Była piękną dziewczyną. Ubóstwo rodzinnego domu nie pozwoliło jej na zdobycie wykształcenia. Ukończyła zaledwie dwie klasy, musiała pomagać w gospodarstwie - nie starczyło ani czasu, ani pieniędzy, by zdobywać uniwersytety. Jej rodzice byli bardzo pobożni, a matka - mimo wielu zajęć i obowiązków - nie zaniedbywała wspólnej modlitwy rodzinnej, głośnego czytania książek i czasopism religijnych. W ikonografii przedstawia się ją najczęściej w kuchni, ze szczotką do zamiatania. Aniela Salawa - bo o niej mowa - jest patronką służących. Aż do śmierci posługiwała u kolejnych krakowskich rodzin, wyręczając je w codziennych obowiązkach. Do dziś istnieją budynki, w których pracowała: kamienice przy ul. Senackiej 6, św. Marka 7, suterena przy ul. Radziwiłłowskiej 20 i miejsce jej śmierci - szpitalik św. Zyty przy ul. Mikołajskiej 30.
Błogosławiona Aniela kochała Jezusa i pracę. Za namową spowiednika prowadziła duchowy dziennik, który dziś jest dla wielu drogowskazem na drogach wiary. Mimo braku wykształcenia miała niezwykłą wrażliwość i umiejętność przekazywania duchowych przeżyć. W „Dzienniku” czytamy: „Żyję, bo chcesz, umrę, kiedy każesz, zbaw mnie, bo możesz”. Albo ważne wyznanie: „Kocham moją służbę, bo mam w niej wyborną sposobność wiele cierpieć, wiele pracować i wiele się modlić, a poza tym niczego na świecie nie szukam i nie pragnę”.
Aniela doskonale rozumiała i wypełniała zadania służącej, o których mówi dziś Chrystus: „PRZEPASZ SIĘ I USŁUGUJ MI” (Łk 17, 8). Nie czuła się gorsza, gdy musiała przygotować wieczerzę, przepasać się i usługiwać, aż jej pracodawcy zjedzą i napiją się. Wiele razy traciła pracę. Oszukiwano ją i źle traktowano. Jednak jej mądre serce Błogosławionej Kościoła podpowiadało, że bycie sługą nieużytecznym jest częścią Bożego planu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu