Szczęść Boże! Proszę mi wybaczyć, gdyż słowa moje są gorzkie.
Pragnę zapytać tych Czytelników i Autorów listów do "Niedzieli",
którzy chcieliby tylko brać, a nie dawać, czy ich postępowanie jest
zgodne z nauką Chrystusa? I czy nie jest egoizmem poszukiwanie "odpowiedniego"
towarzystwa do wojaży po sanktuariach? Dlaczego ludzie nie pomyślą,
że gdzieś żyją bliźni, którym nie dane było godnie przeżyć ani jednego
dnia? Trzeba by kupić trochę literatury religijnej, trochę jedzenia,
odwiedzić takich bliźnich (w każdym otoczeniu jest ich wielu) i porozmawiać
zwyczajnie, na "ludzkim" poziomie. Rozbudzić dobre uczucia, nadzieję...
Zwiedzanie sanktuariów, pielgrzymowanie dla osobistych korzyści (
nawet duchowych) i przyjemności jest brakiem miłości bliźniego! Wpierw
powinniśmy pomóc bardziej od nas potrzebującym, a dopiero sobie.
Niektórzy z nas, "dobrych katolików", chełpią się tym, że nie piją,
nie palą i nie oglądają telewizji, tylko słuchają Radia Maryja...
Nieczynienie zła nie jest tożsame z czynieniem dobra. Trzeba oglądać
telewizję chociażby po to, żeby dowiedzieć się, ile zła dzieje się
w naszym życiu, w naszych szkołach, domach, miastach. Trzeba myśleć,
jak temu zaradzić, jak ratować CZŁOWIEKA. Myślenie o sobie, o własnym "
beznałogowym" życiu jest grzechem! Paskudnym grzechem.
Jeśli ktoś raduje się z tego, że jest zdrowy, że ma co jeść,
ma się w co ubrać, że unika "złego towarzystwa", to jest to pusta
radość! Bezowocna i bezprzedmiotowa. Trzeba umieć dzielić się wszystkim
i z tego czerpać radość. Praca na rzecz drugiego, potrzebującego
pomocy, jest najbardziej twórczym i owocnym wysiłkiem, a także najczystszą
radością.
Chciałabym przeczytać kiedyś takie ogłoszenie: "Biednym,
niechcianym, niepełnosprawnym pomogę w miarę moich możliwości finansowych
i fizycznych, bo jestem prawdziwym katolikiem, prawidłowo rozumiejącym
naukę Pana naszego,
Jezusa Chrystusa". Dla siebie z tego będę mieć radość i
łaskę u Boga. Ojciec prof. Bocheński mówił: "Trzeba pracować na rzecz
innych, a na marginesie będziemy szczęśliwi z Panem Bogiem".
Estera
Dalej opisuje Pani Estera swoje życie: jest matką "wielodzietną",
jedno dziecko jest ciężko chore i wymaga specjalnej opieki. Dzieciństwo
miała ciężkie, a pomocy znikąd. Wie, co to głód i poniżenie, a teraz
sama podupada na zdrowiu, lecz dźwiga swój "słodki" - jak pisze -
krzyż i dopóki może, nie zejdzie z obranej drogi. Więc list jej jest
z pewnością świadectwem wiarygodnym. A jednak wiele osób czytających
te słowa - jak znam życie - z pewnością się zdenerwuje. Ta ogromna
liczba wykrzykników, porad, jak powinniśmy postępować, ocena naszego
katolicyzmu niejedną osobę wyprowadzi z równowagi. Jeśli bardzo się
denerwujemy, to znaczy, że Pani Estera uderzyła w nasze słabe punkty.
Bo prawdą jest, że każde naprawianie świata trzeba rozpocząć od siebie
samego.
List ten świadczy też o osobistym cierpieniu Autorki. Myślę,
że przede wszystkim ona sama potrzebuje pomocy. Bo prawdziwy chrześcijanin
jest człowiekiem radosnym. I to radosnym z wielu powodów. Cieszy
się właśnie z tego, że jest zdrowy, że ma się w co ubrać, że wyzwolił
się z nałogu, ale też, że może pomagać innym. Nawet to go cieszy,
że cierpi, jeśli swoje cierpienie może ofiarować Bogu. Chrześcijanina
cieszy wszystko - ludzie i świat - bo ma Chrystusa. A tymczasem z
listu Pani Estery przebija smutek i rozgoryczenie. Może chciałaby
pojechać na pielgrzymkę, ale nie może pozostawić dziecka bez opieki,
i dlatego potępia innych, którzy swobodnie mogą się cieszyć wizytą
w sanktuarium...
Z tymi ogłoszeniami w Niedzieli też wcale nie jest tak źle,
jak Pani pisze. Dzięki nim m.in. pewna samotna matka spędziła z dziećmi
bezpłatnie zdrowotny urlop nad morzem. Dzięki nim Grupa Krakowska
powiększa się i dociera do potrzebujących pomocy. I wiele, wiele
innych dobrych uczynków powstało za sprawą naszych ogłoszeń, a nawet
ktoś spotkał miłość swojego życia, ale o tym się nie mówi zbyt głośno,
bo - nie wypada. "Niech nie wie lewica, co czyni prawica", Pani Estero.
Kochamy Panią i z pewnością znalazłby się ktoś, kto zechciałby
jakoś Pani ulżyć i Panią wesprzeć, ale nie udzieliła nam Pani zgody
na podanie miasta, w którym Pani mieszka, więc to się odwlecze lub
nawet nie będzie możliwe. Ale z pewnością ktoś do Pani napisze i
wesprze duchowo. Modlimy się w Pani intencji.
Aleksandra
PS Zgadzam się z Panią Esterą, że nieczynienie zła nie jest tożsame z czynieniem dobra... Zaś polemizowałabym z opinią na temat telewizji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu