Przed kolejnymi wyborami słychać w bardzo szacownych gremiach czarne przepowiednie oraz głośne wzdychanie i biadolenie: „Ach, dlaczego Polacy wciąż głosują tak słabo, tak źle! Przecież mogliby głosować inaczej!”. Ten jęk, pełen pretensji, to utrzymujące się niezadowolenie z polskich wyborców, wielu ludzi zwodzi, pozbawia pewności siebie i swoich racji. Tezy, że „Polacy są ogłupiali”, że „dają się manipulować telewizji”, że „wierzą w sondaże” i inne tego typu argumenty wynikają z przekonania, że polityka należy do sztuk magicznych,
a media wszystko mogą - wystarczy nacisnąć guziczek albo w odpowiednie miejsce wetknąć papierek z krzyżykiem - i już mamy dobrze urządzone państwo, w którym skończy się powszechne narzekanie. Niestety, demokracja oduczyła wielu, skądinąd zacnych ludzi, spoglądania na mechanizmy demokratyczne z należną im nieufnością, a na obietnice kandydatów do funkcji państwowych - z dozą sceptycyzmu. „Taki przyzwoity, a wciąż przegrywa wskutek knowań bezwzględnych i potężnych rywali!”. W istocie rzeczy jest odwrotnie. Jeżeli złotouści kandydaci, którzy najbardziej ujmują osoby zacne i szlachetne - a jednak w jakiś sposób naiwne - przegrywają wciąż - z godną podziwu systematycznością - to nie dlatego, że stają się ofiarami podłych spisków medialnych - choć one oczywiście istnieją - ale dlatego, że polscy wyborcy myślą. Tak, Polacy wciąż jeszcze - ku utrapieniu specjalistów od zaszczepiania epidemii bezmyślności - wykazują w dziedzinie myślenia zatwardziałość i upór. Dlatego właśnie nie głosują, w znaczącej liczbie, na partie, a raczej partyjki prawicowe, które głoszą nierzadko rzeczy piękne, tylko zupełnie niezwiązane - albo związane tylko w niewielkim stopniu - z codzienną rzeczywistością rodzin polskich. Rodzin, których celem jest przeżyć, zbudować lub ocalić dom, wykształcić dzieci, rozwinąć skrzydła. To, że te rodziny istnieją, że małżeństwa się nie rozwodzą, dzieci się rodzą - choć oczywiście obserwuje się także tendencje odwrotne i one mocno niepokoją - oznacza, że z Polską nie jest tak źle. Że Polska naprawdę żyje. I że zadaniem polityków prawicy nie jest wcale przerobić przedstawicieli tych rodzin na swoją modłę - ale uszanować ich tożsamość i pomóc im w walce o przetrwanie. W ulotkach przedwyborczych partii, nad których późniejszym słabym wynikiem zwykle tak rozczulają się zacne i szlachetne osoby, widnieje mnóstwo frazesów o Polsce, słów pisanych z dużej litery i bardzo mało konkretów, które mogłyby polskiej rodzinie dać pewność: „Tak, oni nas rozumieją, oni wiedzą, co znaczy nie spać po nocach, bo nie wiadomo, czy jutro będzie praca, pieniądze na lekarstwa, książki i wakacje dla dzieci”. A te konkrety - to nie ideologiczne wizje i zaklęcia, ale chociażby przemyślany, spójny, realistyczny program ekonomiczny, w którego centrum są potrzeby matek, ojców i dzieci, nie odrębnych jednostek, nie zatomizowanego społeczeństwa. Polskie rodziny to większość społeczna. Polskie rodziny nie głosują na SLD. One najwyżej, w poczuciu, że ich los tak naprawdę nikogo, a zwłaszcza żadnej partii, nie obchodzi, że gdzieś obok ich życia trwa wyścig „najprzystojniejszych” albo „złotoustych” do najwyższych stanowisk w państwie - zostają w domu. Oczywiście, nie wygrywają na tym. Nikt na tym nie wygrywa, z wyjątkiem dobrze zorganizowanych szeregów butnej i wierzącej w swoje nieograniczone możliwości mafii politycznej. I z wyjątkiem tłumu jednostek, które utraciły rozumienie więzi rodzinnych, których jedynym celem życia są sukcesy materialne, osiągane tylko wśród „swoich”. „Społeczeństwo pozostawione kaprysom tłumu ustępuje przed ilością, tak jak ciało ustępuje pod nadmiernym ciężarem, schodzi po stopniach cywilizacji i powraca do barbarzyństwa” - pisał na temat mechanizmu demokracji wydanej na żer demagogii i prostackich przeliczników niezwykły ksiądz Henri Delassus, do którego myśli nieraz jeszcze warto będzie powrócić. Dzięki kaprysom tłumu pozbawionego refleksji moralnej, poczucia sensu i wizji życia własnego i życia państwa, od lat zwyciężają w wyborach ludzie bez twarzy. Zasadnicza grupa wyborców - ojcowie i matki rodzin, ludzie świadomi hierarchii wartości, sami tworzący tę hierarchię i broniący jej w swojej rodzinie, tej podstawowej hierarchicznej strukturze państwa, bez której państwo rozpada się i znika, pozostają w domu, bo nie chcą popierać fikcji, lub rozpraszają swoje głosy na partyjki bez znaczenia.
Być może dziś będzie inaczej. Być może myślenie, które wciąż jest mocną stroną Polaków, spotka się z propozycją - a nade wszystko z postawą - moralną i polityczną, która wyda nam się poważna - choć nie idealna - i ułomny, niedoskonały mechanizm wyborczy naprawdę przysłuży się Polsce, to znaczy polskim rodzinom, bez których Polski nie było i nie będzie. Być może na wiele poważnych i racjonalnych pytań o swoją przyszłość znajdą - przybliżone chociażby i niepełne, ale uczciwe, nie na wyrost - odpowiedzi w którymś z programów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu