Gol brazylijskiego napastnika Ailtona w 87. minucie meczu sprawił, że marzenia o usłyszeniu na polskim stadionie adaptacji muzyki Georga Friedricha Händla - „Zadok the Priest” prysły jak bańka mydlana. Cały mecz przypominał trochę historyczne wydarzenie - obronę Częstochowy. Waga obrony Klasztoru Jasnogórskiego była o wiele większa, wszak szło o dobro Ojczyzny, lecz w obu przypadkach chodziło o odparcie zmasowanych ataków przeciwnika. Sunął atak za atakiem, a mimo ogromnej przewagi APOEL-u z większości sytuacji wychodziliśmy cało. Wprawdzie skapitulowaliśmy trzy razy, lecz raz przeszliśmy do kontrofensywy, trzymając asa w rękawie.
Bohaterem narodowym mógł zostać Cezary Wilk, który po przepięknym golu w 71. minucie wlał w serca kibiców ogromną radość. Gol młodego pomocnika dał nadzieję polskiej piłce na awans po 15 latach do piłkarskiego raju. Był to gol niczym bramka Pawła Wojtali w meczu z Broendby Kopenhaga z 1996 r., choć ta padła w ostatnich minutach spotkania i dała nam awans. Przez kwadrans byliśmy niezwykle blisko awansu do elitarnej LM, mimo że piłkarsko prezentowaliśmy się zdecydowanie gorzej. Jakże piękna byłaby to chwila, gdybyśmy w bliskiej perspektywie organizacji Euro 2012 zaprezentowali się w Champions League. Stało się jednak inaczej. Wrota futbolowego nieba wciąż pozostają dla nas zamknięte.
Wielka szkoda, lecz trzeba oddać honor APOEL-owi. Popularni Thrylos w pełni zasłużyli na awans. W każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła byli drużyną lepszą. Ich przepiękne, składne akcje z pewnością cieszyły oko wytrawnego kibica, oczekującego pięknego futbolowego widowiska. Cypryjski zespół działał niczym starożytne greckie wojska, które charakteryzowała jedność. Zgranie APOEL-u było imponujące. Zresztą owy klub został utworzony przez grupę 40 ludzi mających jeden cel - stworzyć drużynę, która reprezentowałaby wszystkich Greków na Cyprze. W meczu z Wisłą poczucie jedności było widać nie tylko w dewizie tego cypryjskiego klubu, lecz także w zgraniu drużyny.
W pamięci wielu piłkarskich fanów pozostanie sugestywne ujęcie trenera APOEL-u - Ivana Jovanovića cieszącego się ze swoimi kibicami z awansu. Była to radość w ogromnym poczuciu jedności z cypryjskimi kibicami. Tego wieczoru APOEL był drużyną lepszą. Nam pozostaje po raz kolejny przełknąć gorzką pigułkę i liczyć, że nadejdzie dzień, w którym zbudujemy drużynę na miarę LM. Zespół, w którym nie będzie miejsca na przypadek, lecz czyste piłkarskie umiejętności, poparte ciężką pracą, która znamionuje najlepszych, a taka jest przecież dewiza Champions League - Die Besten. Na raj trzeba sobie zapracować.
Na otarcie łez pozostaje nam gra w Lidze Europejskiej. Można powiedzieć, że to taka druga liga. Cóż… Póki co, właśnie tam jest miejsce naszego futbolu. Niby mamy dobrych piłkarzy. Niby mamy niezłych trenerów, ale ciągle coś nam nie wychodzi. Obyśmy w LE zaszli jak najdalej. Czy to się uda? Pożyjemy, zobaczymy.
Kontakt:
Pomóż w rozwoju naszego portalu