Na zdjęciu w internecie scena z filmu Wniebowzięci – Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz lecą samolotem. Siedzą rozparci w fotelach, obok okrągłe okienko. A pod spodem projekcja ich dialogu:
– Masz jakieś plany na jesień?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Pić będę.
– Przecież taki sam miałeś plan na lato?
– O czym ja mam rozmawiać z człowiekiem, który nie rozróżnia wesołego letniego picia od jesiennego depresyjnego pijaństwa?
Właściwie nie wiadomo, który z nich co mówi, bo do obu pasują obie wypowiedzi. Ale już na wstępie wiemy, że depresja na ogół kojarzy się z jesienią. A jeśli jest inaczej? Jeśli i latem dopada nas chandra i nie wiemy, co ze sobą zrobić? Ot, budzimy się, a za oknem już grzeje słoneczko. I tylko te gołębie drą dzioby na naszym balkonie lub u sąsiadów, wciąż te „grrrru, grrru...”, aż coś zaczyna nas nosić w pościeli. Wstać, żeby je przepędzić, czy nie? No, ale sen już odleciał, jeszcze prędzej niż te gołębie, i właściwie można zaczynać nowy dzień.
Zaczynać nowy dzień, ale po co i dla kogo... Rodzina wyjechała na wakacje, sąsiedzi też poznikali. Oprócz nas kilka osób, nikogo nie ma w kamienicy. Samotna sąsiadka na górze. Na dole sąsiad też już samotny, jego dzieci pewnie miały swoje plany. W sąsiednim pionie dwa światełka, a pozostałe dwa piony ciemne, jakby była awaria światła.
Na ogół bardzo lubię Warszawę podczas wakacji. Wszędzie jest mniej ludzi. Oczywiście, w komunikacji też. Ale w tym roku mamy takie wakacje z bezludnymi ulicami już od wczesnej wiosny... Jakoś trzeba to znieść, jeszcze przez jakiś czas. Oby tylko do jesieni!