JAN OŚKO: - Jan Paweł II rozpoczynając pielgrzymkę dobitnie powiedział "Przestacie się lękać". Do jakiej odwagi zachęcał Polaków Ojciec Święty?
BISKUP PIOTR JARECKI: - Wiara rodzi nadzieję, czasem
wbrew nadziei ziemskiej, wbrew nadziei ludzkiej. Wiara powinna rodzić
odwagę, pokonującą wszelka słabość. Bo człowiek, gdy zajrzy do swojego
serca, to widzi jak bardzo jest słaby. Jak nikła jest granica między
sukcesem a porażką, czy miedzy wielkością a słabością.
Nie ma wiary bez paradoksów. Jest to ustawiczne przechodzenie
ze śmierci do życia, od bezsilności do mocy. Wiara wprowadzona w
kondycję ludzką, powoduje, że nadzieja i odwaga mogą wykraczać poza
horyzonty czysto ludzkie. W sytuacji wielu przemian na polskiej ziemi,
przemian, które mają także negatywne strony, Ojciec Święty dał nam
nadzieję. Poczynając już od Balic mówił o ludziach bezdomnych, bezrobotnych,
o rodzinach wielodzietnych i tych wszystkich, którym coraz gorzej
i trudniej. Apelował do bezrobotnych: bądźcie ludźmi nadziei, mimo
wszystko, bądźcie pełni nadziei. Ale aby nie była to złudna nadzieja
człowiek musi wykrzesać z siebie kreatywność, musi zdobyć się na
heroizm brania swego losu we własne ręce - z pomocą innych ludzi,
z pomocą władz samorządowych, z pomocą zrzeszeń społeczeństwa obywatelskiego,
z pomocą państwa.
- Rada jakiej udzielił nam Ojciec Święty na Błoniach to, żeby nie stawiać człowieka na miejscu Boga, a wszystko co się robi czynić z Bogiem, a nie przeciwko Niemu.
- Ojciec Święty mówił o dwóch tendencjach. O tym,
że współczesna kultura niejednokrotnie stara się wyrugować Boga z
serca i sumienia człowieka. Ale gdy człowiek odchodzi od Boga, to
chce siebie postawić na Jego miejscu. To jest wielka pułapka, które
czyha na człowieka. Z drugiej strony kultura współczesna, czy raczej
pseudo-kultura ponowoczesna, stara się uczynić Boga "wielkim nieobecnym"
w życiu publicznym, w życiu społecznym.
Człowiek pozostawiany samemu sobie popada prędzej czy
później w beznadzieję. Bo wie, że sobie samemu nie wystarcza. Mówiąc
kolokwialnie - nie daje sobie ze sobą rady. Próbuje wiele razy i
o własnych siłach nie może sobie poradzić. W końcu załamuje się,
macha ręką i zaczyna żyć chwilą. I często stacza się prawie do poziomu
zwierząt. Szuka wtedy jedynie doznań, przeżycia i wyżycia się. W
życiu społecznym zaś wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję, aby
wzbogacić się, mieć większą władzę, wybić się itd.
- Pojawia się tutaj krytyka indywidualizmu, który niesie liberalizm.
- Wywiązała się ciekawa dyskusja, w której niestety widać tendencyjne głosy i swoiste naciąganie nauczania papieskiego do własnych poglądów. Osobiście skłaniam się do opinii, że Ojciec Święty nie nawiązywał do konkretnego programu gospodarczego. Mówił raczej o pewnym stylu życia. Ten styl życia został scharakteryzowany jako wolność bez prawdy i odpowiedzialności. Taki liberalizm musimy odrzucić. A co mamy przyjąć? Wolność realizowaną w stylu krzyża Chrystusa. Czyli moja wolność ma być budowana na fundamencie prawdy i odpowiedzialności. Będę w stanie to czynić, kiedy wybiorę życiowy styl stawania się darem dla innych ludzi. Jest to bardzo trudne, ale jest to jedyna droga. Jest to droga, na której wolność nie zacznie zaprzeczać samej sobie.
- Nie wystarcza niewidzialna ręka rynku, ale potrzebna jest widoczna ręka przynosząca pomoc.
- Kościół zawsze przestrzegał, aby jedna grupa społeczna
nie bogaciła się i nie pomnażała swojego majątku kosztem innych ludzi.
Trzeba widzieć brata w potrzebie. Nie można udawać, że nie widzi
się potrzeb innych ludzi wokół siebie. Tego nie zrobi sam rynek,
to jest oczywiste. Czy to się komuś podoba czy nie, to Kościół o
tym mówi. Tak zwana "niewidzialna ręka rynku" nie stworzy społeczeństwa
sprawiedliwego. Choć trzeba sobie powiedzieć, że stan idealny na
tym świecie nie jest przecież możliwy.
Gdybyśmy sądzili, że zasady rynku rozwiążą wszystkie
problemy to powinniśmy powiedzieć: nie zawracajmy sobie głowy instytucją
państwa, bo ono w ogóle jest nie potrzebne w gospodarce. Jeśli rynek
wszystko rozwiązuje, to po co w ogóle istnieje ministerstwo gospodarki?
Chodzi o to, że trzeba liczyć się z podstawowymi mechanizmami rynku,
z podażą i popytem, ale parlament musi ustalić takie prawa, które
będą stanowiły ramy tejże działalności gospodarczej, a państwo poprzez
różnorakie interwencje powinno czuwać nad tym, aby zasady rynkowe
przyczyniały się do dobra wspólnego. Można to nazwać koordynującą
rolą państwa w sektorze gospodarki. Choć zasada jest następująca:
w gospodarce pierwszeństwo mają jednostki, następnie zrzeszenia,
a na końcu dopiero państwo.
- Czy sądzi Ksiądz Biskup, że przedstawiciele władz, którzy z takim przejęciem słuchali Ojca Świętego przyjmą jego nauczanie?
- Bardzo bym chciał, aby je przyjęli i zastosowali
w swojej działalności publicznej. Powiem bardzo konkretnie - jeżeli
szczerze pan prezydent wypowiedział się na temat relacji religii,
moralności i demokracji, to niech wszystko zrobi, aby zrobić wreszcie
porządek z panem Urbanem i jego gorszącym czasopismem Nie. Jaki materiał
zamieścił przed wizytą Ojca Świętego? Przecież to jest wstyd i hańba
dla Polski i Polaków. Jest to zaśmiecanie serc i umysłów ludzi, jest
to podcinanie gałęzi, na której wszyscy siedzimy. Ten człowiek i
to środowisko chce sprowadzić nas do poziomu barbarzyńców, dla których
nie ma wartości i zasad, dla których nie ma świętości. I tutaj nie
ma co zakrywać się wolnością słowa. Także do wolności słowa należy
zastosować to, co powiedział Papież, że wolność słowa bez prawdy
i bez odpowiedzialności jest zaprzeczeniem samej siebie, jest plewą,
na nic się zda. Te słowa były oklaskiwane przez prezydenta i premiera,
i jeżeli poważnie to potraktowali, i szczerze przyjęli do serca -
niech ukrócą pana Urbana. W imię kultury narodowej, w imię troski
o człowieka i o dobro wspólne - a to jest przecież zadanie dla instytucji
państwa i najwyższych przedstawicieli władzy państwowej. Jeżeli tak
się nie stanie, to są to jedynie uśmiechy do kamery. Jeżeli prezydent
Kwaśniewski mówi, że religia i moralność są niezbędne dla demokracji
to niech się zatroszczy, aby było to bardziej niż dotąd stosowane
w naszym życiu publicznym, dla naszego wspólnego dobra.
Dzisiejszy czas w Polsce wymaga pogłębionej debaty na
temat rozumienia wolności, bo to, co się dokonuje, to jest naprawdę
żenujące. I jeszcze jedno. Dziwię się, że elity intelektualne, literaci,
miłośnicy piękna słowa pogodzili się z istnieniem w Polsce takiego
piśmidła jak Nie. To także oni powinni zrobić wszystko, na pewno
więcej niż robią dotychczas, aby ten żenujący tygodnik przestał się
ukazywać. I na koniec: kto choć trochę czuje swoją godność ludzką,
niech tego pisemka nie kupuje! Kupno każdego numeru jest współudziałem
w demoralizowaniu Polaków i Polski.
- Ktoś mógłby zapytać czy w tym wypadku nie potrzeba miłosierdzia dla pana Urbana?
- Nawiązać trzeba znowu to słów Ojca Świętego. Miłosierdzie
to nie jest pobłażanie. Źle rozumiane i źle przeżywane miłosierdzie
może się bardzo łatwo przerodzić w lekceważenie, a nawet w kpinę
z Boga. Miłosierdzie właściwie przeżywane musi mieć wiele z logiki
Krzyża. Człowiek musi umieć stanąć w prawdzie i dać się uzdrowić
miłosierdziu. Musi nastąpić następujący proces: bardzo przeżywam
swoje zagubienie, swoją małość i bardzo się tego wstydzę, chcę się
poprawić. Jednocześnie dostrzegam przebaczającego Boga - Ojca, który
podnosi mnie z grzechu. Ze swojego postępowania należy wyciągnąć
wniosek, że nie mogę dalej odpowiadać zagubieniem na miłość Boga,
muszę odpowiedzieć nań miłością wobec Boga i moich braci. Niezbędne
jest więc nawrócenie.
Jeżeli ktoś publicznie gorszy, jak pan Urban, wykorzystuje
ku temu i braki w prawie i różne swoje układy, to po prostu trzeba
to ukrócić. Ze względu na odpowiedzialność za społeczną moralność
nie można tutaj pobłażać.
- Czy mógłby Ksiądz Biskup opowiedzieć o własnym doświadczeniu Miłosierdzia Bożego?
- Osobiście czuję się prowadzony przez Pana Boga jak za rączkę, jak dziecko prowadzone przez ojca czy matkę. I Miłosierdzie Boże przeze mnie odczuwane polega na tym, że nigdy w swoim życiu nie doznałem porzucenia przez Boga, jakiejś Bożej zemsty, nawet za największe zagubienie. Miłosierdzie oznacza bezwarunkową wierność Boga wobec człowieka. Uwaga! Nie wobec jego czynu, nie wobec tego, co robi. Można powiedzieć, że złych czynów Bóg nie akceptuje, złych czynów Bóg też nienawidzi. Natomiast nigdy nie zacznie nienawidzić człowieka. Czasami przeprowadza człowieka przez oczyszczający ogień cierpienia, tylko po to, żeby człowiek się ocknął i odnalazł. Jest to czasem jedyna droga. Bóg zawsze kieruje się miłością. I ja to odczuwam, gdy Pan mnie wyciąga z zagubienia i przeprowadza suchą nogą przez błoto upadków. Odczuwam Bożą Opatrzność, gdy źle postąpię, Bóg potrafi przekształcić tę sytuację w kryzys wzrostu i w dojście do nowej jakości. Jestem Mu za to bardzo wdzięczny.
- Jak Ksiądz Biskup rozumie wezwanie Ojca Świętego - "Bądźcie świadkami miłosierdzia"?
- Rozumiem to jako bezwarunkową wierność człowiekowi. Być świadkiem miłosierdzia to głosić prawdę, że nigdy nie jest tak źle w życiu człowieka, żeby nie było z tego drogi wyjścia. Ponieważ jest taki Ktoś, że choćby wszyscy opuścili, to On nie opuści. Być świadkiem miłosierdzia, to świadczyć o tym, że na miłosierną, czyli na bezinteresowną, miłość Boga jest tylko jedna godna odpowiedź: wierność drugiemu człowiekowi. Nie używanie drugiego człowieka jako środka do celu, nie instrumentalizowanie go, ale przyjmowanie postawy szacunku wobec człowieka ze względu na jego godność osobową. To jest jądro encykliki Dives et Misericordia.
- Ojciec Święty wyznaczył na Błoniach krakowskich duszpasterski program miłosierdzia.
- Myślę, że Ojciec Święty mówił o dwóch aspektach.
O zewnętrznym, społecznym i charytatywnym zaangażowaniu Kościoła.
Wyniósł na ołtarze czworo błogosławionych. Wspólną ich cechą było
to, że byli twórcami różnych dzieł miłosierdzia. Kościół w Polsce,
dzisiaj w dobie epokowych przemian, nie może pomijać tych, który
są najbardziej potrzebujący. Nie może zajmować się jedynie sprawami
sakramentalnymi, katechezą, odprawianiem Mszy św. i organizowaniem
grup modlitewnych. Co, oczywiście, jest najistotniejsze w posłannictwie
Kościoła. Jednakże zaangażowanie na rzecz sprawiedliwości społecznej
jest cechą konstytutywną działań ewangelizacyjnych. W misji ewangelizacyjnej
brakowałoby czegoś istotnego, gdyby machnąć ręką na człowieka potrzebującego.
Myślę także, że duszpasterski program miłosierdzia jest
pogłębieniem misji prorockiej w Kościele. A prorok to jest ten, który
mówi prawdę w imieniu Boga. Na ludzi Kościoła nie raz czyhają niebezpieczeństwa
wygodnego ułożenia się ze światem. Prorok zawsze komuś podpadnie
i prorok zawsze dostaje baty. Albo z lewej albo z prawej. On nigdy
nie wchodzi w układy, nie wchodzi do grupy interesów. A jeżeli wchodzi
w jakiś układ, to jest to układ z prawdą. To jest fundamentalna nauka
Ojca Świętego. Bądźcie prorokami prawdy. Nie opowiadajcie, że gospodarka
wolnorynkowa jest systemem propagowanym przez Kościół, że nie ma
dla niej alternatywy, że jest dobrze, mimo że 18 procent ludzi czynnych
zawodowo jest bez pracy. Nie opowiadajcie takich rzeczy, ale dostrzegajcie
człowieka. Brońcie człowieka, bądźcie głosem ludzi, którzy z różnych
względów mówić za siebie nie potrafią albo są wyciszani. Wtedy nie
zabraknie wrażliwości miłosierdzia.
Gdy Ojciec Święty mówił do nas pomyślałem sobie nawet
o fantazji miłosierdzia. Gdy naprawdę kocham człowieka, to znajdę
różne metody pomocy. Ojciec Święty mówił o wrażliwości, żeby nie
odepchnąć dziewczyny czy chłopaka, który popadli w jakieś nałogi,
czy to narkotyki, alkoholizm, czy wyuzdanie zmysłowe, a chcą z tego
wyjść. Nie można koncentrować się na ich winach, ale na tym, że są
ludźmi, obrazami Boga samego. Należy przyjść z pomocą, a potem można
się radować z tego, że ktoś wychodzi z nałogu.
Nawet wśród wierzących jest takie nastawienie, że chcemy
spetryfikować pewien stan rzeczy. W imię tej zasady: jeżeli ktoś
za komunizmu czy 10 lat temu błądził, to nawet gdy usłyszymy, że
się poprawił i nawrócił, to nie chcemy mu wierzyć. Ojciec Święty
mówił, żeby nie ulegać takim tendencjom.
- Jak Ksiądz Biskup rozumie proroctwo wypowiedziane przez Jezusa za pośrednictwem św. Faustyny, że "z Polski wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście".
- Przyznam, że przekracza mnie ta prawda, jeszcze nią w pełni nie żyję. To jest niewątpliwie tajemnica. Skoro jednak św. Faustyna to powiedziała i skoro najwyższy Pasterz, Wikariusz Chrystusa na ziemi powtórzył te słowa i zachęcił nas do czynienia z tej iskry ognia miłosierdzia, to niechaj ten płomień płonie w Polsce, a z Polski niech się rozprzestrzenia na cały świat. Trzeba wszystko robić, aby to się stawało faktem. Obserwujmy, to co się będzie działo. Duch Święty musi więcej uczynić niż my. Wszystko wskazuje na to, że to miejsce wybrał sobie Bóg, aby stąd to przesłanie, łaska płynąca z przebitego boku Chrystusa szła na cały świat. Bożej miłości nie można zamknąć w jednym miejscu, ale też nikt nie może ograniczać Boga w Jego wyborach. Ojciec Święty powiedział, że jest przekonany, że Łagiewniki wybrał Bóg, ażeby stąd szło przesłanie o Bożym Miłosierdziu. Jest to wielkie wyniesienie Polski i Polaków, a jednocześnie zobowiązanie, abyśmy szukali autentycznej wiary i nią żyli na co dzień.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu