Andaluzja z lotu ptaka
Reklama
Niedawno miałem okazję przelatywać nad południową częścią Półwyspu Iberyjskiego. Z wysokości 10 km widać było jak na dłoni wybrzeże Morza Śródziemnego, Almerię - wielkie portowe miasto,
nieco dalej - masyw Sierra Nevada z pokrytymi śniegiem szczytami, następnie, wśród gór, dało się zauważyć dachy Grenady, a nieco dalej, już na nizinie, pojawiła się Kordoba
- serce Andaluzji. Dla większości Europejczyków egzotyczna Andaluzja - symbol „południa” Europy - kojarzy się z gorącą krwią jej mieszkańców, z flamenco
i z hiszpańską religijnością, której charakterystycznym przejawem są uroczyste obchody Wielkiego Tygodnia. Tym razem jednak, patrząc na Andaluzję z lotu ptaka, myślałem
o Bin Ladenie. Co ma wspólnego szef terrorystycznej organizacji islamskiej z tym regionem „katolickiej” Hiszpanii?
Odpowiedź na to pytanie daje historia: przez siedem wieków na Półwyspie Iberyjskim istniało kwitnące państwo muzułmańskie, zwane kalifatem Kordoby - chrześcijańscy królowie Hiszpanii odbili
te tereny dopiero w XV wieku. Bin Laden wspomniał o Andaluzji w jednym ze swoich przemówień transmitowanych przez telewizję Al Dżazira, gdy powiedział: „Nie
stracimy Palestyny, tak jak straciliśmy Andaluzję”. Słowa te najlepiej świadczą, jak wielkie znaczenie miało dla islamu istnienie na terenie Europy tego kalifatu. Dziś muzułmanie coraz częściej
wspominają Andaluzję, a związane jest to z działalnością ruchów panislamistycznych. Niektóre ugrupowania ekstremistyczne stawiają sobie za cel ponowny podbój Hiszpanii.
W czasie wojny w Afganistanie w latach 80. przywódcy religijni wzywali do „świętej wojny” o odzyskanie „świętych miejsc islamu i islamskiego
państwa Andaluzji”. Algierscy ekstremiści islamscy chcieli „rozpętać świętą wojnę na terenie Andaluzji”. Jako ciekawostkę można podać fakt, że przywrócenie kalifatu w Andaluzji
było jednym z punktów testamentu politycznego ajatollaha Chomeiniego - przywódcy rewolucji islamskiej w Iranie.
Ekspansja islamu
Islam - religia, której początek dała działalność Mahometa, rozprzestrzeniał się na świecie dzięki podbojom. Po śmierci Mahometa w 632 r. kalifowie - jego następcy - podejmowali działania militarne, dzięki którym pod wpływami islamu znalazł się cały Półwysep Arabski, Azja Zachodnia, część Chin i Indii, Afryka Północna z Egiptem włącznie. Nie trzeba wyjaśniać, że podbój ten często oznaczał zniszczenie dynamicznie rozwijających się lokalnych Kościołów Azji i Afryki oraz stopniowe nawracanie chrześcijan na islam (dziś, gdy tak często wytyka się chrześcijanom krucjaty, należy przypominać zbrodnie dokonane przez arabskich najeźdźców w czasie zbrojnej ekspansji islamu).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kalifaty
Reklama
W 711 r., tzn. w niecałe 80 lat od śmierci Mahometa, Arabowie podbili Półwysep Iberyjski, a zajęte ziemie nazwali Al-Andalus. Następnie wojska arabskie przekroczyły Pireneje
i kontynuowały podbój Europy. Powstrzymał je dopiero pod Poitiers władca Franków Karol Młot, a było to w 732 r. W tym samym czasie rozpoczął się proces
islamizacji Andaluzji, który na początku dotyczył języka i kultury, a następnie przybrał formę „nawracania” miejscowej ludności - Arabowie nazywali Hiszpanów muladi
- na islam. Abd ar-Rahman I (756-775) z rodu Omajjadów stanął na czele islamskiego państwa - najpierw emiratu, a następnie kalifatu Kordoby - dając początek
dynastii, która będzie nim rządzić przez kilka wieków.
Kalifat jest charakterystyczną dla islamu formą państwa teokratycznego. Na jego czele stali kalifowie, tzn. następcy proroka Mahometa, którzy byli dla muzułmanów zwierzchnikami zarówno religijnymi,
jak i świeckimi. Pierwszymi czterema kalifami byli: Abu Bakr, Omar I, Osman i Ali. Ali, zięć i kuzyn Mahometa, był ostatnim z tzw. kalifów doskonałych lub sprawiedliwych.
Został zamordowany w 661 r., a jego grób znajduje się w An-Nadżafie w Iraku. Zabójstwo Alego dało początek wielkiemu rozłamowi w społeczności
islamskiej na sunnitów i szyitów (szyici to mniejszość muzułmańska, która uznaje, że jedynie potomkowie Alego są prawomocnymi kalifami). Większość sunnicka zorganizowała potężny kalifat Omajjadów
(661-750), którego stolicą został Damaszek. Wewnętrzne walki doprowadziły do powstania nowej dynastii - Abbasydów, która rządziła od 750 do 1258 r. Abbasydzi byli szyitami i ustanowili
stolicę swego kalifatu w Bagdadzie. Powoli jednak wielkie kalifaty zaczęły się rozpadać, a na ich miejscu powstawały mniejsze, tak jak kalifat Fatymidów w północnej Afryce
czy wspomniany już kalifat Kordoby. Powstawały też księstwa muzułmańskie. Na czele niektórych z nich stali sułtanowie, którzy zazwyczaj starali się o uznanie ich władzy przez urzędującego
kalifa.
Proces podziału kalifatu miał też miejsce w Andaluzji. Równocześnie, począwszy od IX wieku, wojska chrześcijańskie zaczęły powoli odzyskiwać zajęte przez Arabów ziemie, które włączono do
Królestwa Kastylii. Do 1300 r. muzułmanie nie tylko stracili księstwa Walencji i Murcji, ale także Kordobę i Sewillę. Upadek emiratu Grenady w 1492 r. i wygnanie
Maurów oznacza koniec islamskiej Andaluzji i kalifatu w Europie.
Wraz ze zdobyciem Bagdadu przez Mongołów w 1258 r. kończy się również historia kalifatu w Azji. Próbuje go reaktywować w 1512 r. sułtan z rodu
Osmanów Selim I, który przyjął imię kalifa. Sułtani osmańscy uważali się za dziedziców kalifatu Omajjadów i Abbasydów, i chociaż ich władza doczesna ograniczała się do
obszaru Imperium Osmańskiego, ich wpływy jako „kalifów” rozciągały się na cały islam sunnicki. Za ostatniego wielkiego kalifa, który wywierał wielki wpływ na świat muzułmański,
uważa się tureckiego sułtana Abdula-Hamida II (1876--1909). W 1920 r. na mocy traktatu w Sčvres zlikwidowano Imperium Osmańskie, w 1922 r. zniesiono sułtanat,
a w 1924 r. - po tym, jak Turcja Kemala Paszy została republiką - również urząd kalifa. O tych wydarzeniach na Zachodzie mało kto pamięta, lecz dla muzułmanów
są to po dziś dzień fakty bardzo żywe i dramatyczne. Najlepiej świadczy o tym wspomniane już przemówienie Bin Ladena, który mówiąc o ataku terrorystycznym 11 września
2001 r., stwierdził, że to, co przeżyli Amerykanie, jest niczym w porównaniu z tym, co świat muzułmański wycierpiał 80 lat temu. Nie ulega wątpliwości, że to stwierdzenie saudyjskiego
szejka dotyczyło upadku Imperium Osmańskiego oraz zlikwidowania sułtanatu i kalifatu.
Czy powstaną nowe kalifaty?
Kalifat był i jest dla wielu wyznawców religii proroka Mahometa symbolem jedności społeczności muzułmańskiej. Obecne przebudzenie islamu i jego radykalizacja sprawiły, że wielu muzułmanów,
szczególnie tych związanych z ugrupowaniami ekstremistycznymi, snuje plany reaktywownia kalifatów. W planach talibów - którzy jeszcze nie tak dawno rządzili Afganistanem -
jak również Al-Kaidy było utworzenie rozległego kalifatu, który miałby obejmować muzułmańską prowincję Chin, Xinjiang, Kaszmir (dziś należący do Indii), Tadżykistan, część Kirgizji i Uzbekistanu,
Afganistan, Pakistan, Iran, Azerbejdżan, Dagestan i Czeczenię.
Warto poświęcić też kilka słów Irakowi. „Laicki” reżym Saddama Husajna zwalczał ekstremistów muzułmańskich, głównie szyitów, którzy byli pierwszymi ofiarami jego dyktatorskich rządów.
Rząd amerykański oskarżał Saddama o współpracę z Al-Kaidą, lecz nie ma na to dowodów. Wiadomo natomiast, że w górach Kurdystanu na północy Iraku miała swe bazy związana
z Al-Kaidą organizacja Ansar al Islam (Uczniowie Islamu). Bazy te zostały zniszczone przez oddziały specjalne armii amerykańskiej zaraz na początku wojny. Ocenia się, że ok. 200 partyzantów
zostało zabitych, a większość schroniła się w sąsiednim Iranie. Następnie wrócili oni na terytorium Iraku i prawdopodobnie to właśnie oni zorganizowali zamach na ambasadę
Jordanii w Bagdadzie. To zadziwiające, że duchowy przywódca organizacji, mułła Mustafa Krekar, uzyskał azyl w Norwegii, skąd grzmi przeciw okupantom: „Uczynimy z Iraku
piekło dla żołnierzy koalicji”. Krekar wyjaśnił również, że walka, którą jego organizacja prowadzi w Iraku, jest jedną z bitew wielkiej wojny o „przywrócenie
kalifatu, który upadł wraz w upadkiem Imperium Osmańskiego”. Widać z tego wyraźnie, że celem fundamentalistycznej „międzynarodówki” islamskiej jest teraz uczynienie
z tego państwa następnego ogniwa wielkiej muzułmańskiej teokracji.
Terroryści muzułmańscy dążący do islamizacji świata nie mogli w swych planach działania pominąć Indonezji - państwa, które zamieszkuje największa grupa wyznawców Mahometa. Od lat
działa tam organizacja Laskar Jihad, która dopuściła się mordów na chrześcijanach na Molukach. O wiele groźniejsza jest jednak organizacja Jemaah Islamiyah, która ściśle współpracuje z Al
Kaidą. To ona odpowiedzialna jest za zamachy bombowe na wyspie Bali i w hotelu Marriott w Dżakarcie. Ostatnio udało się pojmać jednego z jej członków,
Riduana Ismuddina, pseudonim Hambali, który uchodzi za człowieka Bin Ladena i jednego z najbardziej niebezpiecznych terrorystów świata. Ojcem duchowym Jemaah Islamiya
jest Abu Bakar Baashir, urodzony w Indonezji syn emigrantów z Jemenu, który otwarcie deklaruje, że celem działania organizacji jest utworzenie w Azji Południowo-Wschodniej
państwa islamskiego. W skład tego kalifatu miałyby wchodzić: Indonezja, Malezja, Singapur, Brunei oraz część terytoriów Filipin, Tajlandii i Mianmaru.
Czasami próby utworzenia kalifatu przybierają prawie groteskowe formy. Kilka lat temu Metin Kaplan, Turek mieszkający w Niemczech, kierował działalnością tzw. „kalifatu Kolonii”.
Bazą Kaplana był meczet w Kolonii, a z „kalifatem” związanych było 19 organizacji islamskich, które stawiały sobie za cel wprowadzenie islamskiego
prawa szarijatu w Turcji i wszędzie tam, gdzie przebywają wyznawcy islamu. Wywiad niemiecki odkrył, że delegacja „kalifatu” udała się do Afganistanu w celu
nawiązania współpracy z Bin Ladenem. Niestety, aż do zamachów 11 września 2001 r. władze Niemiec nie mogły podjąć działań przeciwko temu niebezpiecznemu „kalifatowi”, gdyż
tamtejsze prawo nie pozwala na zlikwidowanie organizacji, która kieruje się religijną wizją świata. Sytuacja zmieniła się po 11 września. Zlikwidowano wtedy organizację, gdyż - jak stwierdził Otto
Schilly, minister spraw wewnętrznych Niemiec - „tzw. kalifat podburzał ludzi przeciwko demokracji, przeciwko wyznawcom innych religii i przeciwko Turcji, a co za tym
idzie - narażał na niebezpieczeństwo interesy Niemiec”.
Milenaryzm islamski
Wielu ludzi zastanawia się, czemu należy przypisać niezwykłe przebudzenie religijne wśród muzułmanów, wzrost nastrojów antyzachodnich, kształowanie się postaw fundamentalistycznych oraz rozprzestrzenianie
się islamskich organizacji terrorystycznych. Bez wątpienia zjawiska te są konsekwencją niepowodzenia modernizacji i demokratyzacji państw muzułmańskich. Jak trafnie powiedzał mój znajomy, wyznawca
islamu: „Świat muzułmański rozczarował się socjalizmem i kapitalizmem, pozostał mu tylko islam”.
Inni wskazują na punkt zwrotny w dziejach islamu - powstanie państwa Izrael. Okupacja „ziem islamu” i jego świętych miejsc w Jerozolimie, wygnanie
Palestyńczyków z ich domostw oraz cierpienia uchodźców palestyńskich miałyby być przyczną obecnej radykalizacji postaw w świecie islamskim.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden czynnik, którego nie należy bagatelizować - rozprzestrzenianie się wśród muzułmanów ideologii milenarystycznych. Tradycyjnie doktryna milenarystyczna
związana jest z chrześcijaństwem i głosi, że Chrystus po pokonaniu antychrysta powtórnie wróci na ziemię i nastanie „Królestwo Boże”, które trwać będzie tysiąc
lat. Kościół katolicki zawsze przeciwstawiał się uproszczonemu postrzeganiu wydarzeń historycznych i politycznych w optyce tej wizji eschatologicznej. Idee milenarystyczne są natomiast
bardzo rozpowszechnione wśród protestantów, szczególnie w Stanach Zjednoczonych (w protestantyzmie nie istnieje Nauczycielski Urząd Kościoła). Nawet Ronald Reagan, będąc prezydentem USA, używał
apokaliptycznych sformułowań zaczerpniętych z ideologii milenarystycznej (ZSRR określał mianem „imperium zła” i mówił o nadchodzącej bitwie Armagedon). Również
islam, który przez jego wyznawców uważany jest za ostatnią religię objawioną, ma aspekty eschatologiczne. Koran bardzo mało mówi na temat „ostatecznych czasów”, dlatego muzułmanie
interpretują hadith - pozakoraniczne powiedzenia Mahometa (nie zawsze autentyczne), które dotyczą tego tematu. Na końcu historii straszne konflikty wstrząsną światem, ludzie wrócą do pogaństwa i będą
oddawać się pijaństwu i rozpuście. Prawdziwie wierzący - z pomocą Mahdiego, wysłannika Boga - odniosą jednak zwycięstwo nad siłami zła i zdobędą Jerozolimę
(niektórzy sunnici utożsamiają Mahdiego z Jezusem, który stanie się muzułmaninem, natomiast wielu szyitów uważa, że Mahdi to dwunasty Imam, który powróci na ziemię jako ostatni następca Proroka).
Oficjalna teologia islamska - na przykład reprezentowana przez Uniwersytet Al-Azhar w Kairze - odcina się od interpretowania współczesnych wydarzeń, również politycznych, w ujęciu
eschatologicznym. Cóż z tego, gdy wielkie rzesze muzułmanów, najczęściej tych mniej wykształconych, rozczytują się w fantastycznych powieściach milenarystycznych, w których
pewne aspekty teologii islamskiej wymieszane są z fundamentalistycznymi ideami protestanckimi, stereotypami antysemickimi, ezoteryzmem i przepowiedniami Nostradamusa. W powieściach
tych czytamy, że działalność antychrysta jest spiskiem żydowskim, a Stany Zjednoczone są głównym narzędziem tego spisku. Wrogiem islamu byliby również wszyscy chrześcijanie, szczególnie zaś
Watykan. Można sobie wyobrazić, jaki wpływ mają tego typu powieści - wydawane w olbrzymich nakładach - na prostych muzułmanów. Niektórzy naukowcy twierdzą wprost, że wiele współczesnych
zjawisk religijnych, społecznych i politycznych można wytłumaczyć szerzącym się wśród wyznawców islamu pseudomilenaryzmem. Prof. Catherine Wessinger z amerykańskiego Loyola University
wysunęła hipotezę, że ruch zorganizowany przez Bin Ladena należy traktować w kategoriach milenaryzmu, który nazywa „milenaryzmem rewolucyjnym”. Jego rewolucyjny charakter polega
na tym, że nie ogranicza się on do oczekiwania na wydarzenia eschatologiczne, ale używając przemocy próbuje stworzyć nowy porządek w świecie i wpływać na bieg historii. Tego typu
idee powodują m. in., że terroryzm czy samobójczy zamach zaczynają być postrzegane jako prawomocny sposób walki.
Interwencja wojsk koalicji w Iraku to prawdziwy „dar” dla wszystkich muzułmańskich ekstremistów, którzy stawiają sobie za cel ostateczne rozprawienie się z Zachodem,
tzn. „amerykańskim Szatanem, Żydami i krzyżowcami” (ocenia się, że tylko z Arabii Saudyjskiej na dżihad - świętą wojnę - do Iraku wyjechało 3 tys. ludzi).
Gdy kilka lat temu prof. Huntington przedstawił teorię „konfliktu cywilizacji”, uznano ją za polityczną fantazję. Jednak dla wielu fundamentalistów islamskich starcie między cywilizacją
Zachodu a islamem jest już rzeczywistością - religijnie motywowaną bitwą „końca czasów”.