Ojciec Święty Franciszek nie tylko przyjął imię Biedaczyny z Asyżu, ale przejął styl jego życia, w tym głównie umiłowanie ubogich. Już jako kapłan, biskup i kardynał starał się zawsze opiekować biednymi. Obecnie, jako papież, zrezygnował z wielu przywilejów, potwierdzając zarówno swoimi słowami, jak i postawą, że Kościół powinien większą uwagę zwracać na ubogich.
Zaskakuje, że w ciągu jednego dnia papież Franciszek odwiedza niemal wszystkie najważniejsze miejsca w Asyżu i okolicy, w których św. Franciszek doznał mistycznych objawień. Na trasie jego pielgrzymki są: kościół św. Damiana - miejsce powołania św. Franciszka; siedziba biskupa, a w niej „pokój obnażenia z szat”, upamiętniający rozstanie Franciszka z ojcem; asyska bazylika z kaplicą Grobu Świętego; erem Carceri na zboczach góry Subasio, w którym św. Franciszek modlił się w grocie skalnej, sypiał, mając kamień pod głową; katedra św. Rufina, w której Święty został ochrzczony; bazylika św. Klary, miejsce życia i śmierci św. Klary, która porzuciła wystawne życie i poszła za Franciszkiem; kaplica Porcjunkula w bazylice Matki Bożej Anielskiej - pierwszy kościółek franciszkański; a nawet Rivotorto pod Asyżem, gdzie powstała pierwsza wspólnota franciszkańska.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Czego papież Franciszek spodziewa się po nawiedzeniu tych miejsc? Czy chciałby usłyszeć - podobnie jak jego imiennik - słowa Chrystusa: „Idź, odbuduj (odnów) mój Kościół”? Czy chce być tak radykalny w głoszeniu Ewangelii jak św. Franciszek? Jedno wydaje się pewne: papież Franciszek zaskakuje podobnie jak jego święty imiennik. Przywołajmy te zaskoczenia z życia św. Franciszka.
Głosił ewangelię ubóstwa
Francuski pisarz Julien Green trafnie powiedział, że „Chrystus podarował nam swą Ewangelię po raz drugi za życia św. Franciszka!”. Mimo że w ciągu ponad ośmiuset lat wiele elementów franciszkowej ewangelii utraciło swoją wyrazistość, a niektóre skryły się wręcz za legendami lub stały się jakby „nieżyciowe”, to nie przygasł urok św. Franciszka, nadal jest wielu, którzy chcą go naśladować. Co w posłannictwie św. Franciszka jest najważniejsze?
Na początek należy przypomnieć, że sam Franciszek na początku nie potrafił pojąć tego, co z nim się dzieje. Był typowym asyskim modnisiem, pragnącym sławy rycerzem, a tu nagle, spotykając trędowatego - jak piszą biografowie - ucałował jego rany, doznając wrażenia, jakby całował cierpiącego w człowieku samego Chrystusa. Wkrótce też wszystko, co posiadał, rozdał ubogim. Nawiązując do tej przemiany Franciszka, Jan Paweł II ujął w słowa modlitwy wołanie do Świętego: „Ty, który tak bardzo przybliżyłeś Chrystusa Twojej epoce, pomóż nam przybliżyć Chrystusa naszej epoce, naszym trudnym i krytycznym czasom. Wspieraj nas! Czasy dzisiejsze oczekują Chrystusa z wielką tęsknotą, choć wielu nam współczesnych nie zdaje sobie z tego sprawy”.
Reklama
Aby zrozumieć rewolucję duchową św. Franciszka, warto wskazać na różnicę pomiędzy nim a np. Leninem. Obydwaj zajęli się problemem ubóstwa. Lenin wywołał rewolucję biednych, aby zabrać bogatym i zniszczyć przy okazji ich dorobek. Franciszek wybrał drogę wyzwolenia przez przyjęcie życia w ubóstwie. Zadał cios wszystkim: i tym, co dużo posiadali, i tym, którzy nic nie mieli. Ubóstwo stało się parasakramentem - spotkaniem się z ubogim Jezusem.
Nie było więc życie w ubóstwie celem samym w sobie, nie prowadziło ani do samozatracenia, ani do rewolucji, ani też do żebractwa i nędzy. Dzięki franciszkowej ewangelii ubóstwa bogacze stawali się miłosierni i hojni, a biedni na inny sposób wypełniali największe przykazanie miłości.
Jak porywające było świadectwo samego Franciszka, świadczy fakt, że w krótkim czasie zdołał on razem ze swoimi braćmi opanować duchowo niemal całą Europę. I jest tak do dzisiaj. Jakiekolwiek byłyby nasze spekulacje na ten temat, jedno wiemy na pewno - bez św. Franciszka nie byłoby takich krzewicieli miłości, jak br. Albert, posługacz z miejskiej ogrzewalni, o. Kolbe, święty w czasach pogardy, dobry doktor Korczak, dobrowolnie idący na śmierć ze swoim sierocińcem, m. Teresa, ratująca tysiące istnień ludzkich, oraz miliony innych, podobnych serc, żywych świadectw franciszkowej ewangelii, które zna tylko Bóg.
Wołał: „Miłość nie jest kochana”
Kolejny ważny element Franciszkowego powołania to miłość do wszystkich stworzeń. Nawrócenie Franciszka, jego przeobrażenie wewnętrzne i religijne, nie stworzyło w nim jakiejś przegrody oddzielającej go od ludzi i przyrody. Przeciwnie, porzucenie domu, bogactwa i przyjaciół było nowym, innym zbliżeniem się do najważniejszych wartości. Trzeba porzucić wszystko, aby odnaleźć wszystko.
Reklama
Oczywiście, można zobaczyć Franciszka jako wychudzonego żebraka, niedorajdę i wędrownego śpiewaka, kogoś niespełna rozumu, skoro rozmawia z ptakami... Można nawet w ucałowaniu trędowatego dostrzec błysk szaleństwa czy lekkomyślności! Nie będzie to jednak Franciszek, a jedynie jego karykatura. Dla niego bliźnim jest równocześnie człowiek i jagnię, które wykupuje i oswobadza; robaczek, którego przenosi w bezpieczne miejsce, oraz woda, której nie pozwala deptać. Nikt i nic nie zostaje pominięte w tej totalnej miłości stworzeń. Nawet zbóje z Monte Casale, kiedy cierpią głód - otrzymują od niego chleb i wino. A dziki wilk z Gubbio, dzięki odrobinie miłości, pozwala się oswoić.
Inny jest jednak Franciszek wobec swoich, czyli tych, którzy ślubowali dążyć do doskonałości. Tu jego miłość nabiera innego kształtu: wymagającego świadectwa. Franciszek nie pozwoli na lekceważenie zajęć czy pozory apostolstwa, choć przed posłuszeństwem stawia najpierw miłość.
Na czym więc zasadza się miłość Franciszka? Próbowano o tym wiele pisać. Podkreślano jego szacunek do każdej żywej istoty, rodzaj współodczuwania, wolny od podstępu, od cienia nawet zakłamania. Istnieje jednak zasadnicze źródło takiego stosunku do świata. Franciszek w sposób niepodzielny kocha Chrystusa. Ta miłość jest u podstaw wszelkiego działania. Wypływa ona z trzech cudownych i tajemniczych prawd o Chrystusie: Wcielenia, Śmierci oraz Zmartwychwstania. Te trzy prawdy będzie Franciszek w sposób szczególny adorował. Pierwsza wyrazi się w pomyśle żłóbka, druga - znajdzie swoje dramatyczne odbicie w stygmatach, trzecia - w kulcie Eucharystii.
Zaufał bardziej wierze niż wiedzy
Kiedy Franciszek chciał się przekonać, czego w danej chwili Chrystus oczekuje od niego, brał Ewangelię, otwierał ją trzykrotnie na chybił trafił i zawsze znajdował właściwe słowa skierowane tylko do niego. Dalsze komentarze czy pytania nie były potrzebne. Słowo Boże zawierało wszystko, było żywe i skuteczne.
Reklama
Ufając bezgranicznie Ewangelii, miał raczej negatywny stosunek do wiedzy w światowym znaczeniu tego słowa. Pisze o tym Tomasz z Celano, cytując św. Franciszka: „Wiedza utrudnia posłuszeństwo, bo tak usztywnia ducha i rodzi tyle pretensji, że zabija praktykę pokory. Kto pragnie wspiąć się na szczyty ubóstwa, musi nie tylko wyrzec się roztropności tego świata, ale także zaufania w swą wiedzę. Dopiero po wyzbyciu się tej formy własności może całkowicie oddać się Panu i rzucić się bez przeszkód w objęcia Ukrzyżowanego”.
Ale - jak stwierdza św. Bonawentura - Franciszek „przez nieustanną modlitwę i ćwiczenie się w cnotach osiągnął taką bystrość ducha, że bez specjalnych studiów przenikał z zadziwiającą głębią tajniki Ksiąg Świętych, prowadzony światłem Bożym. Jego czysta dusza, wolna od skazy, miała dostęp do ukrytych tajemnic, a płomienna miłość otwierała bramy dla wiedzy, wokół której drepczą ziemscy mistrzowie”.
Liczyła się więc dla niego tylko ta wiedza, która prowadzi do miłości. Miłość słów Bożych dawała mu wyczucie teologii i udział w wiedzy, której nie musiał poszukiwać ani zdobywać. A równocześnie, głosząc słowo Boże, wyczuwał psychikę swoich słuchaczy, stopniował trudności lub też przemawiał językiem zupełnie prostym, jednocześnie gestykulując, radując się lub płacząc.
Reklama
Zastanawiam się, czy dzisiaj mogłaby się rozegrać taka scena, jak między Franciszkiem a jego pierwszymi uczniami, Bernardem z Quintavalle i Piotrem z Katanii, pragnącymi naśladować Chrystusa jak Franciszek. Wszyscy trzej weszli do kościoła św. Mikołaja w Asyżu z nadzieją, że Pan powie im, co mają czynić. Po chwili modlitwy Franciszek wziął do ręki księgę Pisma Świętego, uklęknął przed ołtarzem i prosił Pana, by przy pierwszym jej otwarciu ukazał im swoją wolę. Kiedy otworzył Biblię, przeczytali: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie”. Uczynili podobnie jeszcze dwukrotnie i za każdym razem Pan domagał się od nich całkowitego ubóstwa. Bernard i Piotr wzięli więc pieniądze, jakie posiadali, spieniężyli także majątki i wszystko rozdali ubogim. Tak ogołoceni, obydwaj oblekli habity jak Franciszek i od tej godziny żyli razem.
Zapewne ta sytuacja sprawiła, że w jednej z reguł Franciszek napisał o pieniądzach: „Skoro opuściliśmy wszystko, miejmy się na baczności, abyśmy za tak niewiele nie utracili królestwa niebieskiego. A jeśli znajdziemy gdzieś pieniądze, nie poświęcajmy im więcej uwagi niż pyłowi, po którym depczemy stopami”. Wspominam ten fakt dlatego, że był to akt zaufania Bogu-Człowiekowi, całkowite wyzwolenie się z nawyków dawnego życia. Krok, dla innych sprzeczny z rozsądkiem, dla niego - jedynie możliwy.
I na koniec kilka zauważonych cech papieża Franciszka. Podobnie jak św. Franciszek, nie wchodzi na ambony, aby głosić kazania, a jeśli już musi przemawiać, woli stanąć niżej od ludzi, aby nawet w ten sposób podkreślić, że nie uważa się za kogoś wyższego, lepszego.
Chce być apostołem nowego życia religijnego, którego najważniejszą oznaką jest świadectwo życia. Dlatego woli służyć innym niż przemawiać, nawracać czynem niż słowem, jaśnieć świętością niż mądrością. To prawda, że jest w nim wiele zauważalnych kontrastów - tak przynajmniej się go spostrzega. A gdyby tak dzisiaj pojawił się św. Franciszek, po czym można byłoby go poznać?
Wielu by go nie poznało, ponieważ jednym wierzącym wymknął się ideał życia chrześcijańskiego, a innym wydaje się, że są na dobrej drodze, mimo że głoszą poglądy zupełnie sprzeczne z nauką Kościoła.
Papież Franciszek nie czyni nic nowego, po prostu wszedł kiedyś na drogę św. Franciszka i mocno po niej stąpa.