Kieruję się do kościoła. Zastaję tam ks. Krzemińskiego, pochodzącego z tej parafii, prorektora Seminarium w Toruniu, który przybył, aby nawiedzić groby swoich bliskich. Odprawia
nabożeństwo różańcowe. Do kościoła idzie ks. proboszcz Stanisław Wojtyra. Wita mnie bardzo serdecznie. Jest proboszczem w Dalikowie już 23. rok. W 1982 r., razem ze swoimi
nieżyjącymi już dziś rodzicami, przeżył bandycki napad. Mimo obecnej trudnej sytuacji pełen jest wewnętrznego spokoju - widać, że ufa mocno Panu Bogu. Tego spokoju nie są mu w stanie
odebrać podawane przez media informacje, że kościół, plebania, w której mieszka, i ziemia wokół niej w krótkim czasie mają być poddane licytacji przez komornika. Za chwilę
rozpoczyna się Msza św. koncelebrowana w intencji oddalenia od kościoła i parafii wszelkich zagrożeń, z zawierzeniem się Bożej Opatrzności. Na modlitwę przybyło kilkanaście
kobiet, kilkoro młodzieży. Odczuwa się atmosferę spokoju i zawierzenia. Później idziemy na plebanię. Ksiądz Proboszcz opowiada mi całą historię udręczeń zarówno swoich, jak i parafii.
Dołącza do nas Przewodniczący Rady Parafialnej z teczką wycinków prasowych i skserowanych dokumentów.
Wszystko zaczęło się sześć lat temu - 11 października 1997 r.: wizyta przywiezionej przez ojca 14-letniej Agnieszki M. na dalikowskim cmentarzu podczas ogromnej wichury (25 m na sekundę
- 10 stopni w skali Beauforta), spadający konar, uraz kręgosłupa. Dochodzenie prokuratury zostaje w krótkim czasie umorzone z powodu niestwierdzenia przestępstwa.
Rok później - 10 lipca 1998 r. do łódzkiego sądu wpływa pozew matki poszkodowanej przeciw Kurii w Łodzi o zasądzenie na rzecz córki kwoty ponad 172 tys. zł i renty
w wysokości 800 zł miesięcznie. W związku z nieszczęśliwym wypadkiem Agnieszki Kuria zadeklarowała pomoc w jej leczeniu i rehabilitacji. Na wniosek
Caritas poszkodowaną dziewczynkę zbadano w Centrum Rehabilitacyjno-Opiekuńczym w Łodzi. Według nieżyjącego już dziś prof. Andrzeja Jedyneckiego, dotychczasowe leczenie w lokalnym
ośrodku w Rąbieniu, który należał do Ośrodka Pomocy Społecznej w Aleksandrowie Łódzkim, gdzie pracowała matka poszkodowanej, nie było właściwe. Profesor zalecił zmianę leczenia i zaproponował
prowadzenie jej w innym, specjalistycznym ośrodku w Konstancinie, Reptach lub Poznaniu. Podobnego zdania był biegły sądowy, który stwierdził, że „prowadzenie rehabilitacji
w specjalistycznym ośrodku dałoby lepsze efekty, niż uzyskane”. Rodzice dziewczynki jednak się na to nie zgodzili. Żądali załatwienia przez Kurię ośrodka rehabilitacyjnego w Niemczech,
w Szwajcarii, a nawet w Brazylii. Odrzucili także proponowaną przez Caritas pomoc pieniężną. W wyniku leczenia i rehabilitacji w chwili
obecnej, według relacji świadków, poszkodowana jest w dobrym stanie i nie widać żadnego śladu po tamtym wydarzeniu.
Proces przed Sądem Okręgowym w Łodzi toczył się przez kilka lat. Okazało się, że Proboszcz parafii w Dalikowie od 1994 r., a więc już cztery lata przed zdarzeniem
występował do władz administracyjnych o zezwolenie na wycięcie drzew na cmentarzu. W ciągu tych lat dwukrotnie uzyskał zgodę na wycięcie pojedynczych drzew, jednak drzewo, którego
konar przygniótł poszkodowaną, nie było - nawet po wypadku - uwzględnione jako „obiekt do kasacji”. Na uwagę zasługuje sprawa odłamanego przez wichurę konaru. Powołany przez Sąd
Apelacyjny w Łodzi biegły leśnik nie wypowiedział się jednoznacznie, stwierdzając m.in. w uzasadnieniu: „Skoro wiatr porywisty o sile 15-25m/sek. zdołał odłamać
30-40-centymetrowy konar, to można z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością stwierdzić, że konar był chory lub uszkodzony mechanicznie”. Powołany przez Sąd Apelacyjny
w Łodzi biegły leśnik nie wypowiedział się jednoznacznie, stwierdzając w swej pisemnej opinii, że określenie prawdopodobieństwa tego, czy nastąpiło obłamanie zdrowego czy też chorego
konara akacji, leży poza zasięgiem jego kompetencji, w związku z czym sugeruje powołanie biegłych do spraw fizyki atmosfery i specjalisty z zakresu ochrony
roślin. Stwierdził także, że „próby wikłania się w dochodzenie, czy Proboszcz parafii Dalików miał lub nie dostateczne powody do usunięcia akacji mogłyby być przedmiotem innego tematycznie
zlecenia sądowego”. Ostatecznie biegły, opierając swoje wnioski przede wszystkim na przesłuchaniu matki poszkodowanej (sprzecznym w swej treści z zeznaniem złożonym przez nią
wcześniej przed Sądem Okręgowym), stwierdził dość znaczne prawdopodobieństwo tego, że konar akacji, który przygniótł Agnieszkę M., był uszkodzony i osłabiony. Biegły zmienił swoją opinię w ustnym
zeznaniu na rozprawie, stwierdzając bardzo duże prawdopodobieństwo, że znajdujący się 6,5 metra nad ziemią konar był chory lub uszkodzony, aczkolwiek uszkodzenie to nie było widoczne.
Znamienne, że biegły swojej oceny nie oparł na faktach, analizie sytuacji, wypowiedziach świadków, ale jedynie na zeznaniach matki poszkodowanej Agnieszki, która tego dnia nie była na cmentarzu, a więc
nie była bezpośrednim świadkiem wypadku. Sprzeczności zawarte w jej zeznaniach oraz słabość podstawy dowodowej oskarżenia (brak weryfikacji tych zeznań) nie przeszkodziły sądowi w wydaniu
kontrowersyjnego wyroku. 13 kwietnia 2001 r. Sąd Okręgowy w Łodzi orzekł, że parafia w Dalikowie ma zapłacić 120 tys. zł tytułem zadośćuczynienia, 70 tys. zł odszkodowania i ma
wypłacać poszkodowanej comiesięczną rentę w wysokości 1450 zł. Obecnie razem z odsetkami suma ta urosła do 400 tys. zł.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że Ksiądz Proboszcz utrzymuje się z miesięcznej emerytury w wysokości 530 zł, a ponieważ parafia jest niewielka i jej mieszkańcy
w wielu przypadkach pozostają bez pracy, stąd ofiary wiernych wystarczają zaledwie na bieżącą, bardzo skromną egzystencję parafii.
Odwołanie od wyroku nie przyniosło rezultatów i w kwietniu br. decyzja sądu uprawomocniła się. Sąd Apelacyjny w Łodzi nie dopuścił dowodów z opinii biegłych
do spraw fizyki atmosfery oraz z zakresu ochrony roślin i wyrokiem z dnia 18 września 2002 r. oddalił apelację parafii, podtrzymując stanowisko Sądu Okręgowego, że
winę za wypadek ponosi parafia. Natomiast po złożeniu przez parafię kasacji od wyżej wymienionego wyroku Sądu Apelacyjnego w Łodzi Sąd Najwyższy postanowieniem wydanym na posiedzeniu
niejawnym w dniu 25 kwietnia 2003 r. odmówił rozpoznania kasacji, ograniczając uzasadnienie swojego stanowiska do przytoczenia treści przepisu K. P. C., mówiącego o możliwości
odmowy przyjęcia kasacji do rozpoznania.
Surowy wyrok pozostaje nadal aktualny. Parafia w Dalikowie, która liczy niespełna 1300 mieszkańców, nie ma możliwości zapłacić tak wysokiego (zdaniem wielu osób - nienależnego) odszkodowania
ani tym bardziej wypłacać wysokiej renty.
Niedawno do parafii przybył komornik. Poinformował ks. Wojtyrę o groźbie licytacji w razie niezaspokojenia roszczeń. „Dlaczego z taką samą skwapliwością sądy
nie egzekwują pieniędzy od oszustów, malwersantów, dlaczego ten wyrok zapadł tak pospiesznie?” - pytają parafianie. Inni zapytują, czy pijani kierowcy, którzy spowodowali o wiele
większe ludzkie tragedie i prawdziwe kalectwa, płacą do końca życia tak wielkie odszkodowania i renty? A może wypadek na cmentarzu stanowi tylko dogodny pretekst do sprytnego
wyłudzenia pieniędzy?
A co dzieje się z poszkodowaną? Obecnie Agnieszka M. jest dorosłą osobą, jednak ani razu nie uczestniczyła w rozprawie. Nie widzieli jej także dociekliwi zazwyczaj dziennikarze.
Mieszkańcy Aleksandrowa i Dalikowa twierdzą, że samodzielnie chodzi, jeździ samochodem, chodzi na dyskoteki, skacze do wody. Oficjalnie co do stanu jej zdrowia nie ma żadnych danych, jej mecenas
- p. Kłosińska nie pokazuje żadnych dokumentów dotyczących stanu zdrowia Agnieszki. W jej imieniu występuje zawsze matka. Co więc dzieje się z dziewczyną? Jest już przecież
pełnoletnia. Wszyscy zainteresowani sprawą mają więc prawo z nią rozmawiać. Czy ukrywanie się nie jest przemyślaną grą osób, które liczą na duże pieniądze? Takie pytania stawia dzisiaj wiele
osób.
Warto zauważyć, że sprawa jest bezprecedensowa, bo jeszcze nie zdarzyło się, aby ktoś wystąpił o tak duże odszkodowanie od Kościoła. Spotkania w łódzkiej Kurii nie przyniosły
rezultatu. Matka Agnieszki zmienia bowiem ciągle swoje stanowisko co do wysokości żądanego zadośćuczynienia. W czasie jednego ze spotkań posługiwała się ukrytym magnetofonem.
Kuria jednak ma nadzieję, że uda się znaleźć właściwe rozwiązanie. W ostatnim czasie na temat Dalikowa wypowiedział się prof. Andrzej Marciniak z Wydziału Prawa i Administracji
Uniwersytetu Łódzkiego. Profesor twierdzi, że ewentualna licytacja kościoła byłaby niezgodna z prawem, gdyż w świetle przepisów egzekucji nie podlegają obiekty i przedmioty
przeznaczone do praktyk religijnych. W podobnym duchu wypowiedział się Andrzej Ritman - rzecznik łódzkich komorników. Wygląda więc na to, że zapowiadana na pierwszych stronach licznych
gazet licytacja jednak się nie odbędzie, a prawo nie stanie się narzędziem wyrządzenia krzywdy wiernym. Natomiast egzekucji mogłyby podlegać takie składniki majątku parafii, jak czterohektarowe
pole i ogród przy plebanii. Oczywiście, przy założeniu, że nie dojdzie do nowego procesu, w którym zostałyby uwzględnione pominięte w poprzednim procesie okoliczności.
Do takiego procesu powinno jednak dojść jak najprędzej. Osoba poszkodowana niech uzyska jedynie to, co się jej należy, ale nic ponadto. Ale kto wynagrodzi Księdzu Proboszczowi i wiernym parafii
Dalików doznane przykrości?
Pytania, na które warto odpowiedzieć
Informacyjny zgiełk w sprawie Dalikowa nie powinien stłumić nasuwających się pytań. Choć tak wielu dziennikarzy zaangażowało się w przekazywanie informacji o roszczeniach
poszkodowanej osoby wobec parafii w Dalikowie, żaden z nich nie potrafił, a może nie chciał, dokonać wyłomu w barierze informacyjnej i nie wykroczył
poza oficjalnie głoszone opinie. Nikomu nie udało się nawiązać kontaktu z poszkodowaną. Nie dotarto do wielu ważnych informacji, które jednak uzyskała reporterka Naszego Dziennika (Nasz Dziennik,
23 października 2003). Jedynie bowiem w tej gazecie przedstawiono pełny opis sprawy. Dlaczego uznano za normalne i oczywiste przyjęcie relacji tylko jednej strony?
Odpowiedzi wymagają także inne kwestie: Dlaczego konsekwencje lekkomyślnej decyzji przebywania na cmentarzu w czasie szalejącej wichury mają ponosić parafianie, którzy nikomu nie zawinili?
Jak pogodzić wyrok pozbawiający wiernych ich świątyni z konstytucją naszego państwa, gwarantującą ludziom wierzącym możliwość sprawowania ich religijnego kultu i sprawiedliwe prawa?
Czy ujawnione ostatnio liczne przypadki przestępstw przyznawania nienależnych rent i emerytur chorobowych ludziom zdrowym w zamian za korzyści materialne nie mogą sugerować
braku obiektywizmu również w tej sprawie? Czy fakt, że siostra przyrodnia poszkodowanej jest prokuratorem, nie może prowadzić do uznania stronniczości i nie wyjaśnia braku obiektywizmu
podejmujących decyzje w tej sprawie? Jedno jest pewne: wykorzystywane są w tym procesie funkcjonujące w świadomości społeczeństwa stereotypy: o potężnej instytucji,
którą można wykorzystać, i o pokrzywdzonej, nieszczęśliwej ofierze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu