Reklama

Boże powołanie i wielki dar

Niedziela świdnicka 52/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tomasz Pluta: - Panie Andrzeju, proszę trochę o sobie opowiedzieć, czterdzieści lat ministrantury to wyjątkowy jubileusz, jak to się zaczęło?

Reklama

Andrzej Musiał: - W styczniu 1960 r. przyszedłem na świat, od urodzenia mieszkam na Poniatowie, ministranturę rozpocząłem jeszcze, kiedy nie chodziłem do szkoły w 1966 r. Pierwszy raz do ołtarza zaprowadziła mnie mama, która wcześniej musiała porozmawiać z księdzem proboszczem śp. Piotrem Mrówką w uroczystość Chrystusa Króla, zapamiętałem to dlatego, że wtedy liczono ludzi w kościele. Na początku mama prowadziła mnie w niedzielę, a jak zacząłem chodzić do szkoły, to już sam służyłem do Mszy św. Zaczynałem jeszcze wtedy, gdy kapłan stał tyłem do wiernych, a liturgia w znacznej części odbywała się po łacinie. Siłą rzeczy musiałem się uczyć ministrantury w tym języku. To, że zostałem ministrantem, zawdzięczam mojej nieżyjącej już mamie, która zauważyła, że jako mały chłopczyk lubiłem odgrywać rolę księdza, zaprowadziła mnie, jak już mówiłem, po raz pierwszy do ołtarza i cały czas subtelnie nad tym czuwała. Czuję do mamy wielką wdzięczność. Przez te wszystkie lata nawet przez moment nie pomyślałem o porzuceniu ministrantury, służę cały czas w jednej parafii, w której zostałem ochrzczony. W czasie studiów we Wrocławiu zdarzało mi się również służyć w katedrze u boku legendarnego „Wujka”. Jak założyłem rodzinę, żona trochę żaliła się, dlaczego ma być sama w ławce, ale później przyszły dzieci, które czasami zapędzały się pod ołtarz, widząc tatusia. Syn poszedł w moje ślady i od I klasy szkoły podstawowej służy razem ze mną.

- Czy bycie ministrantem przeszkadza czy też pomaga w pracy nauczyciela i dyrektora szkoły?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Pyta Pan, jak na to reagują dzieci i grono pedagogiczne? Myślę, że wszyscy się do tego przyzwyczaili i traktują to zupełnie naturalnie. Tak jak wspominałem, jestem tutaj od urodzenia, szkołę, którą dzisiaj kieruję, sam kiedyś ukończyłem. Tutaj wzrastałem, czuję się wychowankiem ks. prał. Stanisława Pająka, którego postawa pomaga w budowaniu silnej wiary w kolejnych pokoleniach ministrantów, wśród których nie brakuje moich wychowanków. Witam się z nimi po koleżeńsku. Myślę, że ta postawa w jakiś sposób pociąga młodzież. Bardzo mnie zresztą zaskoczyli, kiedy wręczyli mi podczas uroczystości Chrystusa Króla kwiaty i podziękowania, w których zawarli, że odkąd pamiętają, zawsze byłem z nimi przy ołtarzu - to bardzo ujmujące. Wśród ministrantów są również moi już dzisiaj dorośli wychowankowie. Uważam, że ministrantura to Boże powołanie i wielki dar, za który osobiście jestem bardzo wdzięczny Panu Bogu.

- Ze swojej strony i w imieniu całej redakcji gratuluję Panu jubileuszu i zapewniam, że jeżeli oboje, ja jako redaktor, a Pan jako ministrant, wytrwamy, to o kolejnych jubileuszach chętnie na łamach „Niedzieli” napiszemy.

- Dziękuję serdecznie, tylko Pan Bóg wie, czy będzie nam dane, ale z mojej strony potwierdzam cały czas chęć kontynuowania mojej służby. Niech mi będzie wolno podziękować jeszcze moim wychowawcom, a zwłaszcza pani Jadwidze Herbie, która wprowadziła mnie w świat liter, to moja pierwsza nauczycielka, którą pamiętam i noszę głęboko w sercu. Dziękuję również ks. prał. Stanisławowi Pająkowi, którego wychowankiem się czuję, za okazane dobro i wzór, dziękuję całej społeczności poniatowskiej, wśród której wzrastałem, żyję i pracuję. Moim współpracownikom, dzieciom, przyjaciołom, wszystkim bez wyjątku. Szczególne słowa podziękowania moim najbliższym, żonie i dzieciom. Ponieważ w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia przypada 20. rocznica śmierci mojej mamy, w tym miejscu raz jeszcze dziękuję jej za to, że dostrzegła we mnie to powołanie i mnie do tego pokierowała. Niech Bóg będzie dla niej nagrodą. Uważam, że moje święto jest świętem dla parafii, mojej szkoły i całego Poniatowa, w którym przyszło mi żyć i pracować. Czuję za to wielką wdzięczność.

10 grudnia 2006 r. ks. prał. Stanisław Pająk podczas uroczystej Mszy św. odprawianej w intencji jubilata wręczył Andrzejowi Musiałowi list gratulacyjny od bp. Ignacego Deca oraz sygnet z herbem Biskupa w uznaniu za wieloletnią służbę Kościołowi lokalnemu z życzeniami dalszych lat w łasce Pana.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nawrocki: ściga mnie Federacja Rosyjska, grozi mi 5 lat łagru

2025-02-09 18:51

[ TEMATY ]

Karol Nawrocki

PAP/Tomasz Waszczuk

Karol Nawrocki zapewnił w niedzielę na spotkaniu z wyborcami w Bartoszycach, że będzie walczył o dobro kraju. Ja do lękliwych nie należę, od 2 lat ściga mnie Federacja Rosyjska, grozi mi 5 lat łagru, więc protest ze świecami, czy artykuły w New York Times mnie nie przerażają - zapewnił.

Karol Nawrocki został zapytany przez emerytowaną rolniczkę spod Bartoszyc, czy wystarczy mu odwagi do zreformowania wymiaru sprawiedliwości. Zapewniając kobietę o swojej determinacji w tym zakresie Nawrocki powiedział, że "nie należy do lękliwych".
CZYTAJ DALEJ

Okulary wiary

2025-02-04 13:42

Niedziela Ogólnopolska 6/2025, str. 24

[ TEMATY ]

homilia

Adobe Stock

Zadziwiająca jest zbieżność doświadczeń Izajasza, św. Pawła i św. Piotra w dzisiejszej Liturgii Słowa.

Pewnie nie będę daleki od prawdy, gdy powiem, że w mniejszym czy większym stopniu dotyczy to każdego z nas, sióstr i braci w wierze. Cała „trójka” – jeśli można się tak wyrazić – doświadcza niebywałego wręcz lęku, może nawet wstydu dlatego, że znalazła się w bezpośredniej bliskości świętego Boga, „sam na sam”, będąc ludźmi niedoskonałymi. Izajasz mówi: „Biada mi (...), jestem mężem o nieczystych wargach”, Paweł określa siebie dramatycznie mianem „poronionego płodu”, a Piotr wyznaje: „jestem człowiekiem grzesznym”. Izajasz pisze o wizji Boga Ojca, a Paweł i Piotr – o spotkaniu z Chrystusem. Paweł opisuje, co działo się po zmartwychwstaniu, a Piotr pisze o doczesności. Wszyscy są przerażeni. Chcą uciekać, ukryć się, wycofać, niemal zniknąć, trochę tak jak bojące się dzieci, zakrywające oczy rękoma i mówiące, że ich nie ma. Tymczasem Pan Bóg nie kwestionuje ich niedoskonałości, nie godzi się natomiast na sytuację zakładającą dezercję. Najpierw oczyszcza ich i usuwa lęk, daje im odczuć swą bliskość, a potem wyznacza misję do wykonania. Widząc majestat i moc Bożą, godzą się wykonać Jego wolę. Jeśli bazuje się na własnych możliwościach, zadania stawiane przez Boga są dla człowieka niewykonalne. Razem z Bogiem jednak, według Jego koncepcji, na Jego „rozkaz”, koniecznie w Jego obecności i mocy, jest to możliwe. Więcej – okaże się, że owoce przerastają nawet naszą wyobraźnię. Papież Benedykt XVI mawiał, że znakiem obecności Boga jest nadmiar, i podawał przykład cudu w Kanie Galilejskiej. Nie tylko ilość wina była cudem, ale także jego jakość! Tak też jest z owocami powołania. Gdyby się patrzyło z perspektywy świata, można by dojść do wniosku, że nie ma ono sensu, jest niepotrzebne, nieopłacalne, a dziś wręcz śmieszne. Lecz gdy zakładamy okulary wiary, widzimy je zupełnie inaczej, wypływamy na głębię. Mądrość polega na tym, aby pójść drogą wspomnianych mężów Bożych. Niemalże „stracić” wiarę w siebie, a uwierzyć głosowi powołania. Tak jest w historii świętych, a przypomnę z dumą, że pierwsi chrześcijanie nazywali siebie nie inaczej, jak właśnie świętymi. Mam tutaj na myśli powołanie nie tylko kapłańskie czy zakonne, ale każde – małżeńskie, zawodowe czy społeczne. Misję powinni podejmować wszyscy: nauczyciele, wychowawcy, trenerzy, lekarze. A my jak ognia boimy się zarówno słowa „powołanie”, jak również – a może jeszcze bardziej – słowa „służba”. Tymczasem logika chrzcielna mówi, że króluje ten, kto służy jak Chrystus. Właśnie wtedy człowiek jest do Niego najbardziej podobny i obficie błogosławiony. Nie kokietuję, po prostu opisuję liczne obserwacje. Gdy służymy, jesteśmy autentycznie piękni. Gotowość służby to cecha ludzi wolnych! Zbliżając się do Pana, odczuwamy zarówno radość, jak i coś w rodzaju trwogi. Bojaźń Boża polega na tym, że lękamy się głównie o siebie, że nie odpowiadamy adekwatnie na bezgraniczną miłość Bożą naszym oddaniem. Obyśmy mogli powiedzieć: dostrzegłem Cię, Panie, pokochałem i odpowiadam najlepiej, jak potrafię.
CZYTAJ DALEJ

Muzyka jest modlitwą….

2025-02-10 00:06

Mateusz Inglot

Prapremiera wykonania pieni o matxczynej miłościw kosciele Chrystusa Króla w Rzeszowie

Prapremiera wykonania pieni o matxczynej miłościw kosciele Chrystusa Króla w Rzeszowie

Inspiracją powstania pieśni stała się legenda o objawieniu Matki Boskiej na gruszy

w Rzeszowie, gdzie dziś stoi wspaniały klasztor oo. Bernardynów, będący sanktuarium Matki Boskiej Rzeszowskiej. Słowa pieśni napisali Janusz Koryl – znany rzeszowski poeta i Anna Czenczek – dyrektor działającego od 25 lat Centrum Sztuki Wokalnej, która jest także autorką muzyki. Wzruszający, wielkimi emocjami przesiąknięty utwór porywa zarówno tekstem, muzyką, jak i pięknym wykonaniem Anny Czenczek i młodych artystów Centrum Sztuki Wokalnej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję