Okazuje się, że od czasu, gdy w styczniu 1979 r. Jan Paweł II po raz pierwszy postawił stopę na meksykańskiej ziemi, ten egzotyczny kraj stał się bliższy sercom Polaków. Co sprawiło, że „nasz” Ojciec Święty tak ukochał Meksyk i w czasie każdej z pięciu pielgrzymek potrafił nawiązać znakomity, bezpośredni kontakt z miejscową ludnością, a ona odpłacała mu równie wielkim uczuciem, wznosząc często okrzyki: „Janie Pawle II, jesteś też Meksykaninem!”? Łatwiej to zrozumieć, gdy poznaje się skomplikowaną historię tego kraju i jego teraźniejszość, pielgrzymując do ważnych dla Meksykanów miejsc. To najważniejsze - centrum życia religijnego - znajduje się w stolicy i związane jest z początkami chrystianizacji. Stanowi chyba najbardziej przekonujący znak obecności Maryi w ludzkich dziejach, a niezwykłość czczonego tam wizerunku Matki Bożej jest dla naukowców nieustającą zagadką.
U Matki Bożej z Guadalupe
Reklama
Przyjeżdżamy wcześnie rano, gdy w tym największym i najliczniej odwiedzanym maryjnym sanktuarium chrześcijańskiego świata nie ma jeszcze ogromnych tłumów i można bez problemów poruszać się po nowej przestrzennej bazylice. W centralnym punkcie wizerunek „nie ręką ludzką uczyniony” wydaje się bardzo daleki, odgrodzony barierkami. Okazuje się jednak, że można przejść, a właściwie przejechać ruchomym chodnikiem przed samą postacią Maryi. Czterokrotnie, a później kolejny raz i jeszcze raz… Z zadartą do góry głową, pogrążeni w modlitwie, będziemy się tak przesuwać powoli przed tym obliczem z, wydawałoby się, przymkniętymi oczami, w których jednak współczesna technika komputerowa pozwoliła dostrzec zarysy aż 12 postaci utrwalonych w momencie, gdy Juan Diego rozwija przed biskupem swoją tilmę, 12 grudnia 1531 r., wysypując z niej róże zebrane na wzgórzu Tepeyac. Róże te zostały zebrane na polecenie Matki Bożej, co miało stanowić znak Jej obecności. Stwierdzono, że postacie są dokładnie tak usytuowane, jak odbiłyby się w oczach żywej osoby. Wtedy właśnie na tilmie pojawił się wizerunek Madonny. Dla ówczesnych Indian - pełen znaków związanych ze starożytną cywilizacją aztecką, co dopomogło w masowym przyjmowaniu przez nich nowej wiary. Dla współczesnych pielgrzymów - niezwykły znak Bożej mocy, skoro powstały na tak delikatnej tkaninie trwa niezmiennie od niemal pięciu wieków.
Od tamtego czasu Maryja stała się dla narodu meksykańskiego Matką i Królową, do której przybywają w licznych pielgrzymkach, podobnie jak my do tronu Jasnogórskiej Pani.
I tego dnia szybko wypełnia się wnętrze bazyliki kolorowym, ukwieconym tłumem, tak że po dwóch godzinach, po zakupieniu pamiątek, trudno się przecisnąć do ołtarza. Na szczęście święcenie odbywa się niemal bez przerwy między starą a nową bazyliką, w pobliżu pięknego pomnika Jana Pawła II, ufundowanego przez Meksykanów jako wyraz miłości i wdzięczności. Za nieustanną troskę o ten naród „zawsze wierny”, za beatyfikację w 1990 r., a w 2002 r. kanonizację tego, którego Maryja wybrała na swego pośrednika - Juana Diego i za ustanowienie dnia 12 grudnia świętem Najświętszej Maryi Panny z Guadalupe. Zapewne też za udział w odbudowywaniu meksykańskiego Kościoła, który z trudem odzyskiwał wolność po prześladowaniach z I połowy XX wieku (dość wspomnieć, że dopiero w 1991 r. oficjalnie zniesiono konstytucyjne restrykcje wobec duchowieństwa, a księżom pozwolono głosować i nosić sutanny).
W tym szczególnym sanktuarium Polska ma też swoje miejsce: 3 maja 1959 r. nasz naród został oddany pod opiekę Królowej Meksyku przez prymasa tego kraju - kard. Miguela Dario Miranda y Gomeza, który w homilii wyraził swoje głębokie przekonanie, że Polska odzyska wolność, a fakt ten został utrwalony na tablicy z brązu. Stało się to z inicjatywy zamieszkałego tu po wojnie inż. Jerzego Skoryny, o którym słyszymy niemal wszędzie, gdzie są jakiekolwiek ślady polskości na meksykańskiej ziemi.
Jeszcze raz pokłonimy się Meksykańskiej Pani w dniu wyjazdu, kiedy to bazylika utonie w bieli za sprawą komunijnych dzieci, ale przed nami jeszcze tydzień pielgrzymowania. Tak się złożyło, że tego samego dnia cofamy się do prehiszpańskich czasów i przybywamy do „miasta bogów” Teotihuacan. Efekt pewnie niezamierzony przez organizatorów, ale ta wędrówka w czasie musi budzić refleksje. Zwłaszcza że dany nam jest dodatkowy bodziec: na Piramidzie Słońca traci przytomność hiszpański turysta. Pierwszej pomocy udziela mu lekarz z naszej grupy, prof. Jarzymowski, a ks. Zbyszek zaopatruje go na drogę do Pana Boga. Pomoc medyczna, i to bez odpowiedniego sprzętu, przybywa zbyt późno, jego los wydaje się więc przesądzony. To wydarzenie kładzie się cieniem na tym radosnym dniu i jakże namacalnie przekonuje o kruchości ludzkiego życia, uczy pokory. Czymże jest człowiek, nawet twórca tak wspaniałych monumentów, jak piramidy Słońca i Księżyca? Jeśli te materialne budowle nie są wypełnione duchową treścią, w której zanurzyliśmy się tego dnia w maryjnym sanktuarium - nic nie znaczą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Polskie Tacambaro
Najbardziej przesycone polskimi akcentami, urokliwe miasteczko w środkowym Meksyku staje się jeszcze bardziej polskie w ostatni weekend października. Wtedy bowiem odbywa się fiesta patronki kościoła - Matki Bożej Fatimskiej, a także Częstochowskiej, której wizerunek znajduje się tu od 1957 r. To dzięki ks. Eugenio Diaz Barriga, który studiując w Rzymie w latach 50. XX wieku, od polskich duchownych dowiedział się o losie narodów pod sowiecką okupacją i nowo wybudowany kościół poświęcił Tej, która przepowiedziała upadek komunizmu. Znalazło się też miejsce dla obrazu Jasnogórskiej Pani, podarowanego przez Polonię z USA, która licznie przybyła na uroczystość jego przekazania. I tu spiritus movens całego przedsięwzięcia - zorganizowanego z wielkim rozmachem, z udziałem miejscowego biskupa - był inż. Skoryna.
To on - elegancki starszy pan wraz ze swoją meksykańską żoną - wita nas w wąskiej uliczce miasteczka, gdy kierowca bezskutecznie usiłuje w nią wjechać autokarem. Po kilku nieudanych próbach wysiadamy i idziemy pieszo. Tak rozpoczyna się dzień pełen niespodzianek. A pierwsza - to wizyta w ratuszu i spotkanie z miejscowymi władzami. Jesteśmy niezwykle serdecznie przyjmowani, wkrótce zjawia się też prezydent Salvador Bastida Garcia, który będzie nam towarzyszył już do końca naszego pobytu w tym gościnnym mieście (a także poza nim, na malowniczym wzgórzu, gdzie zostaniemy zaproszeni na degustację meksykańskiej kuchni i do nowoczesnej sortowni avocado). Padają słowa pełne kurtuazji, ale też prawdziwej życzliwości, wręczane są pamiątki. A później znów wędrówka krętymi uliczkami do położonego na wzgórzu kościoła, gdzie czeka na nas Czarna Madonna i bp José Luis Castro Medellín, pod którego przewodnictwem nasi księża odprawiają Mszę św. Nie ma wprawdzie tłumów, ale jest niezwykle serdeczna atmosfera. Trochę szkoda, że nie rozumiemy homilii miejscowego arcypasterza, bardziej więc domyślamy się, że mówi o naszej wspólnej Matce, może o modlitwach, które były tu do niej zanoszone o wyzwolenie ujarzmionych przez Sowietów narodów, widzimy bowiem również i inne czczone przez nie wizerunki: Matki Bożej Ostrobramskiej z Litwy, Królowej Węgier, a także Matki Bożej Caridad del Cobre - patronki Kuby. Wyrażamy wdzięczność śpiewem naszych pieśni maryjnych, oklaskami, uściskiem dłoni, a pani Jadwiga w spontanicznym odruchu wręcza biskupowi bursztynowy różaniec. Trudno się rozstać, trudno odejść od miejsca, gdzie polskość zaznaczona jest również Dzwonem Tysiąclecia Chrztu Polski, który w 1966 r. ufundowała społeczność miasta, i tablicą z brązu upamiętniającą pierwszą polską pielgrzymkę do Tacambaro w 1957 r. Cieszymy się, że teraz i my - z wolnej już Polski - możemy wpisać się w tę historię meksykańskiego pielgrzymowania.
Miłosierdzie Boże w Tenango del Aire
Sobotnie popołudnie spędzone w tym położonym na wysokości ponad 2 tys. metrów mieście było dla nas pierwszym zetknięciem z polskością na meksykańskiej ziemi, i to niejako w podwójnym wymiarze. Stąd bowiem od 10 lat głoszone jest przez polskich pallotynów orędzie polskiej zakonnicy św. Faustyny. - Nie budujemy tu, oczywiście, Kościoła polskiego, ale meksykański - zastrzega br. Michał Szczygioł SAC - a naszym zadaniem jest pokochać Meksykanów i dać się im pokochać. Jest tu dopiero od 2 miesięcy, ale z takim zapałem opowiada nam o planach rozbudowy sanktuarium i stworzenia hospicjum, że trudno wątpić w realizację tych zamierzeń. Jego samego, pochodzącego ze Śląska, do misji przygotowała praca w gdańskim hospicjum, wśród ludzi, którym w ostatnich chwilach ich życia oddawał swoje serce i swój czas, ale którzy dawali mu też swoiste wsparcie w jego postanowieniach. Opowiada o miejscowych problemach młodzieży i ludzi starszych pozbawionych w większości opieki medycznej, o problemach językowych i…. o problemie bezdomnych psów. Niemal w całym Meksyku spotyka się je na każdym kroku, ale tu jest ich wyjątkowo dużo. - Na co dzień ludzie się nimi nie interesują, ale gdy ma przyjechać hycel, zabierają je do domów - tłumaczy br. Michał. W tym miejscu, z którego Miłosierdzie Boże promieniuje na całą okolicę, może większa jest i ludzka wrażliwość na naszych braci mniejszych.
O tym, że ludzie doznają tu szczególnych łask, mamy okazję przekonać się tuż po przyjeździe, w kościele odbywa się bowiem uroczystość, której bohaterką jest mała dziewczynka. To rodzice - jak dowiem się później od ks. Bartka Pałysa SAC (który jest w Meksyku od 4 lat) - mieszkający w oddalonej o 20 km miejscowości, dziękują za życie córki. Imponująca jest oprawa całej uroczystości; przekonamy się niejednokrotnie, że to (chyba jednak nie tylko meksykańska) specyfika: nawet najbiedniejsi ludzie hołdują bowiem zasadzie „zastaw się, a postaw się”.
Polscy pallotyni znaleźli się w Tenango del Aire, oczywiście, za sprawą inż. Skoryny, który propozycję ich zaproszenia przedstawił miejscowemu biskupowi już w 1993 r. Było to po wizycie w Meksyku i poświęceniu przez prymasa Polski kard. Józefa Glempa kamienia węgielnego pod budowę katedry pw. Miłosierdzia Bożego w Nezahualcoyotl i sprowadzeniu z Krakowa relikwii św. Faustyny, w czym też miał swój udział ten emigrant z Polski. Polskim zakonnikom oddano XVI-wieczny klasztor i kościół św. Jana Chrzciciela, które wymagały solidnego remontu. Oglądane przez nas na zdjęciach sprzed 10 lat niemal nie przypominają tych zadbanych dziś budynków. Ale co najważniejsze, udało się zbudować w ciągu tych 10 lat, kult Bożego Miłosierdzia. - Zaczynaliśmy z grupą 100 osób - wspomina początki, w których wprawdzie nie brał udziału, bo jest tu od 2 lat, pochodzący ze Śląska, proboszcz ks. Grzegorz Szmit SAC - a na tegoroczne święto przyjechało około 15 tys. ludzi. I dodaje, że nie przyciągnęła ich zewnętrzna oprawa i wszelkie fajerwerki, które tak Meksykanie uwielbiają z okazji świąt kościelnych. - Tych po prostu nie było, były za to głębokie przeżycia w duchu nadziei, która zawieść nie może.
Podczas ponad 2-tygodniowego pobytu w Meksyku, oglądając wspaniałą przyrodę i zwiedzając zabytki kultury tego kraju, mieliśmy okazję poznać także różne oblicza wiary jego mieszkańców. Opisane tu polskie akcenty (jest ich zresztą w Meksyku dużo więcej) to tylko małe elementy tej różnorodnej mozaiki. Były przecież niezwykle kolorowe kościółki indiańskie, w których obserwowaliśmy dziwne rytuały lecznicze z... coca-colą i składanymi w ofierze kurami, a także specyficzne obrzędy pogrzebowe. Były strojnie przybrane figury świętych i kościelne fiesty. Wspaniale zdobione kościoły z takim natłokiem ozdób, że szpilki nie dałoby się wetknąć, i proste kapliczki przydrożne. Ale też swoista pamięć o duchowych przywódcach, jak ks. José Maria Morelos, wielce zasłużony w ruchu niepodległościowym, którego ogromny pomnik (z wieżą widokową w środku) znajduje się w centrum indiańskiej wyspy Janitzio. Pielgrzymka do Meksyku pozwala poznać kolejny rozdział wielkiej księgi naszej wiary. Im staje się ona bogatsza, tym większy staje się Bóg.