Gdybym tam wrócił
pewnie bym nie zastał
ani jednego cienia z domu mego
ani drzew dzieciństwa
ani krzyża z żelazną tabliczką
ławki na której szeptałem zaklęcia
kasztany i krew
ani też żadnej rzeczy która nasza jest (...)
nie mogę urosnąć
choć mijają lata
a w górze huczą
planety i wojny
(Zbigniew Herbert, "Pan Cogito
myśli o powrocie do rodzinnego miasta")
Nie bójmy się pytać
Reklama
Spotkanie z niewiernym Tomaszem kończy oktawę Wielkiej Nocy.
To bardzo poruszająca i piękna w swej dramaturgii perykopa. Powracający
z "miast ucieczki" Tomasz zostaje zaskoczony opowieścią braci o Zmartwychwstaniu.
Zbyt wielkie jest poranienie Apostoła, by uwierzyć w słowa współbraci.
Wątpi. Wprost szantażuje Zmartwychwstałego tą dziwną umową. Jezus
przyjmuje ten - z perspektywy czasu historii zbawienia - nieco arogancki "
układ". Jeszcze raz pochyla się, jak w Wielki Czwartek, nad wątpiącym
i "umywa" aktem miłości umysł niewiernego. Przyczyną sprawczą zachowania
Jezusa była szczerość Tomasza. Mógł połowicznie, dla świętego spokoju,
dla uniknięcia oskarżeń ze strony tych, którzy już wiedzieli, przyjąć
ich słowa za prawdę. Nie chce tego. Uczciwie ujawnia swoje wątpliwości.
Zbyt długo błądził, zbyt wielka była dawka strachu, z którym się
ukrywał. Z głębokim bólem ujawnia swoją niewiarę. Słyszymy w tej
postawie znacznie późniejsze słowa poety "wadzącego się" z Bogiem:
Zrozum, nie mogę. Zrozum. Jestem mały
urzędnik w wielkim biurze świata,
a Ty byś chciał, żebym ja latał
i wiarą swą przenosił skały...
(Konstanty I. Gałczyński)
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Chrystus wysłuchuje tę, płynącą z głębi zbolałej egzystencji, modlitwę. Daje się dotknąć.
Szczerość - to podstawowa myśl dzisiejszej niedzieli i jej próbujmy poświęcić nieco uwagi. Jest ona tym bardziej potrzebna, że szczerość dzisiaj nie jest w modzie. Jej brak burzy relacje ludzkie, bez niej nie da się zbudować zaufania społecznego.
Biskupi polscy o Unii Europejskiej
Reklama
Kolejne zabiegi wokół przyjęcia nas do Unii Europejskiej bardzo
spektakularnie ten brak szczerości ujawniają. Euroentuzjaści ze słowami
pełnymi frazeologii zachwytu odsądzają od czci i intelektualnej potencji
wszystkich, którzy szczerze pragną wyrazić swoje niepokoje. To bardzo
niebezpieczny trend, zważywszy, że medialna socjotechnika jest w
rękach tych pierwszych. A że brak szczerości sieje zamęt, ujawnił
przez - być może - zapomnienie sam marszałek Sejmu, pan Borowski.
W jednej z audycji radiowych motywując sensowność odrzucenia propozycji
referendum w sprawie własności ziemi, stwierdził, że referendum takie
nie miałoby sensu, biorąc pod uwagę fakt, że społeczeństwo nie bardzo
orientuje się w skomplikowanych formach negocjacji. Skąd ta niewiedza,
chciałoby się zapytać? Ano, z braku szczerości elit negocjujących.
Dobrze zatem się stało, że Biskupi polscy wydali w tej
sprawie specjalny, dłuższy niż zwykle komunikat - owoc bardzo burzliwych,
ale szczerych debat nad tym ważnym aspektem przyszłości - który przecież
będzie miał swoje reperkusje przez wiele lat naszej historii.
Dokument powstał nie jako akt negacji, ale jako uczciwe,
szczere wskazanie na oczywistość i wartość zjednoczenia. To przecież
katoliccy politycy zainicjowali przed laty tę tendencję jednoczenia
interesów i perspektyw Europy. Przemawiały za tym świeże jeszcze
wówczas ślady ogromnych cierpień milionów ludzi, dymiące jeszcze
krematoria - niemy świadek wołający o potrzebę jedności na drodze
do pokojowego współistnienia narodów.
Jedność zaś domaga się uszanowania podmiotowości, czyli
godności wszystkich zainteresowanych zjednoczeniem. Polskie sukcesy
w negocjacjach na temat odstępowania polskiej ziemi są tego bardzo
czytelnym dowodem. Dziś Węgrzy, którzy zbyt łatwo i służalczo, może
chcąc prześcignąć innych, zgodzili się na wcześniejszej terminy,
żałują tego i myślą o renegocjacjach tamtego punktu. To dobry trop,
który pokazuje, że nie należy negocjować na kolanach. Tym bardziej,
że brukselscy decydenci nie zawsze chcą troszczyć się o dobro innych
w przekonaniu, że o to zabiegać będą sami zainteresowani.
W lutowym numerze miesięcznika W drodze mądrze o tym
napisał pan Tomasz Wołek. Przypomniał, że 12 września 1996 r. prezydent
Francji wygłosił w polskim Sejmie przemówienie, w którym zapewniał,
że Polska - "siostra Francji" - będzie przyjęta do Unii Europejskiej
w roku 2000. Dokładnie pięć lat po tamtym wystąpieniu tenże prezydent
w innym przemówieniu zdeklarował, że "wieloletnia przyjaźń polsko-francuska
powinna skłaniać Francję do wspierania przyjęcia Polski do UE w roku
2003" i to na polskich warunkach. Warto w 2003 r. przypomnieć sobie
owe deklaracje osoby chyba poważnej i znaczącej.
Przejawem owej nieszczerości polskich euroentuzjastów
lub eurosceptyków jest manipulowanie wypowiedziami Ojca Świętego,
czemu stanowczo w swoim dokumencie sprzeciwili się Biskupi. Nie kwestionujemy
woli integracji ze strony Piotra naszych czasów, ale nie wolno okaleczać
jego wypowiedzi, pozbawiać ich elementów, w których stanowczo zwraca
on uwagę na ową podmiotowość każdego z kandydatów i potrzebę zachowania "
dóbr materialnych i duchowych, których za cenę krwi broniły pokolenia
naszych przodków". Niebezpiecznym tropem, zdradzającym takie zakusy,
jest usunięcie z Karty Europy wszelkich bezpośrednich odwołań do
Pana Boga, religii, a zatem i do chrześcijaństwa. Jest to, przypomnieli
Biskupi, "fakt ahistoryczny i obraźliwy wobec Ojców Nowej Europy",
którzy zostali z nazwiska wymienieni na początku dokumentu. Biskupi
wyrażają nadzieję, że ta ahistoryczność zostanie naprawiona.
Jakie inne niepokoje ujawniają polscy hierarchowie? Uczciwie
stwierdzając, że w demokratycznym państwie to nie Kościół, ale obywatele
winni poprzez dostępne struktury zadbać o zachowanie podmiotowych
wartości nas wszystkich jako Narodu, wskazują jedynie na te wartości,
których porzucenia nie mogą zaakceptować. Jest to bardzo przejrzysty
i łatwy do przyswojenia katalog duchowych wartości, bez których człowiek
wierzący nie może zaakceptować naszego dobrowolnego wtopienia się
w struktury już nie wspólnoty, ale jakiegoś dziwnego konglomeratu
państw, okaleczonych w swojej historycznej tożsamości.
Oto, jakie są te duchowe niezbywalne principia, które,
zdaniem autorów dokumentu, są nieusuwalne:
- fundamentalne prawo do życia każdego człowieka od chwili
poczęcia do naturalnej śmierci;
- respektowanie praw małżeństwa jako trwałego związku
mężczyzny i kobiety;
- prawa rodziny jako podstawowej komórki społeczeństwa;
- nadzieja, że ustawodawstwo unijne zagwarantuje status
prawny Kościoła i wolność religijną nie tylko sumienia poszczególnych
obywateli, ale także Kościoła katolickiego jako instytucji;
- podobna akceptacja innych Kościołów i związków wyznaniowych.
Ostatnie denuncjacje prasowe o zamiarach zrównania praw
konkubentów i par homoseksualnych, liberalizacji ustawy antyaborcyjnej,
ograbienie matek z przynależnych im praw do wynagradzanej, dłuższej
opieki nad narodzonym dzieckiem napawają niepokojem. Ów brak szczerości
w inicjowaniu tych akcji rodzi uzasadniony niepokój u wielu ludzi.
Duży procent społeczeństwa jest przekonany, że są to instrumentalne
próby swoistego badania kondycji społeczeństwa, prowokowania jego
wrażliwości moralnej oraz wierności prawu naturalnemu i Bożemu, mające
służyć realizowaniu planów niektórych agend unijnych.
Nie można zatem udawać, że nie ma niebezpieczeństw. Społeczeństwo
ma prawo te wątpliwości znać i wolno je nagłaśniać, a ci, którzy
ze społecznego mandatu decydują o polskiej przyszłości, nie mogą
postępować jak feudałowie krwią znaczonej historii narodu. Gdyby
tak czynili, podawaliby w wątpliwość szczerość swoich deklaracji
o patriotyzmie i służbie wszystkim Polakom. Ponieważ nie ma zbyt
wielu miejsc, gdzie przeciętny, szczery w swych wątpliwościach obywatel
mógłby je ujawnić, Biskupi podjęli się zwerbalizowania przynajmniej
niektórych niepokojów, o których mówią duszpasterze, mający bliski
kontakt ze swymi wiernymi.
Jeszcze raz powtarzam - nie jesteśmy przeciw Unii, ale
chcemy, aby działania przygotowujące prowadzone były uczciwie, z
zachowaniem prawa szacunku do przeszłości i uczciwie ocenianej historii
jako fundamentu nadziei na bezpieczniejszą przyszłość dla młodego
pokolenia.
Nie wolno taić przed społeczeństwem okoliczności, że
wejście do Unii Europejskiej wiązać się będzie z koniecznością ofiar,
i to różnorodnych w licznych dziedzinach (choćby związanych z koniecznością
dostosowania się do nowego prawodawstwa), ale ofiar nie da się uniknąć
i będą one również dokuczliwe, jeśli w referendum wypowiemy się przeciwko
zjednoczeniu ze strukturami nowej Europy. Samych korzyści i samych
przywilejów być nie może. Przed wieloma przykrościami można się zabezpieczyć,
ale trzeba je przewidzieć i mądrze negocjować. Zwłaszcza że mamy
do czynienia z partnerami wspólnej kultury - a dodajmy szczerze,
wspólnych (często) interesów.
Zauważmy także, że Europa i świat otwiera się coraz bardziej
na Ukrainę, Rosję i na inne państwa, zapowiadając poszerzenie wojskowego
paktu NATO, co może być zdrowym przejawem solidarności ludzkiej,
o ile zabezpieczy się podstawowe prawa każdego narodu, religii i
kultury.
Za Herbertem warto się zastanawiać, czego moglibyśmy
nie zastać w Polsce, kiedy już wejdziemy do europejskiej wspólnoty,
i czy można się zgodzić na postradanie tego, co sprawiłoby, że my
i następne pokolenia wskutek owej utraty powtórzymy za poetą:
nie mogę urosnąć
choć mijają lata
a w górze huczą
planety i wojny.
Co naprawdę zawiera list Ojca Świętego do kapłanów
W sposób sprytnie nieuczciwy ujawniła się nieszczerość mediów
w sytuacji informowania społeczeństwa o Liście Ojca Świętego do Kapłanów
z okazji Wielkiego Czwartku 2002 r. Przytoczmy niektóre fakty:
Zarówno TVP1, jak i TVN, co może nie dziwić, ale także
Telewizja Puls zgodnie oświadczyły, że tematem Listu jest pedofilia
i seksualne molestowanie przez księży. Pisząc w ostatniej refleksji
o głębszych podłożach i kontekstach polityki informacyjnej, nie sądziłem,
że tak boleśnie i szybko ta teza się potwierdzi. List liczy 19 stron.
Jedynie kilka linijek poświęconych jest wyrażeniu bólu nad złem zgorszenia
kapłańskiego, które można odnieść również do poruszanego i nagłaśnianego
tematu, nie powinno to jednak rzucać "głębokiego cienia podejrzeń
na wszystkich innych, zasłużonych kapłanów, którzy pełnią swoją posługę
z uczciwością, a nierzadko z heroiczną miłością".
List poświęcony jest sprawowaniu sakramentu pojednania.
Ojciec Święty kontynuuje swoje zauroczenie liczbą wiernych, którzy
w dni Roku Świętego z wielką cierpliwością oczekiwali w kolejkach
do konfesjonałów. Zauważa, że mimo jego częstych nawoływań, nadal
w różnych miejscach trwa nieprawne "rozmywanie" praktyki spowiedzi.
Buduje swoją refleksję na ewangelijnym obrazie Zacheusza, który jedynie
z ciekawości wspiął się na drzewo, by ujrzeć Jezusa, a dotknięty
Jezusowym spojrzeniem, ogarnięty został darem miłosierdzia, na co
odpowiedział wielkodusznym pragnieniem naprawienia wyrządzonych krzywd.
Analizując modlitewnie tę scenę pod Jerychem, Ojciec
Święty zachęca kapłanów do cierpliwości i pełnego miłości przyjęcia "
po imieniu" każdego penitenta, który w tych dniach poprzedzających
Święta stanie u kratek konfesjonału. "Każdy z nas, drodzy Bracia
- zachęca Ojciec Święty - winien dawać świadectwo tego ojcowskiego
brania w ramiona i tej radości Dobrego Pasterza w momencie, w którym
zostajemy wezwani, aby dla pokutującego stać się szafarzami przebaczenia"
. Dodajmy, że Papież także zasiada w Wielki Piątek w konfesjonale
i dlatego staje się szczególnym świadkiem tych słów.
Jakaż to piękna okazja, by medialnie nagłośnić ten kapłański
trud, który w dniach Wielkiego Postu, a szczególnie podczas ostatnich
dni, tak obficie ofiarowany jest wiernym.
List ten winni przeczytać sami wierni. Ojciec Święty,
mówiąc o uprzedzającym miłosierdziu Boga, jasno zaznacza, że dar
przebaczenia uzależniony jest od przyjęcia go przez grzesznika. Gdyby
Zacheusz wzgardził Jezusowym wezwaniem po imieniu, przebaczenie okazałoby
się niemożliwe. Wprawdzie, jak zaznacza Ojciec Święty, "spowiedź,
zanim stanie się wędrówką człowieka do Boga, jest wpierw wejściem
Boga do człowieczego domu", to jednak "jeśli (rozgrzeszenie) byłoby
udzielone (...) temu, kto otwarcie zaświadcza o braku chęci poprawy,
to ryt ten zostałby sprowadzony do czystej iluzji, a nawet aktu czysto
magicznego, może zdolnego dać pozorny pokój, ale z pewnością nie
głęboki pokój sumienia, gwarantowany przez serdeczny uścisk Boga"
.
Znamienne i obligujące zarówno dla spowiedników, jak
i penitentów, a nimi jesteśmy wszyscy, są te warte refleksji słowa: "
W rzeczywistości ci, którzy w imieniu Boga i Kościoła sprawują tę
delikatną misję, mają konkretny obowiązek nie kultywować, a tym bardziej
nie wyrażać w miejscu sakramentalnym ocen osobistych, odbiegających
od tego, co Kościół naucza i głosi. Nie można mylić miłości z odchodzeniem
od prawdy w imię źle rozumianej wyrozumiałości".
Słowa te niemal zniewalają do modlitwy: dla spowiedników
o dar mądrości i umiejętności, ale także męstwa w szczerym mówieniu
prawdy, a dla nas, penitentów, o łaskę pokory, by w tych słowach
dojrzeć "prawdę, która wyzwala".
Przepiękny to List i przyniesie dobre owoce.
Na koniec przytoczmy słowa Chrystusowego Namiestnika, które
niech staną się modlitwą na te trudne czasy:
"To właśnie wiara w Chrystusa daje nam siłę, abyśmy spoglądali
w przyszłość z ufnością. Wiemy bowiem, że zło istnieje w sercu człowieka
od samego początku i tylko wtedy, gdy zbliży się do niego Chrystus,
a on pozwoli Mu się ´zdobyć´, będzie zdolny rozsiewać wokół siebie
pokój i miłość. Na nas (...) spoczywa zadanie rozszerzania w świecie
nadziei, dobroci i pokoju".
W każdym z nas żyje nieufny i domagający się ciągle od
Jezusa potwierdzenia drogi Tomasz. Ze szczerością i uczciwością Zacheusza
pozwólmy się zawołać po imieniu i zechciejmy w uczciwej refleksji
na duchowy sposób dotknąć Jezusowych ran, które przyjął z miłości
do nas.