religijności związany z chorobą i śmiercią Jana Pawła II. Wtedy okazało się, że religijne tłumy w Polsce mogą gromadzić się z nakazu serca, a nie z jakiegokolwiek innego. Co ważne, tej duchowej samoorganizacji dokonali ludzie młodzi… I wtedy też, po raz chyba pierwszy w historii, to biskupi w Warszawie zostali przez laikat zaproszeni na Mszę św., a nie odwrotnie. Przypomniał o tym „incydencie” Dariusz Karłowicz, filozof, publicysta, wydawca rocznika filozoficznego „Teologia Polityczna”, dopatrując się w tym fakcie pierwszych symptomów przemiany i odnowy Kościoła w Polsce.

Uruchomić zasoby

Dariusz Karłowicz zwrócił również uwagę na ogólnie panującą w Polsce, nieprzychylną Kościołowi i religii, atmosferę usilnie tworzoną przez wpływowe media: - W Polsce obowiązuje wzorzec mówienia o Kościele wtedy, gdy dzieje się coś złego, a nie dobrego. Ukuto nawet pojęcie „sekularyzacji ujemnej”, aby nie mówić o tym, że to modernizacyjne zeświecczenie jednak zbyt szybko nie postępuje.
Na prognozę ks. prof. Zulehnera, o czekającym polską religijność burzliwym okresie, polscy socjologowie zgodnie zareagowali stwierdzeniem, że całkiem spore - i uodparniające - trzęsienie ziemi polski Kościół ma już za sobą. Ich zdaniem, czas kryzysu lat 1990-93 i ówczesne, brutalne ataki na Kościół, choć spowodowały pewne straty, to jednak zyski okazały się ważniejsze. Wtedy bowiem w Polsce katolicyzm tradycyjny przeistaczał się w katolicyzm z wyboru. Silniejszy, bo coraz bardziej stawała się potrzebna odwaga, by przyznawać się do wiary. A to wzmacnia nasze chrześcijaństwo - przekonywał Dariusz Karłowicz.
Zbigniew Nosowski, socjolog i teolog, szef Laboratorium „Więzi”, uważa, że pytanie o przyszłość polskiego chrześcijaństwa wciąż pozostaje bez pewnej odpowiedzi, choć on sam jest coraz bardziej umiarkowanym optymistą. Najbardziej niepokoi się tym, że Kościół „nie potrafi uruchomić istniejących w nim zasobów”. Mimo że deklaracje wiary od 20 lat utrzymują się na tym samym poziomie, to jednak zmniejsza się przekonanie Polaków, że Kościół potrafi dać odpowiedzi na współczesne moralne dylematy. Zdaniem Nosowskiego, dzisiejszy polski Kościół nie umie być Kościołem społecznym, choć już wie, że nie może być politycznym.
Pytanie, czy spełni się nadzieja ks. prof. Paula Zulehnera wyrażona na zakończenie konferencji „Kościół z Polski w Europie”, że w przyszłości to wierzący chrześcijanie z Polski będą mieli wpływ na kształt Europy, pozostaje otwarte.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Wałbrzych. Włamanie i profanacja w sanktuarium. Sprawca zatrzymany

2025-11-13 10:55

[ TEMATY ]

Wałbrzych

profanacja

kradzież

ekspiacja

profanacja kościoła

Komenda Miejska Policji w Wałbrzychu

Uszkodzona kasetka na datki – ślad po włamaniu dokonanym w nocy z 10 na 11 listopada.

Uszkodzona kasetka na datki – ślad po włamaniu dokonanym w nocy z 10 na 11 listopada.

W nocy z 10 na 11 listopada w sanktuarium Drzewa Relikwii Krzyża Świętego na wałbrzyskim Podzamczu doszło do profanacji i kradzieży.

Jak poinformował Oficer Prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Wałbrzychu, kom. Marcin Świeży, 40-letni mieszkaniec miasta włamał się do czterech kasetek na datki i ukradł znajdującą się tam gotówkę. Mężczyzna wszedł do kościoła jeszcze w godzinach wieczornych, ukrył się w jednym z pomieszczeń, a gdy świątynia została zamknięta, wyłamał zabezpieczenia i zabrał pieniądze - prawdopodobnie nawet kilka tysięcy złotych. Następnie opuścił obiekt.
CZYTAJ DALEJ

Premierowi brakuje długopisu

2025-11-15 10:12

[ TEMATY ]

felieton

Prezydent Karol Nawrocki

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Sto dni temu Karol Nawrocki stanął w Sejmie, złożył przysięgę i – wbrew przyzwyczajeniom ostatnich lat – nie zaczął swojej prezydentury od wojennego okrzyku, tylko od wezwania do jedności i osobistego przebaczenia. W inauguracyjnym orędziu nie było ani fajerwerków PR, ani łzawych opowieści o własnym życiu. Był za to bardzo konkretny plan: „Plan 21”, mocne akcenty suwerenności, sprzeciw wobec dalszego oddawania kompetencji do Brukseli, wsparcie dla inwestycji strategicznych – od CPK po modernizację armii – oraz zapowiedź naprawy ustroju i pracy nad nową konstytucją do 2030 roku. Do tego diagnoza: lawinowo rosnący dług, kryzys demograficzny, zapaść mieszkalnictwa.

„Polska jest na bardzo złej drodze do rozwoju” – powiedział prezydent. Trudno się z tą diagnozą spierać, nawet jeśli ktoś nie głosował na Nawrockiego. Minęło raptem sto dni i nagle okazuje się, że za wszystkie niepowodzenia rządu odpowiada właśnie on. Koalicja Obywatelska wypuszcza grote-skowy filmik, w którym prezydent zostaje ochrzczony „wetomatem”. Ugrupowanie, którego lider sam przyznał, że zrealizował około 30 procent własnych „100 konkretów na 100 dni” – ale w… 700 dni – teraz chce rozliczać głowę państwa z każdej decyzji. Donald Tusk już tłumaczył obywatelom, że obietnice go nie obowiązują, bo nie dostał „100 procent władzy”, więc trzydzieści procent powinno nam wystarczyć. Problem w tym, że dzień przed zaprzysiężeniem rządu, już po znanych wynikach i podziale mandatów, z sejmowej mównicy w dość butnym tonie te same zobowiązania potwierdzał, trzymając w ręku słynny program.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję