Reklama

Z Wilna do Głowna z krzyżem harcerskim w klapie

Niedziela łowicka 47/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z Mieczysławem Wołudzkim - założycielem, a obecnie prezesem Koła Terenowego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Głownie, rozmawia Katarzyna Białkowska

KATARZYNA BIAŁKOWSKA: Na wiele sposobów i bardzo aktywnie jest Pan związany z Głownem, tutejszą społecznością i Kościołem. Jest Pan prezesem Koła Terenowego ŚZŻAK, honorowym harcmistrzem Hufca Głowno. A przecież nie pochodzi Pan z Głowna...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

MIECZYSŁAW WOŁUDZKI: Rzeczywiście, do Głowna przybyłem w 1960 r. Od tego czasu byłem dyrektorem Domu Dziecka. Do 1979 r. byłem komendantem społecznym Hufca Harcerskiego w Głownie. Ale przyjechałem tu z Łodzi, wcześniej z Lublina, a w ogóle to z Wilna.

- Zatem pochodzi Pan z Wilna?

- Owszem, urodziłem się w Wilnie, w 1920 r. To właśnie tam zaczęły się moje związki z harcerstwem. Od ósmego roku życia byłem w harcerstwie wileńskim. Przed wojną uzyskałem stopień przewodnika (I stopień instruktora), w Lublinie - podharcmistrza, w Chorągwi Ziemi Łódzkiej - harcmistrza.

- Wciąż Pan powraca do wątku harcerskiego w swoim życiu.

Reklama

- Ja myślę, że harcerstwo to moja miłość. Najpierw harcerstwo, a potem Akcja Krajowa. Uważam, że ZHP to pierwsza organizacja, która wychowuje zdrowego moralnie człowieka, uczy zaradności życiowej i wszystkiego, co człowiek powinien posiadać: odpowiedzialności, dyscypliny, koleżeńskości i patriotyzmu.

- Ale w czasie wojny służył Pan w Armii Krajowej?

- Jeśli chodzi o moje doświadczenia wojenne z AK, to ponieważ pochodzę z terenu wileńsko-nowogródzkiego, byłem w oddziale rozpoznawczym komendanta tego okręgu. Służyłem jako sanitariusz.

- A jaka była Pana droga w Polsce, już po wojnie?

- Jak już mówiłem, najpierw przyjechałem do Lublina, w 1945 r. Z krzyżem harcerskim w klapie. Zgłosiłem się do Opieki Społecznej, żeby zapytać o pracę i pani w okienku zauważyła ten krzyż. Potrzebowali akurat kierownika domu dziecka dla sierot powojennych. Ukończyłem w Wilnie Wyższe Studia Pedagogiczne, moje doświadczenia z harcerstwa też się przydały. Zgodziłem się.

- Zdaje się, że spotkał Pan wtedy kard. Stefana Wyszyńskiego?

Reklama

- A i owszem. Był wtedy biskupem lubelskim. Zapowiedziano, że Ksiądz Biskup będzie w drugi dzień Świąt przyjmował życzenia. Więc ja poszedłem i długo rozmawialiśmy. Wtedy była straszna bieda, więc bp Wyszyński zaczął kierować do naszego domu zagraniczne dary, które dostawał Kościół lubelski. Było trochę łatwiej, ale wkrótce zainteresowało się UB. W 1952 r. i 1953 r. siedziałem w więzieniu. Przez to więzienie nie tylko straciłem pracę. Musiałem też przerwać studia, bo już w czasie pracy studiowałem w Lublinie. Przez 3 lata byłem na KUL-u, na ekonomii. Potem na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej nie chcieli mi zaliczyć KUL-u, bo to uczelnia katolicka.

- Potem już Pan nie mieszkał ani nie pracował w Lublinie.

- W 1954 r. wyjechałem do Łodzi, gdzie pracowałem w Biurze Projektów Budownictwa Komunalnego. Po 1956 r. zacząłem prowadzić drużynę harcerską przy Domu Dziecka w Romanowie. Zdobywaliśmy pierwsze miejsca na zlotach, zjazdach. Na Zlocie Ogólnopolskim Wychowanków Domów Dziecka na Mazurach także zająłem pierwsze miejsce i w nagrodę zostałem delegowany jako komendant zgrupowania łódzkiego. Tu, w Głownie, zaistniała potrzeba natychmiastowego objęcia stanowiska dyrektora Domu Dziecka. Przyjąłem propozycję Kuratorium Łódzkiego. Ale do dziś jestem w stopniu harcmistrza i nadal czynnym członkiem Hufca Głowno.

- A co z pracą w głowieńskim Domu Dziecka?

- Dom Dziecka istniał w Głownie do 1985 r., potem go poddano rozbudowie, a wychowanków rozwieziono po innych domach dziecka w województwie łódzkim. Ja czuwałem nad rozbudową. Pierwotnie był to piękny pałacyk Jana i Piotra Ramischów (dziś w Szwajcarii). Obecnie bryła zabytkowego pałacyku została niestety zatracona i powstał tu Dom Pomocy Społecznej. A ja przeszedłem na emeryturę.

- Nawet na emeryturze jest pan bardzo aktywnie zaangażowany w różne głowieńskie przedsięwzięcia?

Reklama

- Myślałem, że na emeryturze to będę myślał tylko o tym, żeby być czysty, elegancko ubrany. Ale ja nie mam na to czasu! Idę spać, to ledwo zmówię pacierz o północy. Ale to dobrze, bo dla emeryta nie ma nic gorszego, jak nadmiar wolnego czasu. Chciałbym umrzeć "z marszu". Dlatego ile mogę, to jeszcze będę działał.

- A zatem czym jeszcze oprócz prezesowania głowieńskiemu Kołu Terenowemu AK i zaangażowania w harcerstwo zajmuje się Pan obecnie?

- Cóż, jestem domorosłym plastykiem. Niekształconym, ale posiadam takie umiejętności, że potrafię stworzyć piękne żłóbki, dekoracje ołtarza na Boże Ciało, Groby Pańskie na Wielkanoc i dekoracje okolicznościowe dla potrzeb naszego koła Armii Krajowej. Można powiedzieć, że "specjalizuję się w sztuce sakralnej". U Jakuba pierwsze dwa groby ubierałem 35 lat temu, za czasów kanonika Szczepańskiego, i od tego czasu robię. Wcześniej robiłem dekoracje na... pochodach. Byłem i jestem człowiekiem wierzącym, więc chętnie się podjąłem pracy dla Kościoła. Wykonuję to wszystko społecznie.

- Dobrze pamiętam, jakim przeżyciem było dla mnie, jako dziecka, a potem także nastolatki, podziwianie przepięknych szopek i Grobów Pańskich, budowanych według Pana projektów i pod Pańskim kierownictwem w kościele św. Jakuba w Głownie. Do dziś jestem z nich dumna i uważam, że dekoracje świąteczne w parafii św. Jakuba są wyjątkowej urody i wyrazu!

Reklama

- Cieszę się bardzo. Teraz przygotowuję dekoracje już nie tylko dla kościoła św. Jakuba, ale i św. Maksymiliana w Głownie-Zabrzeźni, a od dwóch lat także w Nieborowie. Zaprosił mnie tam nowy proboszcz, pochodzący z Głowna, ks. Hubert Wiśniewski. Ten kontakt w Nieborowie jest bardzo miły i serdeczny. Ekipa, która mi pomaga, wprost zgaduje moje myśli. W Głownie u św. Jakuba szczególnie pomocny jest Andrzej Solarek.

- W jaki sposób powstają ciągle nowe pomysły i projekty żłóbków i Grobów Pańskich? Nigdy nie zauważyłam, żeby się powtarzały, choć z drugiej strony coś je łączy...

- Muszę się przyznać, że ja nie umiem zaprojektować takiej dekoracji. Mnie w głowie rodzi się myśl i widzę wyraźnie, jak to ma wyglądać. Narysować tego nie umiem, ale nie daj Boże, żeby mi się ktoś sprzeciwił! (uśmiecha się) W tej chwili już mam w głowie wypieszczony żłóbek do kościoła św. Jakuba. W każdej dekoracji, nawet za stanu wojennego, musi być u mnie nutka patriotyzmu.

- Na zakończenie wróćmy jeszcze na chwilę do korzeni, do Wilna? Czy pośród tylu zajęć udaje się Panu podtrzymywać ten kontakt?

- Ależ jak najbardziej! Tam mam groby rodziców i tam mieszkają dwie siostrzenice. Odwiedzam moją rodzinę. Jeden z moich kolegów, obecnie emerytowany pułkownik, wileński AK-owiec, przysłał mi symboliczny obraz: Polacy pamiętajcie 1939 r. Widać tam granice przedwojenne, orła białego, przeszytego dwoma mieczami, ze sfastyką, sierpem i młotem. Są tam też daty: 1 IX 1939 r. i 17 IX 1939 r. Chciałem, żeby ten obraz został w Izbie Żołnierskiej, ponieważ został mi w sercu sentyment do tamtych ziem po dzień dzisiejszy.

- Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę w imieniu swoim, Redakcji i Czytelników Niedzieli Łowickiej wiele zdrowia, sił i dobrych pomysłów.

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zmiany kapłanów 2025 r.

Maj i czerwiec to miesiąc personalnych zmian wśród duchownych. Przedstawiamy bieżące zmiany księży proboszczów i wikariuszy w poszczególnych diecezjach.

Biskupi w swoich diecezjach kierują poszczególnych księży na nowe parafie.
CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę: Dlaczego chcą osłabić Kościół?

2025-07-03 21:38

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

"Posyłam was jak owce między wilki" — te słowa Jezusa stają się dziś bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Zapraszam Cię do refleksji nad trzema dramatycznymi i jednocześnie budującymi wątkami.

1. Owce wśród wilków – Mówię o narastającej agresji wobec duchowieństwa, o aktach przemocy i profanacji, które dotykają kapłanów w Polsce. To nie tylko dane statystyczne – to dramat prawdziwych ludzi. Ale też apel: nie dajmy się podzielić, bo samotna owca nie ma szans z wilkiem.
CZYTAJ DALEJ

Toruń: Około 10 tysięcy osób przeszło w Marszu Milczenia po zabójstwie 24-letniej Klaudii

2025-07-06 16:34

[ TEMATY ]

Toruń

zabójstwo

Marsz Milczenia

24‑letnia Klaudia

PAP

Marsz milczenia przeszedł ulicami Torunia

Marsz milczenia przeszedł ulicami Torunia

Ok. 10 tys. osób przeszło ulicami Torunia w Marszu Milczenia po zabójstwie 24-letniej Klaudii, którą w nocy z 11 na 12 czerwca napadł w parku Glazja 19-letni obcokrajowiec. Młoda barmanka, doktorantka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, zmarła dwa tygodnie później w szpitalu. Zbrodnia wstrząsnęła miastem.

W Marszu Milczenia zorganizowanym przez środowiska narodowe i patriotyczne uczestniczyły tłumy. Funkcjonariusze policji obecni na miejscu przekazali PAP, że w zgromadzeniu uczestniczyło około 10 tysięcy osób. Zgromadzeni ruszyli ze Starego Rynku i pokonali trasę do parku Glazja, gdzie doszło do zbrodni. Zgromadzenie odbywało się w milczeniu i było chwilą wspólnej zadumy i pamięci oraz gestem wsparcia dla rodziny i bliskich Klaudii K.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję