To był 1956 r., okres „twardego” komunizmu. Nie mogę zapomnieć tego czerwcowego dnia i tej nocy, do dziś słyszę echo strzałów. Pierwsi wyszli robotnicy z Zakładów Cegielskiego, tzw. „ceglarze”, potem dołączyli młodzi, starsi, dzieci. Wiedzieli, że mogą nie wrócić... ale wyszli. Czuli, że muszą, czuli wewnętrzne wezwanie. Nie głosili pustych haseł, upomnieli się o podstawowe prawa człowieka: o chleb, wolność i o Boga.
Tak się złożyło, że akurat kończyłam studia w Poznaniu i tam przeżyłam 28 czerwca 1956 r. Nie brałam czynnego udziału w powstaniu, ale do dziś pamiętam, także w modlitwie, o tych, którzy wyszli z domu i już do niego nie wrócili.
Dobrze, że jubileusz powstania poznańskiego przeżywamy z taką czcią i honorem. Jestem absolwentką Uniwersytetu Poznańskiego, słyszałam i widziałam to, co się wtedy wydarzyło. To był sprzeciw przeciwko polityce kłamstw i obłudy, upomnienie się o chleb, o płace i o miejsce dla Boga. To był zryw wbrew nadziei, ale był... W historii musi być ktoś pierwszy, kto otworzy drzwi. Widziałam krew na ul. Kochanowskiego, słyszałam w nocy strzały. Dziś także je słyszę, chociaż od tylu lat jestem w klasztorze. Staram się wciąż na nowo odczytywać historię Polski, nie z książek, ale ze swojego w niej uczestniczenia. Myślę o odwadze tych, którzy dali świadectwo. Dziękuję Kościołowi za pamięć o zabitych, za pochylenie się nad tymi, którzy do dziś dźwigają brzemię tamtych wydarzeń.
Pomóż w rozwoju naszego portalu