Trwający przez trzy tygodnie „oświatowy stół”, który zwołał prezydent RP Lech Kaczyński, zakończył się 12 listopada. O taką debatę zwrócił się do głowy państwa Związek Nauczycielstwa Polskiego po tym, gdy rozmowy trzech central związkowych z resortem edukacji zakończyły się niepowodzeniem. Teraz wszyscy zastanawiają się, czy prezydent zawetuje przygotowane przez rząd ustawy oświatowe.
Jeśli uchwalone zostaną przez parlament w obecnym kształcie, weta się można spodziewać. Ale uczestnicy „oświatowego stołu”, wyprzedzając debatę sejmową, postawili też wiele pytań i zgłosili wątpliwości, których parlament zlekceważyć nie może. Zwłaszcza że rządząca koalicja, choć zdolna przegłosować liczbą głosów każdą ustawę, nie znajdzie ich aż tyle, by weto prezydenckie odrzucić. Poważne zastrzeżenia do ustaw przygotowanych przez minister Katarzynę Hall ma bowiem nie tylko PiS, ale również lewica.
Po wysłuchaniu opinii uczestników debaty w Belwederze, w której brali udział w kilku zespołach roboczych reprezentanci strony rządowej, związkowej i ich eksperci, Lech Kaczyński krytycznie ocenił dwa rządowe projekty nowelizacji: Karty nauczyciela i ustawy o systemie oświaty oraz rozporządzenia o podstawie programowej. Choć opowiedział się za obniżeniem wieku szkolnego i za konieczność uznał posłanie do szkoły sześciolatków, to obwarował to warunkami. Najpierw w gminach, w których połowie nie ma przedszkoli, trzeba je zorganizować, by dzieci pięcioletnie i młodsze mogły skorzystać z opieki i edukacji przedszkolnej. Prezydent ma jednak zastrzeżenia do pomysłu minister Hall, by decyzję przez pierwsze lata, czy posłać dzieci do przedszkolnej zerówki, czy już do szkolnej ławy, pozostawić w gestii rodziców. - To może spowodować poważne różnice w punkcie startu - uważa Lech Kaczyński. W jego przekonaniu edukacja jest jedną z wartości, która ma charakter egalitaryzujący. Nie rozstrzygnął jednak o dacie, czy szkolny obowiązek nałożyć na sześciolatków w 2009 czy 2012 r. Prezydent krytycznie ocenił pomysł rządu, aby samorząd lokalny miał prawo przekazywania szkół, których nie chce finansować, bez likwidacji, fundacjom, stowarzyszeniom i osobom prywatnym z pominięciem zgody kuratoriów, które są przedstawicielstwem państwa. Prowadzić to może do prywatyzacji placówek oświatowych, na co zgody dać nie może. Prezydent krytycznie odnosi się również do dowolności programowej forsowanej przez resort edukacji. Według niego, podstawa programowa i kanon nauczania czy to w Szczecinie, czy w Ustrzykach Dolnych powinien być „w miarę homogeniczny”, zwłaszcza w naukach humanistycznych. Jesteśmy przecież jednym narodem. Ale nie może być też dwóch matematyk. Dobitnie podkreślił, że jest zdecydowanym przeciwnikiem decentralizacji oświaty. - Edukacja musi pozostać w rękach państwa, stąd też jestem zwolennikiem bardzo silnego nadzoru rządowego nad edukacją państwową. Jestem przeciwnikiem osłabiania tego nadzoru - podkreślił Lech Kaczyński. Miał na myśli np. likwidację kuratoriów oświaty, które teraz sprawują nadzór merytoryczny nad szkołami. Prezydent opowiedział się również za utrzymaniem prawa do wcześniejszych nauczycielskich emerytur, ale przejściowo. I za nienaruszaniem nauczycielskiego 18-godzinnego pensum oraz wydłużonych wakacji, które przyciągają do tego zawodu.
Prezydent nie zapowiedział wprost, że w sprawie ustaw oświatowych będzie weto. Zasygnalizował jedynie, co w jego przekonaniu jest w tych projektach błędne i niebezpieczne. Tuż przed debatą w parlamencie „oświatowy stół” dał posłom i senatorom czas na refleksję. Podobnie jak demonstracje oświatowych związków zawodowych przed Sejmem i Kancelarią Premiera, które na proponowane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej zmiany w ustawach się nie godzą. I niezależnie od sympatii politycznych mówią w tej sprawie jednym głosem...
Pomóż w rozwoju naszego portalu