A na prowincji zastanawiają się, co kryje się za zaproszeniem Donalda Tuska do Katynia, wystosowanym niedawno przez Władimira Putina. Bo na pewno nie zamiar przyznania się do sowieckiego ludobójstwa w Katyniu i wola ocieplenia stosunków dyplomatycznych Rosji z Polską.
Kilka przesłanek nakazuje widzieć w geście Putina rodzaj gry i pokazania, że to Rosja rozdaje w niej karty. Po pierwsze - zaproszenie wpłynęło niemalże tuż po zlekceważeniu przez najwyższe władze rosyjskie uroczystości 65. rocznicy oswobodzenia KL Auschwitz. Po drugie - ubiegłoroczne wystąpienie Putina i publikacje dziennikarskie przy okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej nie pozostawiały złudzeń: Kreml nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności za ludobójstwo w Katyniu. Po trzecie - na jakieś spektakularne gesty Kremla nie ma co liczyć, póki Rosja nadal będzie uważać Polskę za kraj leżący w jej strefie wpływów (czasowo poza „zasięgiem”, choć kto wie, jak głęboko sięga obecnie infiltracja rosyjskich służb specjalnych?). Po czwarte - pod względem formalnym jest wszystko w porządku: premier zaprasza premiera i nic im do tego, że prezydent nie zaprasza prezydenta. Tylko czy to nie jest - przypadkiem? - wkładanie rosyjskiego kija w polsko-polskie mrowisko?
Pomóż w rozwoju naszego portalu