DOBROCHNA BANASZKIEWICZ: - W zamieszczonym poniżej liście otwartym do śpiewaków zrzeszonych w polskich chórach kościelnych pisze Pan Profesor: "Kto łączy swój głos w żarliwym chóralnym śpiewaniu, towarzyszącym sprawowanym w naszych świątyniach liturgicznym obrzędom, ten nie dwa razy, ale dziesięciokrotnie się modli"...
PROF. STEFAN STULIGROSZ: -
Tak, to prawda! Ja sam z tym śpiewem jestem związany od
dzieciństwa. Wrażliwość na jego piękno zawdzięczam mojej rodzinie,
w szczególności zaś Babci, prostej kobiecie, która zabierając mnie
ze sobą do kościoła, wszczepiła w moje serce miłość do muzyki kościelnej.
Jako młody chłopak przez krótki okres należałem do chóru
katedralnego, prowadzonego przez znakomitego ks. prał. Wacława Gieburowskiego.
Stamtąd wyniosłem zamiłowanie do polifonii, w szczególności tej doskonałej,
palestrinowskiej. Gdy miałem 12 lat, stworzyłem wraz z kolegami i
koleżankami z gimnazjum mój pierwszy zespół wokalny - "Miniaturkę",
z którym wykonywałem swoje pierwsze, dziecinne kompozycje.
- Czy wówczas śpiewanie chóralne było wśród młodzieży bardziej popularne niż dzisiaj?
- Oczywiście. Zresztą Poznań słynął ze swoich chórów; obok Śląska i Lwowa był kolebką amatorskiego ruchu śpiewaczego, który stał na bardzo wysokim poziomie. Każda parafia miała znakomity chór mieszany.
- Jakie są więc przyczyny dzisiejszego, nie najlepszego stanu polskich chórów kościelnych?
- Niestety, dużo zła wyrządził tu komunizm. Kiedy w latach 50. zażądano od Episkopatu zarejestrowania wszystkich stowarzyszeń kościelnych, wraz z podaniem dokładnych informacji na temat każdego z ich członków, Kościół postanowił rozwiązać te stowarzyszenia, z chórami włącznie. Okazało się jednak, że przywiązanie do wspólnego muzykowania jest zbyt silne, więc ludzie nadal spotykali się na zespołowe śpiewanie. Efektem tego były szykany skierowane szczególnie w stronę prowadzących te zespoły organistów. Podobnie było z chórami śpiewającymi repertuar świecki: Moniuszkę, Niewiadomskiego. Tym kazano śpiewać pieśni o traktorach i przyjaźni polsko-radzieckiej, które to zabiegi miały doprowadzić do upadku kultury polskiej. To, niestety, częściowo się udało i tradycja chóralnego śpiewania przestała być tak żywa, jak przed wojną.
- A jak sytuacja wygląda dzisiaj?
- Ostatnio chóry znów zaczynają się organizować. Powstało Stowarzyszenie Polskich Chórów Kościelnych "Caecilianum" . Działa też w Polsce Międzynarodowa Federacja Chórów Chłopięcych Pueri Cantores z prezesem ks. Andrzejem Zającem z Tarnowa. W Krakowie niezwykle zaangażowany w sprawę muzyki kościelnej jest ks. dr Robert Tyrała...
- A w Poznaniu Stefan Stuligrosz...
- Dla mojego chóru muzyka towarzysząca liturgii była zawsze szalenie ważna, czego dowodem jest śpiew "Poznańskich Słowików" na niedzielnych Mszach św. od wielu lat.
- Czy jednak muzyka, jaką wykonują chóry kościelne, przemawia do ich dzisiejszego młodego słuchacza, wychowanego głównie na muzyce rozrywkowej?
- Wydaje mi się, że tak, bo mamy w Polsce młodzież
bardzo wrażliwą. Jednocześnie jednak potrzebuje ona zmian w sposobie
jej kształcenia w zakresie muzyki. Jestem przekonany, że przywrócenie
właściwej rangi wychowaniu muzycznemu w szkołach podniosłoby kulturę
całego społeczeństwa. Oczywiście, należałoby też zwrócić uwagę na
lepsze przygotowanie muzyczne kleryków w seminarium, bo to przecież
od nich później zależy, czy w parafii jest chór i jak w ogóle wygląda
śpiew wiernych. Ludzie w kościele chcą śpiewem włączać się w liturgię
i śpiewają takimi głosami, jakie im Pan Bóg daje. On sam zaś nie
jest krytykiem muzycznym i nie patrzy, jakim głosem śpiewają, ale
czy są zaangażowani w śpiew swoim sercem. Jeśli natomiast chodzi
o księży proboszczów - to znam doskonałe przykłady na to, jak cudowne
efekty daje ich zaangażowanie się w sprawy śpiewu liturgicznego.
Podobnie wygląda sytuacja z organistami. Przed wojną
w mniejszych miasteczkach to właśnie organista był inicjatorem i
organizatorem życia kulturalnego, a często równocześnie kierownikiem
szkoły podstawowej. I dziś powinniśmy do tych tradycji nawiązywać,
a wtedy okaże się, że w Polsce jest bardzo wiele ludzi gotowych zaangażować
się w kościelne muzykowanie.
- Czy jest w literaturze muzycznej odpowiedni repertuar dla tych chórów?
- Niestety, nie jest on zbyt bogaty. Bo chociaż mamy w naszej kulturze wspaniałe kompozycje chóralne Gomółki czy Wacława z Szamotuł, to tu chodzi nam przede wszystkim o muzykę, którą można wykonywać w czasie liturgii. Ja poczułem się w pewien sposób zobligowany do podjęcia kroków w kierunku poszerzenia tego repertuaru po otrzymaniu doktoratu honoris causa Papieskiego Instytutu Muzyki Sakralnej. Przejrzawszy wówczas bibliotekę mojego chóru, zobaczyłem, że przez lata działalności zebrało się prawie 600 utworów (z czego ponad 100 to kolędy) mojego autorstwa bądź też przeze mnie opracowanych, które wychodzą naprzeciw tej potrzebie. I tak dzięki Wydawnictwu Media Rodzina, które zdecydowało się wydać te utwory, mamy już możliwość korzystania z pierwszych 7 zeszytów serii, która docelowo ma ich liczyć około 50, pogrupowanych według porządku okresów roku liturgicznego.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu