Reklama

Przed beatyfikacją Jana Pawła II

„Był otwarty na drugiego człowieka” - kard. Henryk Gulbinowicz wspomina Ojca Świętego

Beatyfikacja Jana Pawła II odbędzie się 1 maja 2011 r. - ogłosił papież Benedykt XVI. Tym samym proces beatyfikacyjny, który trwał pięć lat, a który potwierdził powszechną opinię o świętości Karola Wojtyły, dobiegł końca. Zakończyło go uznanie przez Kościół cudu za wstawiennictwem Jana Pawła II - uzdrowienia z zaawansowanej choroby Parkinsona francuskiej siostry zakonnej Marie Simon-Pierre. Symboliczna jest data wyniesienia Papieża na ołtarze, w tym roku wypada w ten dzień Niedziela Miłosierdzia Bożego - święto ustanowione przez Papieża z Polski. W związku z beatyfikacją w kolejnych numerach „Niedzieli Wrocławskiej” będziemy publikować wspomnienia znanych osobistości - duchownych i świeckich - poświęcone Janowi Pawłowi II i jego związkom z Wrocławiem i Dolnym Śląskiem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

- Księdza prof. Karola Wojtyłę poznał Eminencja jesienią 1953 r. na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Czy wykłady ks. Wojtyły cieszyły się dużym zainteresowaniem studentów?

Reklama

Kard. Henryk Gulbinowicz: - Ks. prof. Karol Wojtyła pojawił się na KUL-u na początku roku akademickiego 1953/54. Od razu studenci zaczęli mówić, że warto go posłuchać; że jego wykłady z etyki są bardzo ciekawie. Poszedłem posłuchać jego wykładu. Wchodzę, a tam sala pełna ludzi. Wykład był dość trudny, tak jak zresztą jego wszystkie wykłady i książki. Jeśli na przykład zaczniemy czytać książkę „Osoba i czyn”, to należy bardzo się skupić. Najlepiej powracać kilka razy do początku, by odkryć sens tego, co chciał przekazać, a przekazał wiele i mądrze. Podczas wykładów studenci, jak to studenci - jedni słuchali, inni mówili, że to za trudne, a jeszcze inni, że nauczą się z notatek i nie będą chodzili na wykłady. Znam przypadek, kiedy jedna ze studentek nawet nie wiedziała, jak wygląda ks. prof. Karol Wojtyła. Przyszła z indeksem, bo chciała uzyskać wpis. On nie wyglądał na profesora w dawnym typie - był młody, wysportowany, energiczny. Dziewczyna spytała spotkanego na korytarzu ks. Wojtyłę, czy wie, gdzie jest ks. prof. Wojtyła. Spojrzał na nią zdziwiony i zapytał: „Koleżanka na tym wydziale studiuje? „Tak. I muszę mieć wpis z etyki. Muszę znaleźć ks. prof. Wojtyłę. Proszę mi pomóc”. „To daj indeks. Ja nazywam się Wojtyła” - odpowiedział. Dopiero wtedy zrozumiała, z kim rozmawia, ile u profesora ludzkiej życzliwości, bo przecież mógł ją zbesztać i powiedzieć - przychodzisz po podpis, a nawet nie wiesz, jak wygląda twój wykładowca. Ale nie zrobił tego. Wydaje mi się, że to było piękne, ludzie i to go zawsze charakteryzowało. Zobaczył studentkę, która nie była zainteresowana zbytnio dziedziną, którą wykładał, ale chciała zaliczyć rok i uzyskać podpis w indeksie. Może na egzaminie, jeżeli rozpoznał, to dokładniej wypytywał, ale tu i teraz pokazał, że nawet jak ktoś popełnia potworną gafę, to należy być otwartym na drugiego człowieka i wyrozumiałym w miarę możliwości. Później lepiej poznałem ks. prof. Karola Wojtyłę, kiedy został biskupem, arcybiskupem, kardynałem, papieżem, ale zawsze byłem świadkiem tego otwierania się na drugiego człowieka. Można było z nim bardzo łatwo nawiązać kontakt, nie stwarzał dystansu. Dlatego ludzie do niego tak lgnęli. Pamiętam, co mówili koledzy z Krakowa, z którymi studiowałem. Opowiadali, że ks. Wojtyła jest towarzyski, ma pogodne usposobienie, jest wesoły, lubi żarty. Młodzież może dlatego otwierała się przed nim i opowiadała o swoich problemach życiowych.

- Ojciec Święty Jan Paweł II dwukrotnie był we Wrocławiu w 1983 r. i w 1997 r. na zakończenie 46. Światowego Kongresu Eucharystycznego. To po tych wizytach rozmawiał Ksiądz Kardynał z Ojcem Świętym w Watykanie o pomniku... Jana Pawła II.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Mam zasadę, że jeśli ktoś żyje, to nie stawiam pomników. Nawet Papieżowi. Inni biskupi stawiali pomniki Ojcu Świętemu. Ci, którzy mnie dobrze znali, wciąż pytali: „Ojciec Święty przyjeżdża do Wrocławia, a ty nie stawiasz pomnika? Czy Papież nie będzie urażony twoim postępowaniem?”.
Byłem kiedyś zaproszony na posiłek z Ojcem Świętym. Siedzimy przy stole; odważyłem się zapytać: „Wasza Świątobliwość był już we Wrocławiu dwa razy. Czy Ojciec Święty chce, byśmy wybudowali mu w naszym mieście pomnik, czy coś innego?”. Papież popatrzył na mnie nieco zaskoczony tym pytaniem i z uśmiechem zapytał: „A co to jest coś innego, skoro mam wybierać?”. „Proszę Ojca Świętego. Mamy we Wrocławiu od 300 lat Wydział Teologiczny. Są tam studenci - klerycy. Oni mieszkają w seminarium. Mamy tam kleryków zakonnych. Ci mieszkają w zakonach. Mamy też siostry zakonne, które również mieszkają w klasztorach. A młodzież świecka nie ma domu akademickiego. Chciałbym wybudować taki dom, który nazwiemy Domem im. Jana Pawła II”. „Kto będzie tam mieszkał?” - zapytał Papież. „Studenci naszej uczelni, którzy mają trudne warunki ekonomiczne. Będą mogli za symboliczną opłatą znaleźć dach nad głową” - odpowiadam. A Papież pyta dalej: „A studentki? Studentek tam nie wpuścisz?”. Ja na to: „A jak coś się tam urodzi? To, co? W metryce napiszemy:... urodził się w domu Jana Pawła II?”. „A to nie, to nie...” - powiedział Papież. Wziął mnie za rękę i dodał: „Ten drugi pomysł lepszy niż ten pierwszy z pomnikiem”. „Ale droższy!” - dodałem. Wszyscy się zaczęli serdecznie śmiać. Wybudowaliśmy dom akademicki i to jest nasz pomnik Jana Pawła II. Chcę zwrócić jeszcze uwagę na jego pytanie o studentki; o to, kto będzie mieszkał w tym domu. Tu też widać troskę o drugiego człowieka. Nikogo nie chciał pominąć. Jeśli pomagać, to na ile tylko można wszystkim potrzebującym.

- Podczas spotkań z Ojcem Świętym Ksiądz Kardynał opowiadał różne żarty. Z jakich najbardziej śmiał się Papież?

Reklama

- Ojciec Święty lubił pogodną atmosferę podczas posiłku. Kiedy przyjeżdżałem do Watykanu, to starałem się nie przychodzić z kłopotami. Bo i tak miał przecież ich sporo. Myślałem sobie - będę u Ojca Świętego pół godziny, może godzinę i mam mu truć o jakiś problemach?. Od tego są przecież urzędnicy w Watykanie... Starałem się mówić Ojcu Świętemu o tym, co się udało, co sprawiało mu radość i wywoływało uśmiech na jego twarzy. Kiedyś pozwolił, bym opowiedziałem mu na przykład następujący żart.
Żyło małżeństwo bardzo zgodliwie, religijne, mieli dzieci. Ale umarł mąż. Wdowa pożegnała go, pochowała, jak Pan Bóg przykazał. Przyszedł czas, że Pan Bóg przeciął również jej nić życia. Poszła do wieczności, do św. Piotra. Puka do bramy. Święty Piotr otwiera i pyta: „Czego chcesz kobieto?”. Ona zapytała o swoje miejsce w niebie. Razem ze św. Piotrem poszukali w księgach. Znaleźli. Kobieta poszła do wyznaczonego miejsca. Jak to kobieta - popatrzyła, stwierdziła, że jest dużo światła, wszystko posprzątane, czyste. W pewnym momencie przypomniała sobie, że przecież tu gdzieś powinien być jej mąż. Wróciła do św. Piotra i pyta o męża. Ponownie szukają w księgach, ale go nie znaleźli... Kobieta była oburzona: „Przecież był dobrym człowiekiem, szlachetnym, modlił się, mieliśmy dzieci... Może jest w księdze świętych?” - pyta. Szukają i szukają również w tej księdze, ale też nie znaleźli... Kobieta była coraz bardziej wzburzona. Prawie krzyczała: „Jak to, przecież do kościoła chodził, pacierz zmawiał, wnuków doczekaliśmy, 40 lat byliśmy ze sobą...”. Jak św. Piotr usłyszał słowa, że 40 lat byli ze sobą, to ocknął się i mówi: „Kobieto! Trzeba było od razu tak mówić! Przecież on będzie w księdze męczenników!”. I tam go znaleźli.

- Oprócz wesołych rozmów Ksiądz Kardynał dyskutował z Ojcem Świętym m.in. o sytuacji w Polsce podczas stanu wojennego, o sytuacji prześladowanych księży. Czy Papież pytał np. o ks. Jerzego Popiełuszkę?

Reklama

- Pamiętam jedną taką rozmowę. Znałem ks. J. Popiełuszkę. Pochodził z Suchowoli k. Białegostoku, gdzie byłem biskupem. Kiedyś siostry księdza Jerzego przyjechały do mnie z pytaniem, co mają robić, ponieważ Jerzy chce wstąpić do seminarium w Warszawie. Odpowiedziałem, żeby nic nie należy robić. Ma przecież prawo wyboru i nie ma żadnego przepisu, który nakazywałby mu wstąpić do seminarium w Białymstoku. Potem spotkałem Jerzego Popiełuszkę w Krynicy Morskiej. Wysłał go tam prymas Polski kard. Stefan Wyszyński po tym, jak zakończył ciężki pobytu w jednostce wojskowej w Bartoszycach. Dowiedziałem się, jakie mieli tam warunki wezwani do wojska klerycy. O tym opowiedziałem Papieżowi.
Pamiętam bardzo dobrze jedno ze spotkań w tamtego okresu. Było to po zamachu na Papieża na Placu św. Piotra. Zapytałem: „Ojcze Święty, czy jak Ojciec wyjeżdża na środową audiencję, to zakłada kamizelkę kuloodporną?”. „Nie” - odpowiedział. „Dlaczego?” - pytam. „Przecież jest tylu złych ludzi na świecie”. A on spojrzał na mnie i powiedział słowa, które będę pamiętał do końca życia: „Słuchaj, wszystko jest w rękach Pana Boga. Tam długo będę żył, jak długo będę potrzebny Panu Bogu”. Jak Ojciec Święty to wtedy powiedział! Z jakim wewnętrznym przeświadczeniem o tym, że jest w rękach Pana Boga! A jak się jest w rękach Pana Boga, to zawsze będzie tak, jak w danym momencie jest dla człowieka najlepiej. Wiele razy wracałem myślą do tych słów. Zaufać Bogu, czyli uważać, że On, Pan Bóg wie lepiej, co mi potrzeba. On wie lepiej niż ja... Często zabezpieczamy się na różne sposoby, przewidujemy, denerwujemy się, co będzie dalej, a przecież jest Bóg, który wie lepiej... Pamiętając te słowa Jana Pawła II, sformułowałem swoją życiową zasadę - wszystko, co dobre trzeba okupić cierpieniem. Bo Chrystus Pan okupił cierpieniem zbawienie człowieka. Jeżeli jestem na tej ziemi, to moje życie również muszę okupić cierpieniem.

- Druga życiowa zasada Księdza Kardynała to modlitwa za drugiego człowieka. Bez względu na to, jakim jest i kim jest.

- Pamiętam, jak niektórzy ludzie negatywnie komentowali fakt, że Ojciec Święty spotkał się w więzieniu z człowiekiem, który do niego strzelał. Jeden z wrocławskich intelektualistów powiedział, że pewnie stało się tak dlatego, że Papież chciał się popisać i to było powodem rozmowy z zamachowcem. Popatrzyłem na niego i uśmiechnąłem się. Wtedy opowiedziałem mu o... sprzątaczce. W 1953 r., byłem na II roku studiów teologicznych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Chodziłem rano do sióstr odprawiać Msze św. Idę przed 6 rano do klasztoru i spotyka mnie jakaś kobiecina. Ponieważ byłem w sutannie, pochwaliła Pana Boga i mówi: „Czy ksiądz słyszał, że Stalin umarł?”. „Nie słyszałem” - odpowiadam. „Skąd pani to wie?” - pytam. „A mówili u mnie w pracy. W urzędzie wojewódzkim. Sprzątam tam” - odpowiedziała. Potem mówi: „Proszę księdza, czy ktoś za jego dusze się pomodli?”. To pytanie mną wstrząsnęło... Do dziś widzę twarz tej zatroskanej kobieciny, która była przecież daleko od komunistów i partii. Ona widziała nawet w Stalinie człowieka. Człowieka, który ma nieśmiertelną duszę i czeka go wieczność. Poszedłem do kaplicy i odprawiłem Mszę św. Chyba to była pierwsza w Polsce Msza św. odprawiona za Stalina... Wtedy ta sprzątaczka nauczyła mnie, że należy być wrażliwym na każdego człowieka... Tę historię opowiedziałem osobie, która krytykowała Jana Pawła II za spotkanie z tym, który chciał go zabić. Papież spotkał się z zamachowcem i mu przebaczył. To wynikało z wrażliwości dla człowieka.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Gorące relacje po katastrofie. Premiera przejmującego dokumentu o Smoleńsku 10 kwietnia 2025 r.

2025-04-09 15:30

[ TEMATY ]

katastrofa smoleńska

relacje

10 kwietnia

Polsa wyglądałaby inaczej

Biały Kruk

Film „Polska wyglądałaby inaczej”

Film „Polska wyglądałaby inaczej”

Film „Polska wyglądałaby inaczej” to bardzo poruszający dokument artystyczny, to głęboka refleksja nad tragedią smoleńską i jej konsekwencjami dla Polski. Z udziałem wybitnych autorytetów, pełen unikatowych zdjęć i wzruszeń – stanowi świadectwo prawdy, której nie da się zamilczeć. To głos sumienia narodu, który nie zapomniał.

Premiera na kanale YouTube wydawnictwa Biały Kruk będzie miała miejsce 10 kwietnia br. o godz. 17.00: 
CZYTAJ DALEJ

Św. Mario - żono Kleofasa! Czemu jesteś taka tajemnicza?

Niedziela Ogólnopolska 15/2006, str. 16

pl.wikipedia.org

"Trzy Marie u grobu" Mikołaj Haberschrack

Trzy Marie u grobu Mikołaj Haberschrack
Sądzę, że każda kobieta ma w sobie coś, co sprawia, że jest tajemnicza. Być może w moim przypadku owa tajemniczość bardziej rzuca się w oczy. Pewnie jest tak dlatego, że przez długi czas żyłam niejako w cieniu odwiecznej Tajemnicy, czyli Jezusa z Nazaretu. Według tradycji kościelnej, sięgającej II wieku, mój mąż Kleofas był bratem św. Józefa. Dlatego też od samego początku byłam bardzo blisko Świętej Rodziny, z którą się przyjaźniłam. Urodziłam trzech synów (Jakuba, Józefa i Judę Tadeusza - por. Mt 27,56; Mk 15,40; 16,1; Jud 1). Jestem jedną z licznych uczennic Jezusa. Wraz z innymi kobietami zajmowałam się różnymi sprawami mojego Mistrza (np. przygotowywaniem posiłków czy też praniem). Osobiście nie znoszę bylejakości i tzw. prowizorki. Zawsze potrafiłam się wznieść ponad to, co zwykłe i pospolite. Stąd też lubię, kiedy znaczenie mojego imienia wywodzą z języka hebrajskiego. W przenośni oznacza ono „być pięknym”, „doskonałym”, „umiłowanym przez Boga”. Nie chciałabym się przechwalać, ale cechuje mnie spokój, rozsądek, prostolinijność, subtelność i sprawiedliwość. Zawsze dotrzymuję danego słowa. Bardzo serio traktuję rodzinę i wszystkie sprawy, które są z nią związane. Wytrwałam przy Panu aż do Jego zgonu na drzewie krzyża (por. J 19, 25). Wiedziałam jednak, że Jego życie nie może się tak zakończyć! Byłam tego wręcz pewna! I nie myliłam się, gdyż za parę dni m.in. właśnie mnie ukazał się Zmartwychwstały - Władca życia i śmierci! Wpatrywałam się w Jego oblicze i wsłuchiwałam w Jego słowa (por. Mt 28,1-10; Mk 16,1-8). Poczułam wtedy radość nie do opisania. Chciałam całemu światu wykrzyczeć, że Jezus żyje! Czyż nadal jestem tajemnicza? Jestem raczej świadkiem tajemniczych wydarzeń związanych z życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. One całkowicie zmieniły moje życie. Głęboko wierzę, że mogą one również zmienić i Twoje życie. Wystarczy tylko - tak jak ja - otworzyć się na dar łaski Pana i z Nim być.
CZYTAJ DALEJ

Biograf papieża: Franciszek postrzega powrót do zdrowia jako znak od Boga

2025-04-10 13:36

[ TEMATY ]

Franciszek

biograf papieża

znak od Boga

Karol Porwich/Niedziela

Brytyjski biograf papieża Austen Ivereigh nie wierzy, że Franciszek wkrótce zrezygnuje. „Postrzega on swoje wyzdrowienie jako znak, że Bóg wierzy, iż ma on jeszcze pracę do wykonania jako papież”, powiedział Ivereigh w wywiadzie dla portugalskiego portalu internetowego „Observador”. Rezygnacja nie jest jednak zasadniczo wykluczona, co sam Franciszek wielokrotnie podkreślał. Ivereigh zwrócił uwagę, że dla papieża Franciszka w tej decyzji najważniejsza jest wola Boża i dobro Kościoła.

Jego zdaniem papiestwo również ulegnie teraz zmianie. „Można by go nazwać papiestwem rekonwalescentów” - wyjaśnił. Z fizycznego punktu widzenia pontyfikat będzie teraz z pewnością ograniczony. „Dla mnie interesujące jest to, jakie będą konkretne owoce - i jestem pewien, że będą owoce - tego szczególnego i zaskakującego ostatniego rozdziału jego pontyfikatu” - powiedział Ivereigh.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję