„ W Noc Bożego Narodzenia Bóg otworzył nam Niebo,
dzieląc z Nami ziemskie życie.
Człowiek jest wielki nie przez to kim jest ale przez to, czym dzieli się z innymi.”
bł. Jan Paweł II
OBRAZEK …
Dla Marii
Reklama
Dawno temu na moje dziecięce pytanie, czym jest kolęda, moja babcia powiedziała:
-Kolędę można porównać do tego, czym jest oddech dla ludzkiego organizmu.
Dzięki tobie dziś jako dorosła osoba zrozumiałam sens tych słów.
Dziękuję…
Pytania bez odpowiedzi…
Zamieszkałaś w naszym domu w Wigilię Bożego Narodzenia. Czas oczekiwania na objawienie się światu wielkiej tajemnicy Miłości, połączył się z twoim niewyobrażalnym cierpieniem i powolną agonią.
Wypisana ze szpitala w najcięższym stadium choroby Alzhaimera, która niszczy człowieka do końca, do strzępu, rozkładu ostatniej komórki, byłaś jak ikona cierpiącego Chrystusa. Głucha, nic nie mówiłaś, nie jadłaś, nie reagowałaś na dotyk. W podartej poplamionej koszuli byłaś taka bezradna i tak bardzo samotna. Nigdy wcześniej nie widziałam człowieka, który umiera śmiercią głodową, nie wyobrażałam sobie nawet, że można tak cierpieć. Pracując od tak wielu lat w Domu Pomocy Społecznej, powinnam się już uodpornić na ból, cierpienie, powolną agonię drugiego człowieka, ale moje serce wciąż pyta Boga: -dlaczego ludzie muszą znosić, aż tak niewyobrażalne cierpienie, muszą trwać tak minuta, po minucie w tej przerażającej otchłani strachu i niewiadomej? I pewnie, dlatego Bóg połączył nasze drogi właśnie tu i właśnie teraz w tym wyjątkowym dniu radosnej nowiny o zbawieniu, abym właśnie teraz zatrzymała się obok ciebie i zobaczyła w twoim cierpieniu ten magiczny ukryty sens naszego istnienia. Skoro jest ono związane z człowiekiem od zawsze, to przecież nie może być pomyłką. Gdzie jest jednak granica ludzkich możliwości, czy sens ma życie, które zdaje się być tylko bólem?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jezusowa skarga…
Zbliżał się koniec roku, czas radości i zabawy, a my jakbyśmy nie istniały w tym realnym świecie, który nas otaczał. Naszą codzienność wyznaczały kolejne minuty twojej bolesnej wegetacji. Twoje ciało bezwolne jak głaz, rozpadające się na kawałki i ten zapach. Słodki zapach śmierci. Zamknięta we własnym cierpieniu i samotności oddychałaś tak ciężko, wydając przeraźliwy jęk, a właściwie skowyt. Był jak wołanie, jak prośba o ratunek. Słaba i umierająca, krzyczałaś do mnie całą sobą… czekałaś, ale na co?
Zagubiona w tym wszystkim, czesałam twoje włosy, myłam twoje obolałe, gnijące ciało, prosząc Boga, aby cię zabrał i to szybko. Była chwila w której chciałam sama odłączyć kroplówkę i krzyknąć-stop, dość tej męki, ale głos w moim sercu mówił, nie wolno ci, nie jesteś Bogiem!
Jak jednak miałam wskazać ci tą furtkę, przez która mogłabyś uciec z tego świata, który skazał cię na tak przerażający ból.
Wspólny ból…
Reklama
Reklama
Mijały kolejne dni, a ty kurczowo trzymałaś się życia. Zadziwił mnie twój heroizm, twoja odwaga i desperacka walka o każdy oddech. Choć nigdy z tobą nie rozmawiałam, to jednak czułam, że to nasze wspólne bycie tu na ziemi, połączyła jakaś przedziwna tajemnicza nić. Dotykając twojej bolesnej agonii, wyszłam ze swojego małego egoistycznego cierpienia i poczułam jak moje zamrożone obojętnością serce zaczyna bić. Trwałam więc przy tobie, szukając sposobów gojenia się twoich ran, bo choć choroba odebrała ci jasność umysłu, to ja wierzyłam, że czujesz, tęsknisz, pragniesz czułego spojrzenia i ciepłego dotyku dłoni. W chwili w której stałaś mi się tak bliska, twój stan się pogorszył, ciśnienie krwi spadło, a mocz przestał spływać do worka. Gasłaś z każdą sekundą i już nic nie dało się zrobić. By zagłuszyć ból w sercu, znów prosiłam Boga, ale już inaczej:
-Panie spójrz, jak ona bardzo potrzebuje Twojej miłości.
Niezapowiedziana wizyta…
Reklama
Reklama
Dokładnie pamiętam ten styczniowy mroźny dzień, każdą jego sekundę. Od rana świeciło słońce, ostre wręcz oślepiające. W jego świetle twoje poranione ciało było przeźroczyste, wręcz niewidzialne, tak jak by cię ogólne nie było. Zasłoniłam okno, w ciemności słyszałam tylko twój bezszelestny oddech, coraz słabszy.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek. Choć drzwi nie były oznaczone poświęconą kredą, choć nie było zapalonej świecy i krzyża, do drzwi zapukał ksiądz. Zanurzona w świecie twojego bólu zapomniałam, że jest to czas dawania pociechy i pokoju tym, którzy są poddani próbom. Patrzyłam na księdza, a przez moją głowę przemknęła myśl - jak głosić radość Ewangelii, jak doświadczyć piękna dzielenia się doświadczeniem miłości, w miejscu w którym śmierć, smutek są wszechogarniające. Czy to w ogóle możliwe?
Ksiądz poświęcił wszystkie pokoje, schorowanym staruszkom dał obrazki z modlitwą. W pewnej chwili zapytał, czy jest ktoś jeszcze, a ja pomyślałam o tobie. Zatroskany kapłan pogłaskał twoją twarz, a na poduszce przesiąkniętej twoim potem, położył obrazek Świętej Rodziny. Słuchała słów modlitwy: „Niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską Ducha Świętego(…)” i wydawało mi się, a może to była prawda, że się uśmiechnęłaś. Ta przedziwna wizyta duszpasterska stała się twoim oddechem, twoją komunią miłości i łaski.
Ocalona przez miłość…
Zastałyśmy same. To było przedziwne, po tylu dniach ty obudziłaś się z letargu. Patrzyłaś na mnie, a Twoje oczy drżały, nie było w nich żalu, smutku, ani lęku i było jakieś przedziwne oczekiwanie. Intuicyjnie poprowadziłam twoją kruchą, drżącą dłoń mówiąc:” W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego(…)”, a ty zjednoczona z Bogiem, patrzyłaś na mnie oczami pełnymi ulgi i wdzięczności. A więc to na to czekała, na ten święty obrazek, na słowa modlitwy i znak Krzyża. To wiara dała ci siłę do przetrwania, do oczekiwania na to wyjątkowe spotkanie z Bogiem.
Przeniknięta nadzieją wiecznego zbawienia, po kilku sekundach skonałaś na moich rękach. Wokół nas zapadła dziwna cisza. Czułam, że w niej ukryte są wszystkie twoje oczekiwania, nadzieje, tęsknoty, które teraz stały się ostatnim oddechem Miłości Boga, który wybawił cię z cierpienia doczesnego. W tej chwili wyzwoleńczej śmierci, twoje nagie ciało było całe przeniknięte światłem. Przykrywając je białym prześcieradłem pomyślałam, że to wymiar człowieczeństwa, który nie ma miary. Stojąc nad twoim martwym ciałem, drżącym głosem zaczęłam czytać ci słowa modlitwy z obrazka Świętej Rodziny „ abyś doszła do (…) przygotowanego dla (…) mieszkania w niebie, przez Chrystusa Pana Naszego Amen. Choć umarłaś czułam, że jesteś szczęśliwa, już nic cie nie boli.
PS.
Reklama
Przez tak wiele lat żyłam w ciemności, po omacku szukając sensu i Boga. Dzięki tobie, dzięki twojemu cierpieniu odnalazłam drogę. To twoja heroiczna walka pokazał mi, że tęsknota za miłością Boga, jest tym najgłębszym rysem naszego ziemskiego istnienia, a cierpienie dotyka nas właśnie po to, abyśmy na własnej skórze, przekonali się, że nasz los jest w innych, o niebo lepszych dłoniach.
Dziś moje serce wypełnia wdzięczność, za takich ludzi jak ty, którzy pomogli Mi odnaleźć nadzieję i uwierzyć w to, że to co robię ma sens. I dlatego będę strzegła tego miejsca jakim jest ten zapomniany przez ludzi Dom Pomocy Społecznej. Bo to właśnie tu, wśród tych najsłabszych, najbardziej bezbronnych, wyrzuconych na śmietnik cywilizacji, jest Bóg. Objawia się w słabości i kruchości umierającego człowieka, który do końca wierzy, do końca ufa. I choć nasze drzwi nie są oznaczone poświęconą kredą, to właśnie tu Serce Boga bije najmocniej. Od chwili tej wyjątkowej kolędy, to serce bije też we mnie i za to tak bardzo ci dziękuję…
Róża
W tekście zachowano oryginalną pisownie autora.