Daniela urodziła się w Tumlinie 10 września 1937 r. jako siódme dziecko z ośmiorga Marianny i Stanisława Kitów. Ojciec prowadził sklep spożywczy, równocześnie był rzeźnikiem. Chętnych nigdy nie brakowało, po kiełbasę i kaszankę przyjeżdżali także mieszkańcy Kielc. Ojcu w pracy pomagała cała rodzina, wszystkie dzieci, każde było zaangażowane w pracy w sklepie - w końcu to był rodzinny interes. Rodzice Danieli byli bardzo religijni. Mama zawsze rano śpiewała pieśń „Kiedy ranne wstają zorze”, a potem Godzinki o Niepokalanym Poczęciu NMP. Dzieci słuchały i uczyły się modlitw odmawianych przez matkę. Daniela od dzieciństwa zna Godzinki na pamięć. Mimo że pracy w domu i w sklepie było dużo, nigdy nie brakowało go dla Pana Boga. Rodzice pilnowali uczestnictwa dzieci we Mszy św. i w nabożeństwach. Kościół był ich drugim domem.
Przed wielkimi drzwiami
Reklama
Wojnę pamięta jak przez mgłę, była małym dzieckiem. Pamięta Niemca - lekarza, który u nich mieszkał, jak leczył zęby dzieciom oraz wszystkim, którzy się do niego zwrócili o pomoc. Lepiej pamięta „wyzwolenie”, gdy Rosjanie przyszli do ich domu, okradli ich ze wszystkiego, odnaleźli nawet zamaskowaną piwnicę i zabrali wszystko, co się dało. Tak poznali dobroć Czerwonej Armii. - Zostaliśmy w domu tylko w tym, co mieliśmy na sobie - wspomina. Na szczęście przeżyli i to była ich największa radość. Daniela już od dziecka była bardzo religijna, przechodząc obok kościoła, zawsze znalazła czas, aby podejść do drzwi, uklęknąć i zatopić się w modlitwie. Kiedy ktoś jej szukał, a nie było jej w domu, to słyszał od domowników: - Idź do kościoła, jest przed wielkimi drzwiami, na dworze. Gorliwość dziewczyny zauważył śp. ks. Władysław Morak. Daniela często chodziła do kościoła, na Różańce, majówki, widział ją zatopioną w modlitwie, klęczącą przed drzwiami świątyni. Zaczął wypytywać o życiowe plany, czy nie czuje powołania, czy nie chciałaby iść do zakonu? Tak, jej marzeniem było zostać zakonnicą. Po skończeniu szkoły podstawowej, absolwenci złożyli podania do szkół średnich, tylko nie Daniela. Ona pojechała do Kielc i zapukała do sióstr przy ul. Śniadeckich. Przyjęła ją siostra przełożona, wysłuchała młodą dziewczynę i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest jeszcze za mała. - Dziecino, najpierw musisz skończyć liceum, dopiero wtedy możesz do nas przyjść. Była załamana. Została na lodzie. Nie złożyła do żadnej szkoły dokumentów, nie wiedziała, co robić. Na szczęście koleżanki podpowiedziały jej, żeby poszła do nowo otwartej szkoły, która powstała w pobliżu kościoła Świętego Krzyża.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Socjalistyczne wychowanie
Reklama
Daniela została przyjęta. Miała taki plan: uczyć się w tej szkole rok, później złożyć papiery do liceum, skończyć liceum i znowu zapukać do drzwi przy ul. Śniadeckich. Życie napisało jednak inny scenariusz. Szkoła bardzo przypadła jej do gustu, miała dobre koleżanki, lubiła się uczuć, nie zrezygnowała z niej po roku. Polubiła szkołę, ale wcale łatwo nie było. Największe trudności miała z językiem rosyjskim. Języka „braterskiego narodu” uczyła młoda Rosjanka. Chciała ich zrusyfikować dla dobra socjalizmu. Z kolei języka polskiego uczyła dobra przedwojenna nauczycielka, która prowadzenie lekcji rozpoczynała wspólną modlitwą. Rosjanka natomiast zmuszała dzieci do nauki wierszy i pieśni: „O mądrym, kochanym przez ludy Stalinie”. Pamięta tę kantatę Iniuszkina, melodia była wspaniała, wpadająca w ucho, a pieśń opiewała jednego z największych morderców w historii. Daniela nie śpiewała kantat na cześć mordercy Polaków, nawet nie otwierała ust. Rusycystka była rozwścieczona. Stalin żył, kult jednostki przeżywał apogeum, a uczennica nie chce śpiewać pieśni o „chorążym pokoju na świecie?”. Rosjanka zaczęła szykanować dziewczynę. Przyjeżdżając do Kielc, Daniela miała zawsze trochę czasu przed lekcjami. Korzystając z okazji, szła do pobliskiego kościoła Świętego Krzyża, aby się pomodlić. - Przejść obok kościoła i nie wstąpić, nie pomodlić się? To było dla mnie nie do pomyślenia. Gorliwości religijnej nie mogła przeżyć nauczycielka rosyjskiego. Nie dość, że Daniela nie chce śpiewać pieśni o Stalinie, to jeszcze się modli? Wierzy w Boga? Szykany przybrały na sile. Pewnego dnia Rosjanka powiedziała Danieli wprost, że zrobi wszystko, by ją usunąć ze szkoły.
Wygrała
To było 6 marca 1953 r., do klasy weszła nauczycielka rosyjskiego. Gdy uczniowie ją zobaczyli, przecierali oczy ze zdumienia. Rosjanka była ubrana na czarno, w czarnej woalce. Zapłakanym głosem wyjaśniła, że dzień wcześniej zmarł Józef Stalin. Cała klasa wybuchła śmiechem, zdezorientowana Rosjanka zaczęła szlochać i pospiesznie wyszła z klasy. Nie zrusyfikowała młodzieży, wkrótce zrezygnowała z pracy i wróciła do ukochanego Związku Radzieckiego. Po latach Daniela spotkała profesora ze swojej szkoły. Gdy ją zobaczył, powiedział z uśmiechem: - Aleś ty nam dziewczyno krwi napsuła, aleś była uparta, czy wiesz, że ta Rosjanka wciąż na kolejnych posiedzeniach rady chciała cię relegować ze szkoły, a my ciebie broniliśmy? Opowiedział, jak w jej obronie stawali nauczyciele, szczególnie pani od języka polskiego. - Co z tego, że codziennie przed lekcjami chodzi do kościoła się modlić? - mówiła - Przecież na lekcje się nie spóźnia. Te argumenty uratowały Danielę. Dziewczyna podziękowała za obronę i przeprosiła za kłopoty.
Broniła krzywdzonych
Reklama
Po ukończeniu szkoły wszyscy absolwenci dostali nakazy pracy na rok czasu. Później każdy sam na własną rękę mógł organizować sobie życie. Cztery osoby z jej klasy - wśród nich Daniela - ukończyły szkołę z wyróżnieniem, mogła iść do liceum bez egzaminu. Niestety nie kontynuowała nauki. Musiała zostać w domu i pomagać rodzicom. W 1959 r. zmarł jej tato. Była to dla niej straszna tragedia, tak bardzo kochała ojca. Daniela wyszła za mąż, urodziła trójkę dzieci. Najmłodszy syn urodził się z porażeniem mózgowym. Był niepełnosprawny, nadpobudliwy. Opiekowała się nim przez lata. Było bardzo ciężko. Pod koniec jego życia zaopiekowały się nim siostry zakonne. To był ciężki krzyż, który dał jej Bóg. Przyjęła go, ponieważ była przekonana, że Bóg wie, co robi, a to cierpienie było widocznie jej wtedy potrzebne. Zgodziła się z tym i nie narzekała.
W zakładach Przemysłu Odzieżowego Nida pracowała do 1997 r. Należała do „Solidarności”, była przewodniczącą w zakładzie. Walczyła o pracowników jak matka o dzieci. Wspólnie walczyli z korupcją i złodziejstwem. Była szykanowana, za to że ujmowała się za pracownicami. To były ciężkie chwile, o których nawet nie chce wspominać.
Jej Zakon
Reklama
Wszystko zaczęło się od Drogi Krzyżowej, którą w każdy piątek oprócz okresu Wielkiego Postu prowadził brat Ryszard Nowakowski, były przełożony FZŚ. Daniela zawsze uczestniczyła w tych modlitwach. Pewnego dnia, kiedy wyszli z kościoła, czekał na nią brat Ryszard, przywitał się i zapytał wprost, czy nie chciałaby wstąpić do FZŚ. Wyjaśnił pokrótce, na czym polega przynależność do niego i jaki jest jego cel. Po tej rozmowie Daniela wyraziła zgodę, została zapisana w poczet członków. - Każdy może wejść do tej grupy jako słuchacz przez pół roku, potem po wyrażeniu chęci przynależności do FZŚ składa ślub postulatu. Następnie przechodzi formację wstępną, tzw. nowicjat i profesję. Śluby składa się w kościele, podczas Mszy św. Każdy członek ślubuje: zachowanie reguły, życie w ubóstwie, miłość bliźniego, czytanie Pisma Świętego i uczynki miłosierdzia względem bliźnich oraz czynienie pokuty. Któregoś dnia brat Ryszard zaproponował jej prowadzenie Drogi Krzyżowej w katedrze i od tej chwili Daniela przewodniczyła modlitwom. Obecnie w każdy trzeci piątek miesiąca o godz. 16 odbywa się Droga Krzyżowa spod pomnika Jana Pawła II koło katedry na Karczówkę. Każdy może wziąć w niej udział. Obecnie prowadzi ją Daniel Kubik. - Mam świadomość, że jak św. Franciszek, którego Bóg dotknął swoją łaską i przemienił jego życie aż do heroizmu, tak samo stało się ze mną. Będąc w 1997 r. na pielgrzymce do Medjugorie, otrzymałam tak głębokie nawrócenie, że moje życie odwróciło się o 180°. Dziś Daniela nie wyobraża sobie dnia bez codziennej Mszy św., adoracji Najświętszego Sakramentu oraz odmawiania Różańca. Dla niej modlitwa stała się antidotum na działanie szatana w życiu człowieka. Modlitwa pomaga jej przetrwać całe zło, jakie się dzieje wokół nas.
Pod opieką franciszkanów
- Franciszkanie jak tylko przyjechali do Kielc, mimo iż „siedzieli na walizkach”, nie mieli łóżek, tylko materace, w fatalnych warunkach, bo odbywał się remont, prowadzili działalność duszpasterską, a także pomagali pracującym robotnikom. Wierni widząc ich zaangażowanie, chętnie spieszyli z pomocą. - My jako zakon, podjęliśmy się sprzątania. Myliśmy i sprzątaliśmy wszystkie pomieszczenia i przez wiele miesięcy dwa razy w tygodniu sprzątaliśmy całą kaplicę.
To był ich wkład w powstawanie nowej parafii. Gdy pomieszczenia zostały uporządkowane, i zaczęła się praca duszpasterska, opiekunem ich zakonu został bez oficjalnych nominacji o. Marek Metelica, proboszcz, aż do 2000 r., kiedy do parafii przyszedł o. Janusz Pałka i stał się oficjalnym asystentem zakonu świeckich. Przez trzy lata opiekował się wspólnotą, później został przeniesiony do Krakowa jako wykładowca w Seminarium. W 2005 r. przyszedł o. Wit Urbanik, który mocno zaangażował się w życie wspólnoty, był niepocieszony, że wspólnota się starzeje. Postanowił to zmienić. Zachęcał młodych ludzi, przy każdej Mszy św. mówił o Zakonie, prosił o modlitwę za nowe powołania. Jego starania dały efekt. O Zakonie Świeckich usłyszało wiele osób, i wielu nowych wstąpiło w ich szeregi.
Nowe wyzwania
W 2005 r. Daniela przez członków wspólnoty została wybrana na przełożoną. Gdy ją wybierano, bardzo płakała, w żaden sposób nie chciała się zgodzić na objęcie tej funkcji. Mówiła, że nie podoła, że się nie nadaje, że to nie dla niej, że są inne energiczniejsze osoby. Daniela chciała w cichości i modlitwie służyć Bogu i ludziom. O. Wit jednak nie dawał za wygraną, zachęcał, uspokajał, obiecywał, że pomoże, że Daniela nie zostanie sama. Mówił, że do każdej funkcji w Kościele przypisana jest łaska. Przekonał ją i Daniela żwawo wzięła się do pracy. Uporządkowała wiele spraw, praktycznie od nowa przepisała księgę Profesów, która była w opłakanym stanie, oraz założyła kronikę, której nie było, i sama ją do dziś prowadzi, z werwą i zaangażowaniem organizowała spotkania, nie tylko modlitewne. Okazało się, że podołała nowemu wyzwaniu. Wspólnota doceniła jej zaangażowanie i pracę, i gdy skończyła się jej pierwsza kadencja, po raz kolejny została wybrana na przełożoną. O. Wit był ich opiekunem trzy lata. Gdy został przeniesiony do Bytomia, żegnali go z płaczem. - Był jak ojciec, zawsze służył nam pomocą, zawsze był na miejscu, był taki energiczny, mimo iż zmagał się z chorobą. Po nim nowym asystentem Zakonu został o. Błażej Strzechmiński. Okazało się, że i on wspaniale poprowadził Zakon, był to właściwy człowiek na właściwym miejscu, znający wspaniale regułę franciszkańską. Pracę dla Świeckiego Zakonu traktował serio, prowadził spotkania, przewodniczył modlitwom, był bardzo zaangażowany. Mimo iż był członkiem Międzynarodowej Komisji Sprawiedliwości i Pokoju, co często kolidowało z obowiązkami w Zakonie, to zawsze starał się uczestniczyć w życiu Zakonu. W tym roku Ojciec został przeniesiony do innej parafii. Czekają na nowego asystenta.
Przesłanie
- Moim pragnieniem jest, by ten artykuł przyczynił się do nowych powołań - zachęcam gorąco do podjęcia drogi pójścia za św. Franciszkiem i wstąpienia do naszej Wspólnoty. Zapewniam, że jest on wspaniałym drogowskazem w naszym dzisiejszym zagubionym i zsekularyzowanym świecie, w którym żyje się tak, jakby Boga nie było. Pozwoli nam oderwać się od tych przyziemnych spraw, a ukaże to, co jest celem naszego życia, celem najwyższym, osiągniecie chwały Nieba. Św. Franciszek i Matka Boża Anielska wspierają nas skutecznie na tej wybranej drodze. Warunkiem jest życie według Ewangelii, przestrzeganie Dekalogu, w miarę możliwości uczestniczenie w codziennej Mszy św., życie w stanie łaski uświęcającej, karmienie się Ciałem Pańskim, miłość bliźniego oraz modlitwa, skuteczny środek na zachowanie łączności z naszym Ojcem w Niebie. Czy to dużo? Myślę że nie. Czyż rozmowa z Najlepszym Ojcem może nużyć? Czy też zniechęcać? Przecież to jest miłość, wszak z miłości będziemy sądzeni - mówi pani Daniela.