Piszę ten tekst, będąc na konferencji polonijnej w Ameryce Południowej. Niestety, zamiast włączyć się w sprawy ważne dla Polonii, muszę odpowiadać na pytania dotyczące tego, co dzieje się w kraju, kiedy będzie normalnie, czyli lepiej. Dowcipnie odpowiadam, ale zgodnie z prawdą, że lepiej było dwa lata temu, gdy rządził PiS, a teraz, dziękujmy Bogu, mogłoby być gorzej.
Polacy za granicą zdecydowanie ostrzej oceniają obecne rządy aniżeli my w kraju. Słyszę, że gdyby było u nas normalnie, to po aferze hazardowej czy stoczniowej powinny być już wybory. To, co boli i niepokoi, Polonusi wymieniają jednym tchem: brak w kraju jakichkolwiek reform, osłabienie pozycji Polski na arenie międzynarodowej, zapaść w służbie zdrowia, podsłuchy dziennikarzy przez tajne służby, osłabienie CBA, zablokowanie prac IPN, niszczenie NIK-u, próba likwidacji mediów publicznych, rozpaczliwa prowizorka budżetowa, rosnące zadłużenie i bezrobocie. To generalia, a jako przykład krótkowzrocznej, niebezpiecznej polityki nasi rodacy z Argentyny podają umowę gazową z Rosją: nie wiadomo, po co nam tyle gazu, i to przez ponad 30 lat, i niestety, nadal tylko z jednego kierunku.
Zamiast zająć się gospodarką i finansami, rozliczyć afery, premier domaga się zmiany konstytucji, aby osobiście wziąć pełną odpowiedzialność za państwo. Chce na wzór Niemiec zostać kanclerzem, na wzór Rosji - Putinem. Dlatego proponuje, aby prezydent był wybierany przez parlament, bez prawa weta. Chce zmniejszyć Sejm i Senat. Senatorowie byliby wybierani w okręgach jednomandatowych, a posłowie - według ordynacji mieszanej. Projekt zmian trafi wkrótce do Sejmu. Premier zapowiedział przeprowadzenie referendum w sprawie tych zmian, gdyby opozycja nie wyraziła na nie zgody.
Co o tym wszystkim sądzić? Zapewne konstytucję, którą opracowali A. Kwaśniewski z T. Mazowieckim, należałoby zmienić, ale nie w taki sposób, że proponuje się rozpoczęcie prac w grudniu i ekspresowe zakończenie już w styczniu. To przypomina prace nad ustawą hazardową, o której nie wiemy, jakie będzie miała skutki finansowe dla budżetu ani też dla osób zamieszanych w aferę hazardową (a właściwie to drugie to już wiemy: automaty do gry będą tylko w kasynach, czyli u „Rycha”).
Propozycja, by prezydenta wybierał parlament, to krok wstecz. To odebranie społeczeństwu przywileju wyboru głowy państwa w bezpośrednich wyborach. Obywatele straciliby również prawo do kandydowania. Już raz wybór prezydenta przez parlament przyniósł Polsce nieszczęście i wstyd, kiedy na najwyższe stanowisko wybrano człowieka, który od Grudnia ´70 był odpowiedzialny za wszystkie polskie tragedie: śmierć stoczniowców, kapłanów, górników, za przymusową emigrację dwóch milionów Polaków. Czy gen. W. Jaruzelski zostałby prezydentem wybranym przez naród? Śmiem wątpić.
Także propozycja zmniejszenia liczby parlamentarzystów jest bardzo dyskusyjna. Oznacza to, że będzie mniej kontroli nad działalnością rządu, mniej możliwości pracy nad projektami ustaw, w związku z tym więcej miejsca dla lobbystów.
Platforma Obywatelska nie ma w Sejmie większości niezbędnej do uchwalenia zmian w konstytucji - potrzeba zgromadzić 307 posłów - czyli bez opozycji nie da się tego zrobić. Dlatego propozycje premiera są zwyczajnym „biciem piany”. Na miejscu premiera dopisałbym do tych zmian w konstytucji także „przewodnią rolę PO”.
Jednak środki przekazu odmieniają przez wszystkie przypadki wspomniane propozycje premiera, natomiast nie słyszałem, by gdzieś mówiono o projekcie zmian w konstytucji zaproponowanych przez PiS w związku z wejściem w życie Traktatu Lizbońskiego. Chodzi o to, aby na wzór przyjęty w Niemczech wzmocnić pozycję prawa polskiego wobec ustaw UE. Projekt PiS przewiduje, aby Trybunał Konstytucyjny mógł badać zgodność z ustawą zasadniczą unijnego prawodawstwa, m.in. dyrektyw i rozporządzeń. Krótko mówiąc, PiS w tym projekcie zapisał dla polskiego parlamentu odpowiednie kompetencje, aby można było w formie ustawy akceptować lub nie wszystkie stanowiska rządowe dotyczące zmiany treści traktatu, które w zasadniczy sposób dotyczą przekazania suwerenności na Unię Europejską. Chodzi m.in. o sprawę zmiany jednomyślnego głosowania na kwalifikowane np. w zakresie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.
Wracając do propozycji premiera, wkrótce okaże się, czy jest to tylko kolejny propagandowy manewr PO, czy też przemyślana zmiana ustrojowa. Tym razem nie wystarczy nakłonić Sejm i Senat do bezwarunkowego przyjęcia projektu rządowego - jak to miało miejsce przy ustawie hazardowej - ale trzeba będzie powołać nadzwyczajną komisję w Sejmie do zmiany ustawy zasadniczej i pozwolić wypowiedzieć się opozycji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu