Reklama

Bóg czuwa nade mną

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W pierwszych dniach września1939 r., kiedy wybuchła wojna, niespełna 18-letni Józef praktykował w drukarni u Vejmera, mieszczącej się przy ulicy Sienkiewicza. W czwartek wieczorem Niemcy podeszli pod forty piątnickie. Zamknięto drukarnię, a Józef stracił pracę. Do dziś pamięta, jak w pierwszych potyczkach z Niemcami poległo kilkunastu Polaków, a ciała dziesięciu z nich pochowano w tajemnicy na obrzeżach piątnickiego cmentarza. "Kiedy to się skończy, nie zapomnę o nich" - postanowił.
W piątek rano, chyba 9 września, zgłosił się na ochotnika do wojska. Dowódca w stopniu podchorążego powiedział mu wprost: "Nie przyjmę cię, bo nie mamy umundurowania, a jak ciebie Niemcy złapią po cywilu, to z miejsca cię zabiją". Chłopak nie przeraził się tą wizją, postanowił, że zostanie. Trzy dni spędził w okopach. Czwartego dnia zabrakło Polakom amunicji. W niedzielę wieczorem podchorąży kazał mu wracać do domu. W poniedziałek rano ostatni obrońcy fortów wycofywali się, do Piątnicy wkroczyli Niemcy. Zabierali ze sobą mężczyzn. Zawołali Józefa. Chłopak uciekł do pobliskiego domu, gdzie była jego matka i ciotka. Tam na podeście schodów zauważył dwie polskie flagi i schował je na strych. Jego matka prosiła, by zszedł, bo Niemcy obrzucą granatami dom. Posłuchał, oddał się w ich ręce. Przy budynku przy obecnej podstawówce, Niemcy spędzili wielu ludzi. Był tam jeden stary człowiek, który nie słuchał poleceń esesmanów. Wzięli więc go za nogi i zrzucili z mostu. Józefa i jego ojca wraz w kilkunastoma innymi mężczyznami zabrali na forty. Było ich dwudziestu trzech. Wtedy był przekonany, że idzie na pewną śmierć. Mężczyźni płakali... Na miejscu okazało się, że muszą pochować ciała poległych Niemców i Polaków. Józef zapamiętał dwa nazwiska: Szymański i Tomaszewski. Kiedy pogrzebali zmarłych, Niemcy zabrali ich z powrotem. Domyślał się, że nie wrócą do domów. Wystąpił z szeregu i prosił Niemca, by puścił wolno idącego obok starego człowieka. Na to Niemiec uderzył go kilka razy po głowie. Poprowadzili ich na plac przy piątnickim kościele. "Było tam chyba ze trzy tysiące ludzi. Rozdzielili Polaków i Żydów, tych pierwszych skierowali do kościoła. Tu, gdzie teraz stoi pomnik Matki Bożej, zebrali wszystkie dokumenty i spalili". Józef postanowił, że późnym wieczorem ucieknie. Namawiał swojego ojca, ale ten był przekonany, że wkrótce puszczą ich wolno. Dziadka Józefa puścili nad ranem. Pozostałych wraz z jego ojcem zabrali na ciężarówki i wywieźli do Prus.
1941 rok. Po Niemcach przyszli Rosjanie. Niemcy zakopali amunicję z pasami w jeden dół. Kiedy się wycofali Józef odkopał namiot z pasami amunicji i ukrył w ogrodzie. Ktoś doniósł o tym NKWD. Józef nie bał się śmierci, był odważny swoją młodością: rozpiął koszulę i mówił "strzelajcie". Wtedy Kozacy dali mu spokój, ale przez pół roku nachodzili go. A on pasy wojskowe wykorzystał na zelówki do butów.
Kiedy po roku powrócił do rodziny schorowany ojciec, Józef chodził po lekarstwa pieszo do Ostrowi Mazowieckiej, a stamtąd pociągiem do Warszawy. W Warszawie, na ul. Płockiej pod nr. 17, miał wujka, który pomógł mu dostać się do ZWZ (w 1942 r. do AK), a jako zadanie otrzymał przewożenie ulotek i rozkazów. Walizka, w której je przemycał, leży do dziś na strychu jego domu. Józef miał dużo szczęścia i ani razu nie wpadł, choć wiele razy był bliski śmierci. Bóg jednak cały czas czuwał nad nim. Nawet wtedy, 11 listopada 1944 r., kiedy otrzymał za zadanie przedostać się za linię frontu. Wraz z nim poszedł jego kuzyn. Pech chciał, że zatrzymał ich Niemiec. Zaprowadził ich do bunkra, gdzie mieścił się sztab. Zameldował do majora, że złapał dwóch szpiegów. W nagrodę otrzymał cygaro i kieliszek koniaku. "Jutro was o 11.00 rozstrzelamy" - poinformował mężczyzn. "Staliśmy na deszczu aż do zmroku, woda wylewała nam się z butów. Podszedł do nas jakiś niemiecki oficer i zapytał po polsku: co wy tu robicie? Odpowiedziałem, że wzięli nas za szpiegów i chcą nas rozstrzelać. Słyszeliśmy dokładnie każde słowo, bo dźwięk doskonale niesie się w betonie. Józef słyszał, jak obaj oficerowie sprzeczali się, kto to jest ważniejszy i kto tu decyduje". Nie wiadomo, czym kierował się ten oficer, ale obiecał zadzwonić do żandarmerii polowej i uwolnić Polaków.
Rankiem przynieśli im szpadle, wyprowadzili na pola za fortami i kazali kopać doły. Kuzyn zemdlał dwa razy. Niemiec zdenerwował się i zaczął kopać sam, wreszcie szpadel trafił na kamień i złamał się. "Może to znak z nieba, że będziemy żyć" - pomyślał Józef. Poszli po drugie szpadle, a w tym czasie przyjechała polowa żandarmeria niemiecka. Sprawdzili ich niemieckie dokumenty i okazało się, że są w porządku. Żandarmi zabrali ich ze sobą w kierunku Piątnicy. Po drodze jeden z żołdaków chciał obrzucać granatami piwnicę, w której mieszkali ludzie, drugi powstrzymał go: "Nie rzucaj, tam są ludzie"; potem ten pierwszy próbował z automatu zastrzelić idącego chłopca, ale kule go omijały. Kiedy mijali żonę kościelnego, która niosła na plecach tobołek z pościelą, Niemiec z satysfakcją zastrzelił.
Pomnik. 17 kwietnia 1947 r. Józef ujawnił się, że działał w ZWZ, a potem w AK. Po latach, w 50. rocznicę II wojny światowej (był to 1989 r.), podczas zebrania ZBOWiD-u, mówił o poległych i apelował o zebranie składki na pomnik bezimiennych poległych, których grób przykrywała tylko betonowa płyta. Mimo deklaracji i zapewnień o pomocy, zdany był tylko na siebie. Za zgodą miejscowego proboszcza zabrał uszkodzony pomnik granitowy wyrzucony za mur cmentarny. Wnuk Tomek przewiózł go na podwórko dziadka, który skuł stary napis i wyrył nowy: "Poległym za Ojczyznę 1939-1989. Ave Maria". Od ówczesnego naczelnika dostał trzy worki cementu, z którego wykonał postument i krzyż. W lipcu ukończył pomnik i z wnukiem przewieźli go na miejscowy cmentarz. "Mnie było wstyd za ludzi, którzy nie chcą pamiętać o poległych w czasie wojny".
Lata szybko mijają. Napis na pomniku wyblakł. W 2000 r. dziadek Józef sam wykonał tablicę, zięć dorobił orła z koroną. Po roku orła już nie było. "Długo nie cieszył moich oczu; ktoś go po prostu ukradł. Nikt nie uszanuje pamięci, nikt nie uszanuje świętości. Kto zadba o pomnik, kiedy mnie zbraknie?".
Dziadek Józef dotrzymał obietnicy. Zachował pamięć o bezimiennej mogile i przekazuje ją nam, swoim wnukom, a my swoim dzieciom. Tym artykułem pragnę podziękować Dziadkowi za Jego odwagę, niezłomność i patriotyzm.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pakistan: „wierzą, że zabijanie chrześcijan jest czymś dobrym”

2025-09-15 10:07

[ TEMATY ]

Pakistan

Vatican Media

Sanktuarium Najświętszej Maryi Panny w Mariamabadzie w archidiecezji Lahore

Sanktuarium Najświętszej Maryi Panny w Mariamabadzie w archidiecezji Lahore

Niedawny mord 42-letniego katolika to przejaw narastającego w Pakistanie ekstremizmu - uważa Paul Jacob Bhatti, prezes stowarzyszenia noszącego imię jego brata Paula, zamordowanego w 2011 r. ministra ds. mniejszości religijnych. Oni głęboko wierzą, że zabijanie chrześcijan jest czymś dobrym - dodaje, Bhatti, podkreślając, że to owoc postępującej indoktrynacji.

Zabili go, bo zobaczyli krzyżyk na szyi
CZYTAJ DALEJ

Św. Katarzyna z Genui

Drodzy bracia i siostry! Dzisiaj chciałbym wam powiedzieć o kolejnej, po św. Katarzynie Sieneńskiej i św. Katarzynie z Bolonii świętej noszącej imię Katarzyna. Myślę o św. Katarzynie z Genui, znanej przede wszystkim z powodu jej wizji czyśćca. Tekst, który opisuje jej życie i myśl, został opublikowany w tym liguryjskim mieście w 1551 r. Jest podzielony na trzy części: „Życie i nauka”, „Udowodnienie i wyjaśnienie czyśćca” - bardziej znana jako Traktat oraz „Dialog między duszą a ciałem”. Redaktorem końcowym był spowiednik Katarzyny, ks. Cattaneo Marabotto. Katarzyna urodziła się w Genui w 1447 r. Była ostatnią z pięciorga dzieci. Została osierocona przez ojca, Giacomo Fieschi, gdy była jeszcze dzieckiem. Matka, Francesca di Negro, dała jej dobre wychowanie chrześcijańskie, na tyle, że starsza z dwóch córek została zakonnicą. W wieku szesnastu lat Katarzyna został wydana za mąż za Giuliano Adorno, człowieka, który po wielu doświadczeniach militarnych i handlowych na Bliskim Wschodzie, powrócił do Genui, aby się ożenić. Życie małżeńskie nie było łatwe, także ze względu na charakter małżonka, uzależnionego od hazardu. Sama Katarzyna miała początkowo skłonność do prowadzenia pewnego rodzaju życia światowego, w którym jednakże nie mogła odnaleźć spokoju. Po dziesięciu latach, w jej sercu było głębokie poczucie pustki i goryczy. Nawrócenie rozpoczęło się 20 marca 1473 r., dzięki wyjątkowym przeżyciom. Udawszy się do kościoła świętego Benedykta i klasztoru Matki Bożej Łaskawej, aby się wyspowiadać, klękając przed kapłanem, „otrzymała - jak sama pisze - ranę w sercu, ogromną miłość ku Bogu”, z bardzo jasną wizją swojej nędzy i wad, a jednocześnie dobroci Boga, że omal nie zemdlała. Z tego doświadczenia zrodziła się decyzja, która ukierunkowała całe jej życie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów” (por. Vita mirabile, 3rv). Wówczas Katarzyna uciekła, przerywając spowiedź. Gdy wróciła do domu, weszła do najodleglejszego pokoju i długo płakała. W tym momencie była już wewnętrznie pouczona o modlitwie i świadoma ogromnej miłości Boga względem niej, grzesznej. Było to doświadczenie duchowe, którego nie mogła wyrazić słowami (por. Vita mirabile, 4r). To właśnie przy tej okazji ukazał się jej cierpiący Jezus, niosący krzyż, jak jest to często przedstawiane w ikonografii świętej. Kilka dni później wróciła do księdza, by w końcu dokonać dobrej spowiedzi. Tutaj zaczęło się owo „życie oczyszczenia”, które przez długi czas było przyczyną jej stałego bólu za popełnione grzechy i pobudziło do przyjmowania pokuty i ofiar, aby ukazać Bogu swoją miłość. Na tej drodze Katarzyna coraz bardziej przybliżała się do Pana, aż do wejścia w to, co nazywa się „życiem zjednoczenia”, to znaczy relacji wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W Vita mirabile napisano, że jej dusza była prowadzona i pouczana wewnętrznie jedynie słodką miłością Boga, który dawał jej wszystko, czego potrzebowała. Katarzyna oddała się niemal całkowicie w ręce Pana, aby żyć przez około dwadzieścia pięć lat - jak pisze - „bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia, żyć pouczana i rządzona przez samego Boga”(Vita mirabile, 117r-118r), karmiąc się nade wszystko nieustanną modlitwą i Komunią Świętą przyjmowaną każdego dnia, co w jej czasach nie było powszechne. Dopiero wiele lat później Pan dał jej kapłana, który zatroszczył się o jej duszę. Katarzyna zawsze niechętnie zwierzała się i wyrażała doświadczenie swej mistycznej komunii z Bogiem, przede wszystkim ze względu na głęboką pokorę, jaką doświadczała w obliczu łask Pana. Jedynie perspektywa uwielbienia i możliwości pomagania w rozwoju duchowym innych ludzi pobudziła ją, aby powiedzieć innym, co się w niej wydarzyło, począwszy od chwili nawrócenia, które było jej doświadczeniem pierwotnym i podstawowym. Miejscem jej wstąpienia na szczyty mistyki był szpital Pammatone, największy kompleks szpitalny w Genui, którego była dyrektorką i inspiratorką. Tak więc Katarzyna żyła życiem w pełni czynnym, pomimo owej głębi swego życia duchowego. W Pammatone utworzyła się wokół niej grupa zwolenników, uczniów i współpracowników, zafascynowanych jej życiem wiary oraz miłością. Sam jej małżonek Giuliano Adorno, został nim na tyle pozyskany, że porzucił rozpustne życie, aby stać się tercjarzem franciszkańskim, przenieść do szpitala, i pomagać swej żonie. Zaangażowanie Katarzyny w opiekę nad chorymi trwało aż do końca jej ziemskiej pielgrzymki, 15 września 1510 r. Od nawrócenia do śmierci nie było wydarzeń nadzwyczajnych, ale dwa elementy charakteryzują całe jej życie: z jednej strony doświadczenie mistyczne, to znaczy głębokie zjednoczenie z Bogiem, odczuwane jako unia oblubieńcza, a z drugiej opieka nad chorymi, organizowanie szpitala, służba bliźniemu, zwłaszcza najbardziej potrzebującym i opuszczonym. Te dwa bieguny - Bóg i bliźni wypełniają całkowicie jej życie, praktycznie spędzone w obrębie szpitalnych murów. Drodzy przyjaciele, nigdy nie wolno nam zapominać, że im bardziej miłujemy Boga i trwamy w modlitwie, tym bardziej potrafimy prawdziwie kochać otaczające nas osoby, ponieważ będziemy zdolni do dostrzeżenia w każdej osobie oblicza Pana, który kocha bezgranicznie, nie czyniąc różnic. Mistyka nie tworzy dystansu wobec bliźniego, nie tworzy życia abstrakcyjnego, lecz raczej przybliża do drugiego człowieka ponieważ zaczyna się postrzegać świat oczyma i sercem Boga. Myśl Katarzyny o czyśćcu, ze względu na którą jest ona szczególnie znana, jest skondensowana w ostatnich dwóch częściach cytowanej księgi: „Traktat o czyśćcu” i „Dialogu między duszą a ciałem”. Ważne, aby zauważyć, że Katarzyna w swym doświadczeniu mistycznym nie ma nigdy szczególnych objawień o czyśćcu czy też doznających tam oczyszczenia duszach. Jednakże w pismach inspirowanych naszą Świętą jest to element centralny, a sposób jego opisania ma cechy oryginalne, na tle swej epoki. Pierwszy rys indywidualny dotyczy „miejsca” oczyszczenia dusz. W jej czasach przedstawiano go głównie odwołując się do obrazów związanych z przestrzenią: sądzono, że istnieje pewna przestrzeń, gdzie miałby się znajdować czyściec. U Katarzyny jednak czyściec nie jest przedstawiony jako element krajobrazu wnętrzności ziemi: jest to ogień nie zewnętrzny, ale wewnętrzny. Czyściec jest ogniem wewnętrznym. Święta mówi o drodze oczyszczenia duszy ku pełnej komunii z Bogiem, wychodząc od swojego doświadczenia głębokiego bólu z powodu popełnionych grzechów, w porównaniu z nieskończoną miłością Boga (por. Vita mirabile, 171v). Słyszeliśmy, że w czasie nawrócenia Katarzyna nagle odczuwa dobroć Boga, nieskończoną odległość swego życia od tej dobroci oraz palący ogień w swym wnętrzu. To jest ten ogień, który oczyszcza, jest to wewnętrzny ogień czyśćca. Także i tu jest rys oryginalny w porównaniu z myślą tamtej epoki. W istocie nie wychodzi się od zaświatów, aby powiedzieć o mękach czyśćcowych - jak to było w zwyczaju w tym czasie, a być może jeszcze dziś - aby następnie wskazać drogę do oczyszczenia i nawrócenia. Nasza Święta wychodzi od własnego doświadczenia życia wewnętrznego na drodze ku wieczności. Dusza - mówi Katarzyna - przedstawia się Bogu jako nadal związana pragnieniami i cierpieniami wynikającymi z grzechu, a to uniemożliwia jej, aby cieszyła się uszczęśliwiającą wizją Boga. Katarzyna stwierdza, że Bóg jest tak święty i czysty, że dusza zbrukana grzechem nie może się znaleźć w obecności Bożego majestatu (por. Vita mirabile, 177r). Także i my czujemy, jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo jesteśmy pełni tak wielu rzeczy, które uniemożliwiają nam widzenie Boga. Dusza jest świadoma ogromnej miłości i doskonałej sprawiedliwości Boga, i w konsekwencji cierpi, że nie odpowiedziała w sposób prawidłowy i doskonały na tę miłość, a właśnie sama miłość wobec Boga staje się tym samym płomieniem, sama miłość oczyszcza z rdzy grzechu. U Katarzyny można dostrzec obecność źródeł teologicznych i mistycznych, z których zazwyczaj czerpano w owym czasie. W szczególności odnajdujemy typowy obraz zaczerpnięty od Dionizego Areopagity, to jest złotą nić, łączącą serce człowieka z samym Bogiem. Kiedy Bóg oczyścił człowieka, wiąże go cieniutką złotą nicią, jaką jest Jego miłość, i pociąga go ku sobie uczuciem tak silnym, że człowiek staje się „pokonanym, zwyciężonym, pozbawionym siebie”. W ten sposób serce człowieka jest opanowane przez miłość Boga, która staje się jedynym przewodnikiem, jedynym poruszycielem jego egzystencji (por. Vita mirabilis, 246 rv). Owa sytuacja wyniesienia ku Bogu i powierzenia się Jego woli, wyrażona obrazem nici, jest używana przez Katarzynę, aby wyrazić działanie światła Bożego na dusze w czyśćcu, światła, które je oczyszcza i unosi do wspaniałości promienistego blasku Bożego (por. Vita mirabilis, 179r). Drodzy przyjaciele! Święci w swoim doświadczeniu zjednoczenia z Bogiem, osiągają tak głębokie „poznanie” Bożych tajemnic, w którym nawzajem przenikają się miłość i poznanie, że stanowią pomoc dla teologów w ich wysiłkach badawczych, intellectus fidei rozumienia tajemnic wiary, rzeczywistego zgłębienia tajemnic, na przykład, czym jest czyściec. Poprzez swe życie święta Katarzyna poucza nas, że im bardziej kochamy Boga i wchodzimy w zażyłość z Nim na modlitwie, to tym bardziej pozwala się On poznawać i rozpala nasze serca swoją miłością. Pisząc o czyśćcu, Święta przypomina nam podstawową prawdę wiary, która staje się dla nas zachętą do modlitwy za zmarłych, aby mogli oni osiągnąć uszczęśliwiającą wizję Boga w komunii świętych (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1032). Pokorna, wierna i wielkoduszna służba, jaką Święta zaoferowała przez całe życie w szpitalu Pammatone, to jasny przykład miłości dla wszystkich i szczególna zachęta dla kobiet, które wnoszą fundamentalny wkład na rzecz społeczeństwa i Kościoła, wraz ze swą cenną pracą, ubogaconą przez ich wrażliwość i poświęcenie się dla najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Dziękuję. Tłum. st (KAI)/Watykan
CZYTAJ DALEJ

Toruń/ Zawalił się podwieszany sufit w galerii handlowej

2025-09-15 21:38

[ TEMATY ]

Toruń

stock.adobe

Podwieszany sufit zawalił się w poniedziałek w galerii handlowej Toruń Plaza, w części zajmowanej przez kino Cinema City, ale nikomu nic się nie stało. Po wyjściu klientów i personelu obiekt zamknięto – poinformowała rzeczniczka KW PSP w Toruniu st. bryg. Małgorzata Jarocka-Krzemkowska.

Straż pożarna o zdarzeniu została poinformowana krótko przed godz. 18.00. Na miejsce skierowano cztery zastępy straży pożarnej. Okazało się, że oberwał się podwieszany sufit o powierzchni około 100 mkw. nad otwartą przestrzenią będącą holem kina z kasami. Spadający system uszkodził instalację zraszającą będącą częścią systemu przeciwpożarowego, polała się woda i uruchomił się alarm.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję