Kiedy Kazimierz Wielki w 1340 r. przyłączył znów Ruś Czerwoną do Polski, jako dobry gospodarz dostrzegł nie tylko zamożność jej mieszkańców, ale jako zawołany myśliwy (a byli nimi niemal wszyscy Piastowie) docenił też jej walory naturalne. Pasmo puszczy pod Jarosławiem skłoniło tego mądrego monarchę - który wprawdzie pokój miłował, ale i wojny prowadził, gdy zachodziła taka potrzeba - do wykorzystania wielkiego zasobu zwierzyny dla celów aprowizacyjnych swej armii. Odnotowane przez historyków daty wypraw zbrojnych: 1340 (dwukrotnie - kwiecień i lipiec), 1344, 1349, 1351, 1355,1359,1366 na Ruś przeciw Litwinom potwierdzają podstawową potrzebę zaopatrzenia swych wojów, a niejednokrotnie i wspomagających go sojuszników węgierskich. Zapasy solonego mięsa dawały gwarancję skutecznego odbywania takich zwycięskich pochodów.
W sercu matecznika, oddalonym milę od Radymna, półtorej od Jarosławia, dwie od Pruchnika i tyleż od Przemyśla, odgrodzonego dodatkowo pasmem błotnego grzęzawiska (Zabłotce), założył "król chłopków" osadę myśliwską, aby nie obciążać zbytnio kmieci z Drohojowa, Skołoszowa, Hnatkowic, Kaszyc, Rokietnicy i Chłopic, zobowiązanych według ówczesnego prawodawstwa do częściowego ponoszenia ciężarów wojny. Zachowały się do dzisiejszego dnia nazwy potwierdzające ówczesne kompleksy leśne: Podgaj, Dąbkowice (taka pierwotna nazwa ruska od dub = dąb), Zadąbrowie, Sośnica, Kaszyce (od barci pszczelich na polanach leśnych - klatka w plastrze miodowym). Zaginęły wspominane tylko w źródłach: Długilas, Oleś, Srebrnik, Hajowica (od ruskiego haj = gaj), Szczypliska (od wyrębu z 1431 r.). Zalesie rzeszowskie i przemyskie wyznacza granice tego obszaru leśnego, bo zostały założone już "za lasem". Występowanie bagien i zwierzyny je lubiącej utrwaliły nazwy: Topin, Grzęska, Mokra Strona i Skołoszów (pierwotnie Sko-łosin), a więc zbiorowisko stad łosich. Dwór myśliwski dla tej osady służebnej usytuował gospodarny król w Zamiechowie. Nazwa ta bowiem, aczkolwiek ma wiele tłumaczeń, etymologicznie oznacza "Zamek", co słusznie wywodzi Władysław Makarski dla miejscowości Zamech w biłgorajskiem, gdyż pisownia staropolska w zapisach łacińskich próbowała oddać "k" przez "ch" na sposób włoski przed samogłoskami "i", "e", aby ich nie zmiękczać. Co do Zamiechowa wolał pozostać ten językoznawca przy tłumaczeniu odosobowym, chociaż występująca w źródłach Zamichowa hranyca, może się odnosić równie dobrze do limitacji przestrzennej od zamku, jak i własnościowej, gdyż forma imienia jest tylko hipotetyczna, oznakowana przez tegoż autora gwiazdką. Lokalizacja tego obiektu nie pozostawia wątpliwości - dyrektor szkoły zamiechowskiej mgr Kokocka wskazała mi miejsce, gdzie stał dawny dwór Ustrzyckich i teren ten doskonale na takie leśne dworzyszcze się nadawał.
Zwolenniczką innej interpretacji powstania nazwy tej miejscowości była długoletnia kierowniczka szkoły w Zamiechowie, podpisująca się przed wojną jako nauczyciel kierujący, Stefania Lanoszanka. Rodzina Lanochów wywodziła się z Przemyśla. Może być w tym nazwisku ukryte wiejskie pochodzenie jej przodków (od łanu), albo od zawodu rzeźnika (po łacinie "lanio"). Niezależnie jednak od tego kim byli jej pradziadowie, Stanisław i Magdalena z Kubasów - rodzice - reprezentowali już oświecone warstwy mieszczan przemyskich przełomu XIX i XX w., gdyż wszystkie trzy córki otrzymały wykształcenie. Otóż pani Stefania na własną prośbę przeniosła się z Kaszyc do Zamiechowa, gdzie najpierw pracowała pod kierunkiem starszej siostry Marii, a po jej śmierci w 1928 r., sama weszła w pełnię obowiązków szkolnych. Zamiechów uważała za dziedzinę bożogrobców z Miechowa, a piękną legendę mówiącą o takich właśnie początkach wsi ubrała później w sztukę, graną w Zamiechowie i Skołoszowie pt.: Grudka ziemi i kropla krwi. U nas w Skołoszowie uważają, że dla warunków miejscowych adaptacji tej legendy dokonała nasza nauczycielka Maria Kaszubina.
Niezależnie jednak od sporu o prawa autorskie, podanie o pochodzeniu czarnoziemu okolic Radymna uzasadnione jest w niej znakomicie. Wracający z Ziemi Świętej miechowita zatrzymał się w karczmie "Pijawce", usytuowanej w połowie drogi między Zamiechowem a Tapinem. Chciwy oberżysta zauważył chytrymi oczkami, że utrudzony pielgrzym z niebywałym pietyzmem hołubi mieszek, schowany w fałdach habitu. Jego świecki towarzysz z równie przesadnym szacunkiem traktował tę sakiewkę zakonnika. W niecnych zamiarach uprzedzili go jednak zbójcy, którzy pojawili się w karczmie i żądając kosztowności zrabowali wspomniany wacek, raniąc przy tym broniącego się miechowitę. Zdołał on tylko krzyknąć, że to ziemia dla Miechowa i z tym tłumaczeniem, iż stawia opór "Za Miechów, za Miechów" na ustach stracił przytomność. Skrwawionego zakonnika łowcy królewscy chcieli odstawić do dworu biskupiego w Radymnie, ale skonał przy karczmie skołoszowskiej. Pamiątką tego jest do dziś kapliczka przy przejeździe kolejowym na granicy Skołoszowa.
W takiej to właśnie miejscowości, uświęconej męczeńską krwią pobożnego miechowity i upamiętnionej barwną legendą, przyszło pracować pani Stefanii. Niebywały koloryt historycznych i legendarnych śladów umocnił ją w przekonaniu, że prawdy te trzeba dzieciom i ludziom dawać w sposób przystępny. Stąd obok solidnego trudu pedagogicznego, owocującego po dzień dzisiejszy, zabrała się nowa pani do wspaniałej pracy społecznej organizując teatrzyk wiejski w Zamiechowie. Odwiedziliśmy z obecną Panią Dyrektor trzech żyjących jeszcze aktorów przedwojennych. Najwięcej pamiętała Stefania Gamracy, ale i Nasiewiczka z Wróblem dopełnili obrazu całości.
Stefania Lanoszanka była kochana przez dzieci polskie i ruskie, bo nie robiła różnicy według narodowości czy wyznania. Była jednak Polką i w przedstawieniach bazowała na dzieciach z rodzin polskich, bo tematyka patriotyczna odstraszała Ukraińców, mimo iż pani kierowniczka z oboma księżmi, przyjeżdżającymi na religię w czwartki, potem w soboty, utrzymywała poprawne relacje. Proboszcz ruski był na miejscu, więc dzieci ruskie szły na początek roku do cerkwii, natomiast dziatwa polska maszerowała aż do Łowiec. Ks. Franciszek Szlachta, wikary łowiecki, wyświęcony w 1910 r., nagradzał to dzieciakom cukierkami, albo obrazkami religijnym, które wtedy były wielką rzadkością. Teksty scenariusza przepisywała ręcznie wspomniana Stefcia, czasem ołówkiem chemicznym, aby przebiło jeszcze przez dwie kalki. Stroje wykonywały dzieci we własnym zakresie, oczywiście według wskazań "naszej pani", co się rozumiało - Lanoszanki. Była i pani we dworze, ale o tamtej mówiło się krótko "pani". Ten zaimek "nasza" też bardzo wiele mówi. Tytuły sztuk w większości zanotowane są w kronice szkolnej i dotyczą bądź tematyki historycznej - Królewskie łowy; Wesele w Jaworowie; Zdobyty zamek (o Stubnie), bądź typowo dziecięcej jak: Wesele kwiatów; Noc świętojańska; Zaczarowana fujarka. Sztuki poważniejsze wspomagała starsza młodzież zorganizowana w Koło Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, którego sztandar był należycie wyeksponowany na uroczystości, która odbyła się 23 listopada br. w Łowcach i Zamiechowie. Mszę św. za spokój śp. Stefanii Lanochy w 35. rocznicę śmierci odprawił ksiądz proboszcz wraz z księdzem wikarym. Czytania wykonane przez nauczycieli, modlitwa wiernych i dary ofiarne podkreślały, jak żyje jeszcze pamięć tej wspaniałej pani. Przemarsz do grobowca Lanoszanek na cmentarzu parafialnym, złożony wieniec i wygłoszone mowy zakończyły uroczystości w Łowcach. W szkole w Zamiechowie odbyło się poświęcenie i odsłonięcie tablicy pamiątkowej, wykonanej przez ucznia Lanoszanki, mgr. Jana Jankowskiego, dyrektora szkoły w Dobkowicach. Zauważyła jego talent od pierwszej klasy i nie pozwoliła zmarnować zdolności plastycznych. Na zdjęciu widzimy dzieło najmłodszego ucznia i postać najstarszej uczennicy, która była prawą ręką pani Stefanii, a polubiły się, bo mała Stefcia nosiła to samo imię.
Gratulujemy gronu pedagogicznemu z Zamiechowa utrwalenia tej wspaniałej sylwetki, a zwłaszcza dyrektor Kokockiej, która była sprężyną zorganizowania tej uroczystości. Nie wiem, czy są jeszcze te cyrkle, mapy, magnesy, menzurki i książki, kupione za bilety z przedstawień, ale jest to dla nas wszystkich wskazówka, jak dawać sobie radę właśnie przy mizerii dzisiejszych dotacji i jakie możliwości stwarza pasja prawdziwego pedagoga z powołania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu