Z dużą uwagą śledzę zarówno wypowiedzi Hanny Gronkiewicz-Waltz, jak i działania Rady Warszawy, aby za wszelką cenę obronić prezydenturę Platformy Obywatelskiej w Warszawie. To, co się wyczynia podczas posiedzeń Rady, a także najróżniejsze argumenty, jakie wymyśla Pani Prezydent na swoją obronę, urągają prawu. Cóż, format człowieka poznaje się po tym, co mówi i czyni. A wszystkie te wypowiedzi i działania zmierzają do jednego: PiS przegrał wybory samorządowe w Warszawie i teraz robi powtórkę, aby demokratycznie wybrana prezydent Gronkiewicz-Waltz straciła urząd. W komentarzach zawsze przewija się ośmieszenie obecnego rządu i stanowionego prawa. Pojawiają się również uwagi, że ludzie mają już dość rządów „pisuarów” i nie pójdą na wymyślone przez nich wybory.
Nie wspominałbym o tym, gdyby nie ostatnie publiczne wypowiedzi Hanny Gronkiewicz-Waltz, deklarującej, że nawet jeśli wojewoda ją odwoła, ona nie złoży urzędu. I dodaje, że to rząd PiS-u jest winien temu, że 765 samorządowców utraciło mandaty w związku ze spóźnieniem przy składaniu wymaganych przez prawo oświadczeń majątkowych.
Faktem jest, co wynika z danych MSWiA, że mandaty utraciło 57 samorządowców PiS, 33 - PO, 77 - PSL, 17 - koalicji LiD, 12 - Samoobrony, 2 - LPR i 567 z innych komitetów ogólnopolskich lub lokalnych; w tym 74 wójtów, 57 burmistrzów, 6 prezydentów miast. Utrata mandatów dotknęła więc wszystkie siły polityczne w Polsce i nie można mówić tu o jakiejś zemście PiS-u wobec prezydent Warszawy.
Według prawa, wojewoda po stwierdzeniu, że nastąpiło naruszenie przepisów, informuje o tym zainteresowanego i odpowiednią radę, która ma 30 dni na podjęcie uchwały o wygaśnięciu mandatu. Jeżeli rada nie podejmie uchwały o wygaśnięciu mandatu, wówczas wojewoda wzywa ją, by to zrobiła. Jeżeli i wtedy rada nie podejmie takiej uchwały, to wojewoda, zamiast rady, stwierdza wygaśnięcie mandatu z mocy prawa. Jeśli wojewoda tego nie uczyni, decyzję podejmuje minister MSWiA. Jak dotąd, wielu samorządowców uznało swój błąd, a radni podjęli decyzje o wygaśnięciu ich mandatów.
Oczywiście, niektórzy prawnicy uważają, że powinna być w tej sprawie abolicja, czyli powinno się spóźnialskim samorządowcom darować winę. Jak sądzę, należy się współczucie samorządowcom, którzy tracą mandaty, ale skoro ustawa mówi o tym tak jasno, to w tym momencie nikt, nawet Trybunał Konstytucyjny, który zabiera głos na ten temat 13 marca, raczej tego nie zmieni. Zastosowanie abolicji wobec samorządowców mogłoby spowodować roszczenia innych grup społecznych, które tłumacząc się, że czegoś tam w przepisach nie znały, chciałyby żądać dla siebie różnych ulg. Byłby to precedens szczególnie groźny dla procedury karnoskarbowej, np. przy spóźnieniach w składaniu zeznań podatkowych PIT. Ktoś mógłby słusznie domagać się w urzędzie skarbowym „uniewinnienia” za jakiś błąd, skoro darowano go samorządowcom. Powstałaby paradoksalna sytuacja - pojawiłaby się w Polsce grupa osób zwolniona od odpowiedzialności za swe zaniechania. Prawo nie może działać wstecz, a propozycja abolicji właśnie do tego zmierza. Jednym słowem - prawo powinno być jednakowe dla wszystkich, a to, że w tym momencie jest niespójne, nikogo nie usprawiedliwia. Dla prawa nie ma znaczenia, czy ktoś jest prezydentem małego miasta czy stolicy. Jeśli więc zostaje odwołany radny czy wójt małej gminy, to należy też stwierdzić wygaśnięcie mandatu prezydent Gronkiewicz-Waltz. Nie wolno budować obrazu państwa, w którym są równi i równiejsi. Platforma Obywatelska miała 2 lata na zorientowanie się, że ustawa, którą to właśnie posłowie PO wnieśli, jest niespójna i wprowadza zamieszanie w przepisach.
A teraz o absurdalnych zarzutach wobec PiS-u. To nie Prawo i Sprawiedliwość uchwaliło ustawę, która spowodowała obecne zamieszanie. Ten projekt ustawy o składaniu w odpowiednim terminie oświadczenia majątkowego - własnego bądź o działalności gospodarczej współmałżonka - został w lipcu 2005 r. zgłoszony przez PO, a poprawkę przewidującą utratę mandatu zgłosiło SLD. Podczas dyskusji nad ustawą i poprawką przewidującą utratę mandatu poseł PO Waldy Dzikowski powiedział, że przepisy te zapobiegają zjawisku „naigrywania się z prawa” w Polsce. Wtórował mu wtedy poseł SLD Witold Gintowt-Dziewałtowski, który mówił, iż proponowane przepisy jasno i wyraźnie określają sankcje w przypadku niezłożenia oświadczenia majątkowego. Jak widać, poprawka, która pozbawia obecnie kilkuset samorządowców mandatów, była pomysłem bardzo silnie promowanym i forsowanym przez PO i SLD.
Co dalej? Uzupełniające wybory samorządowe muszą się odbyć, aby prawo w Polsce znaczyło prawo - „dura lex, sed lex”. A ustawę, oczywiście, należy zmienić i np. przyjąć zasadę, według której, gdy mija termin składania oświadczeń majątkowych, osoba uprawniona do ich przyjęcia wzywa samorządowców do ich złożenia. Dopiero po takim wezwaniu i np. po okresie 7 dni mandat ulegałby wygaszeniu. Dopóki tej zmiany nie ma, z prawa - zgadzam się z PO - nie wolno się naigrywać. Takie przekonanie wyraża zresztą większość Polaków, skoro minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro cieszy się w rządzie najwyższym poparciem społecznym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu