Zawsze umiał wytonować
Reklama
Długie lata pracował jako kapelan prymasa kard. Wyszyńskiego. Wtedy go poznałem. Z tych naszych spotkań wyniosłem jedno ciekawe spostrzeżenie. To był człowiek spokojny, taktowany, zawsze z szacunkiem do drugiego człowieka. Z takim kapłanem dobrze się rozmawia. I dlatego też trzymaliśmy sztamę. Ja byłem bardzo świeżym biskupem i dlatego też o wiele rzeczy trzeba było pytać. To były czasy bardzo trudne - rok 1970 - jak otrzymałem sakrę biskupią. Nie znałem wtedy zbyt dobrze kard. Wyszyńskiego. A on (ks. Józef Glemp) był sekretarzem Prymasa. Trzeba było właśnie przez niego niektóre sprawy załatwić. I dlatego też wspominam go bardzo serdecznie. W 1979 r. został konsekrowany na biskupa warmińskiego, a ja Warmię bardzo dobrze znałem, ponieważ tam byłem od 1959 do 1970 r. profesorem, wychowawcą i rektorem najstarszego seminarium w Polsce. Jak wyglądała jego praca na Warmii, nie umiem wiele powiedzieć, ale musiał się zapisać czymś pozytywnym, kiedy po śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, został przewidziany jako jego następca. Wchodził w tę funkcję jako bardzo młody prymas. My jako starzy biskupi patrzyliśmy na niego, trochę mu zazdroszcząc, że to właśnie on zajął to miejsce, które przez tyle lat było piastowane przez wielkiego kardynała Stefana Wyszyńskiego. I potem, gdy został prymasem, zaległa taka jakby cisza. To był 1981 rok. I wtedy przyszła mi myśl, żeby go zaprosić na Dolny Śląsk. (…) To była pierwsza jego wizyta jako prymasa i przewodniczącego Episkopatu Polski, jeszcze nie był kardynałem. Wtedy tutaj odprawiał Mszę św. w sobotę wieczorem. Solidarność była już wówczas mocna. Pamiętam jego Mszę św. Wypełniona po brzegi katedra i masa ludzi stała, żeby posłuchać co ten nowy prymas powie dla Dolnego Śląska. (…) Potem został ogłoszony stan wojenny. Lata jego pracy w tym czasie - powiedziałbym bardzo krótko chyba jemu zawdzięczamy to, że nie polała się krew. Umiał zawsze wytonować. (…)
Kard. Henryk Gulbinowicz
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Był to biskup pobożny, skromny, pokorny
Reklama
Kard. Józefa Glempa poznałem po raz pierwszy w latach 70. Było to w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Wallington w stanie New Jersey w USA. Byłem tam na wakacyjnym zastępstwie, on również przyjechał tam na wakacje. Wspólnie zwiedzaliśmy nawet stan New Jersey. Odniosłem wrażenie wielkiej bezpośredniości późniejszego kardynała, szybko nawiązaliśmy kontakt i rozmawialiśmy ze sobą w swobodny sposób. On był już wtedy sekretarzem kard. Wyszyńskiego, miał doktorat z prawa kanonicznego, a ja byłem na studiach w Rzymie. Drugie spotkanie, które utrwaliło mi się w pamięci, miało miejsce w lipcu 1981 r. w Rzymie, kiedy ks. Glemp otrzymał od Jana Pawła II nominację na arcybiskupa metropolitę warszawsko-gnieźnieńskiego i prymasa Polski. Pamiętam, że byłem wtedy rektorem Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku i zamierzałem jechać do Fryburga w Niemczech, gdzie była siedziba Caritas, w celu nabycia mikrobusa dla naszego seminarium. Poprosiłem prymasa, aby nas wsparł i podpisał pismo do Caritas, co faktycznie okazało się skuteczne i wszystko skończyło się dobrze. Inne spotkanie miało miejsce w rezydencji biskupa szczecińskiego śp. abp. Mariana Przykuckiego. Przy stole wspominaliśmy nasze młode lata, które przypadły na okres powojenny. Opowiadałem o niewybuchach, które jako młodzi chłopcy zbieraliśmy i bywało, że wrzucaliśmy do ognia. Kardynał także wspominał wówczas podobne „grzeszki młodości”. A potem było szereg spotkań podczas Konferencji Episkopatu Polski. Kard. Glemp był bardzo cierpliwy, nigdy nie przerwał nikomu. Sam nieraz myślałem, że gdybym był na jego miejscu, nieraz powiedziałbym „dosyć, dziękuję”. Pod tym względem był wzorem respektowania demokratycznego charakteru Konferencji Episkopatu. Ujmował mnie tym. Był to biskup pobożny, skromny, pokorny, bardzo ułożony, ale to nie znaczy, że był miękki. Ale kiedy trzeba było powiedzieć coś jasno - tak właśnie mówił.
Abp Marian Gołębiewski
Zapisał się jako mąż opatrznościowy
Kard. Józef Glemp był następcą wielkiego prymasa Polski, kard. Stefana Wyszyńskiego. Objął swoje posłannictwo w ojczyźnie w bardzo trudnym czasie, w roku 1981. Kilka miesięcy po objęciu urzędu posługi prymasa wybuchł stan wojenny. Ludzie zostali internowani. Trzeba było negocjować z władzami, aby ludzie nie cierpieli w obozach internowania. Ksiądz prymas miał wielkie zasługi w prowadzeniu Kościoła w Polsce w tym okresie. Z wielkim taktem i miłością wielokrotnie przyjmował także Ojca Świętego. Poza pierwszą pielgrzymką papieską wszystkie pozostałe dokonały się, kiedy prymasem był kard. Glemp. Jesienią 1981 r. jeszcze jako arcybiskup, ks. Józef Glemp przybył na Dolny Śląsk na zaproszenie metropolity wrocławskiego, abp. Henryka Gulbinowicza. Była to jedna z jego pierwszych wizyt jako prymasa Polski. W katedrze wrocławskiej miał wystąpienie, które bardzo dobrze pamiętam i które zrobiło na nas ogromne wrażenie. Podczas tego pobytu był także w Wałbrzychu i Świdnicy. Ostatnie jego wystąpienie pamiętam zaś z październikowej Konferencji Episkopatu w Warszawie. Wówczas to kardynał odprawiał Mszę św. w kościele pw. Miłosierdzia Bożego i mówił z pamięci piękne kazanie. Przechodzi do historii jako mąż opatrznościowy, wielki hierarcha, godny następca kard. Wyszyńskiego. Dopisuje się do wielkich mężów polskiego Kościoła, do wielkich metropolitów i prymasów i z pewnością znajdzie ważne miejsce w historii Kościoła w Polsce.
Bp Ignacy Dec