Była dyrektor należącej do Planned Parenthood placówki, w której zabijano nienarodzone dzieci, z dnia na dzień stała się obrończynią życia. Wystarczyło, że zobaczyła procedurę zabiegu na ultrasonografie i powiedziała: „Nigdy więcej”. Abby Johnson, która przez dwa lata kierowała placówką w Bryan-College Station, udzieliła wywiadu tygodnikowi „Our Sunday Visitor”. Johnson była związana z Planned Parenthood od ośmiu lat. Poznała ludzi z tej organizacji przypadkowo. W czasie studiów zastanawiała się nad działalnością w grupie wolontariatu i wtedy nawinęli się ludzie z Planned Parenthood. Byli mili, przekonujący i tak weszła w ich krąg. Najpierw pracowała jako wolontariuszka. Podprowadzała kobiety przyjeżdżające do placówki do drzwi. Po skończeniu studiów zaczęła w niej pracować. Pięła się po drabinie kariery, aż dwa lata temu została dyrektorką placówki. Starała się. W 2008 r. otrzymała nagrodę pracownika roku.
Wreszcie przyszedł wrzesień 2009 r. Zupełnie przypadkowo lekarz poprosił ją, by asystowała przy zabiegu. Zdecydował, że użyje ultrasonografu. To w placówkach Planned Parenthood wyjątkowa procedura. Pochłania czas, a przecież firmie zależy, żeby w jak najkrótszym czasie wykonać jak najwięcej „zabiegów”, które przynoszą zysk. Ultrasonograf tylko wydłuża procedurę. Po tym, co Johnson zobaczyła na monitorze, zdecydowała natychmiast o zmianie pracy. Nie wiedziała za bardzo, do kogo się udać po pomoc. W kręgu jej znajomych byli sami zwolennicy Planned Parenthood. Poszła więc do siedziby obrońców życia. Jej decyzję wsparł mąż. „Za” była także rodzina.
Planned Parenthood próbowała uciszyć swoją byłą kierowniczkę, aby nie zdradzała tajemnic firmy. Dobrze, że to się nie udało.
Pomóż w rozwoju naszego portalu