Odpędzając od swoich drzwi każdy ból, nie wiedziałem, że razem z nim pukało do nich szczęście. I zostało mi życie bezboleśnie nieszczęśliwe.
Kto nie potrafi niczego utracić, ten też nic nie zyska, przynajmniej dla duszy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak napełnić złotem czyjeś ręce zaciśnięte kurczowo na świecidełkach?
Nie otrzymawszy rany, nie przebudzisz serca… We wszystkich rytuałach inicjacyjnych chłopcy, aby stać się mężczyznami, musieli przejść także przez próbę bólu, musieli zostać skaleczeni lub okaleczeni. Jakub po walce z aniołem i otrzymaniu nowego imienia odchodzi z lekko porażonym biodrem. To nie jakieś pierwotne okrucieństwo, ale przebicie się przez pychę zarozumiałych młodzieńców do ich serc z prawdą, że w tej słabości mogą odnaleźć moc - ale nie mięśni, nie oręża, tylko duszy.
Reklama
Był tak piękny, smukły, śmigły, że nie miał sobie równego. Grał, śpiewał, uwodził, malował. Kiedyś namalował swoje życie jako wielką kryształową wazę emanującą światłem. A potem nagle przyszła choroba i konieczna była amputacja nogi, aż do biodra. I wściekłość, nienawiść do losu oraz tych, którzy mogli chodzić, biegać i tańczyć. I znów malował obrazy tej wazy, tym razem z czarną, mroczną krechą pęknięcia.
Przychodził do niego przyjaciel, który oglądał te obrazy i słuchał jego wyrzekania i żalu. W końcu, nie mogąc tego wytrzymać, zaczął mu opowiadać o ludziach podobnie jak on pozbawionych czegoś i zrozpaczonych. Na początku nie słuchał, ale kiedy ów przyjaciel opowiedział mu o niespotykanie pięknej dziewczynie, która po amputacji piersi jest w podobnym do niego stanie, zaczął wypytywać go o nią. W końcu poprosił, aby mógł ją odwiedzić. Poszedł z przyjacielem, kuśtykając na protezie. Dziewczyna nie chciała nawet na nich spojrzeć. Ale jedna z pielęgniarek włączyła radio z jakąś taneczną muzyką. I wtedy on odpiął protezę i zaczął tańczyć na jednej nodze, strzelając palcami do rytmu. Dziewczyna wybuchła śmiechem i zawołała: „Jeśli ty potrafisz tak tańczyć, to ja mogę też śpiewać!”. I zaśpiewała, zdumiona czystością i wysokością tonu swojego głosu.
Potem, przeglądając znowu dawne obrazy, napotkali jeden niedokończony - z pękniętą wazą… Przyjaciel poprosił: „A może byś go teraz dokończył?”. I wtedy chwycił jasnożółtą kredkę, i namalował światło przeciskające się przez szczelinę, i cicho powiedział: „Bez tej rany nigdy by go nie było”.
W dawnych wierzeniach żaden mężczyzna nie mógł stać się dorosły i otworzyć się na świat ducha, jeśli nie został zraniony w odpowiednim miejscu, czasie i przez odpowiednią osobę. To przez tę ranę docierało do jego duszy światło i moc. Warto to przypomnieć teraz, gdy tak wielu przesadnie wręcz dba o swoją kondycję, umięśnienie, zdrowie i sprawność ciała, które służą im tylko po to, aby zamknąć się na świat ducha. Dusza jednak budzi się poprzez ból porażki, którego się nie odrzuci i nie znieczuli. Może tylko przez ból, chorobę, nieszczęście, a nawet kalectwo... Bóg w końcu dopukuje się do duszy człowieka, który zapomniał, że tylko nią przeżywa się szczęście i dorasta do mądrości. Ktoś napisał tak o Hansie Castorpie z Czarodziejskiej góry, o jego dziurach w płucach: „Tymi dziurami wkracza do jego wnętrza niezmierzony świat ducha”. Ale czy trzeba czekać aż na kalectwo, by odkryć ten świat? Jest on przecież na wyciągnięcie ręki, tylko niedojrzała zarozumiałość, chłopięca buńczuczność, tchórzliwy lęk przed utratą… zamykają nas na niego i na światło, w którym wszystko już jawi się inaczej.
Mędrzec patrzy nawet na najmroczniejszą noc jak na torbę pękającą od złota poranku.