Z jakiegoś transcendentnego natchnienia prawdziwi artyści wydobywają środki wyrazu, które są darem dla współczesnych, ale dojrzewają także czasem w dalekiej przyszłości. W latach 80. ub. wieku Jacek Kaczmarski napisał słowa piosenki „Powrót sentymentalnej panny S”. Po nocy stanu wojennego na nowo ożyły jej ideały. Ona sama „była trochę inna” i wtedy, kiedy ci z biletami darmowymi chcieli ją wyrzucić, zaczęli jej bronić ci „przerzedzeni, postarzali”. I pewnie by nie dali rady, gdyby nie to, że „niespodziewanie nam pomogli jej nowi wielbiciele młodzi/wielbiący ją jak starą gwiazdę, co zamiast spadać – nagle wschodzi/na ramionach ją ponieśli z tą siłą, której nam nie stało/a ona miała twarz poważną, w której coś jakby odmłodniało”.
Dzisiaj widzimy, że tamci młodzi dojrzeli i mają więcej sił, ale mniej złudzeń. Wiedzą, że godność zaczyna się budować od samego siebie, że siłę czerpie się z rodzinnego domu. W czasie spotkania młodych w Przemyślu jedna z rodzin, która przyjmowała pielgrzymów z Malezji, doświadczyła ze wzruszeniem tej prawdy. Kiedy dwaj młodzi chłopcy dotarli do ich mieszkania, gospodarze zaproponowali, by zadzwonili do swoich rodzin i poinformowali, że szczęśliwie dotarli do Przemyśla. Okazało się jednak, że w Malezji była to godzina 15.00. Chłopcy powiedzieli: „Nie, teraz nie. O tej porze w naszych domach odmawia się Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ten kwadrans jest czasem świętym. Zadzwonimy później”.
Kiedy opowiadał mi to ks. Łukasz Jastrzębski, natychmiast przyszły mi na myśl słowa Kaczmarskiego o sile, której nam nie stało i której chyba nadal wielu z nas nie ma.
Pomóż w rozwoju naszego portalu