Mało która reforma doczekała się tak miażdżącej krytyki ze
strony zainteresowanych - pacjentów, lekarzy i pielęgniarek - jak
wprowadzenie kas chorych. Już nawet potocznie mówi się o nich "kasy
chore"...
Brak tzw. koszyka świadczeń gwarantowanych, brak podstawowej
wiedzy nt. ilu jest właściwie członków kas chorych opłacających składki,
coraz trudniejszy dostęp do lekarzy specjalistów, urzędnicza dowolność
w zawieraniu kontraktów z placówkami medycznymi - to tylko garść
najpoważniejszych zarzutów. Coraz częstszą pretensją, kierowaną pod
adresem kas chorych, staje się zarzut marnotrawstwa pieniędzy, a
także nazbyt rozdętej i kosztownej biurokracji. W kasach chorych
zatrudnionych jest ok. 3,5 tys. urzędników pobierających częstokroć
wynagrodzenia znacznie wyższe od wynagrodzeń lekarzy. Co gorsza -
wprowadzenie kas chorych wraz z obsługującą je biurokracją wcale
nie zmniejszyło liczby urzędników zatrudnionych w Ministerstwie Zdrowia,
co powinno być logiczną konsekwencją reformy. Dodajmy, że w gminach
są nadto wydziały i komisje zdrowia, w powiatach powołano samodzielne
stanowiska lub komisje ds. zdrowia, w województwach pozostawiono
wydziały ochrony zdrowia, nawet w urzędach marszałkowskich powstają
komisje zdrowia lub departamenty... Utrzymanie tej rosnącej armii
urzędniczej "od zdrowia" kosztuje - kosztuje głównie podatnika. A
to przecież podatnik bywa konkretnym pacjentem - nie urząd, komisja,
wydział czy departament...
Powiedzieć więc można, że zmieniono tylko formy administrowania
lecznictwem, ale nie istotę: państwową służbę zdrowia zastąpiły nie
mniej państwowe kasy chorych. Ale od mieszania herbata nie staje
się słodsza.
Wobec coraz bardziej oczywistego niesprawdzenia się systemu
kas chorych jako systemu lepszego od dawnej, PRL-owskiej organizacji
służby zdrowia pojawiają się projekty kolejnych zmian, niestety,
nadal zmian raczej pozornych, formalnych. I tak na przykład w kręgach
Unii Wolności pojawiają się pomysły ograniczenia liczby kas chorych.
To ograniczenie miałoby zmniejszyć nadmierne uprawnienia kas chorych
i ową dowolność podejmowanych decyzji. Gdyby jednak pozostać w tym
kręgu rozumowania, to najlepiej powrócić do koncepcji... jednej wielkiej
kasy chorych, czyli do stanu quo ante: jak było za PRL-u... Po cóż
więc Unia Wolności, będąc jeszcze w koalicji z AWS, tak forsowała
tę reformę służby zdrowia? Pomysł Unii Wolności może jednak być zbieżny
z pomysłem zgłaszanym przez SLD: aby zlikwidować kasy chorych i przekazać
ich zadania samorządom. Jedna kasa chorych przekazująca środki poszczególnym
samorządom - czy taki model lecznictwa jest naprawdę jakimś wiarygodnym,
alternatywnym modelem? Czy nie jest to po prostu i wyłącznie zdecentralizowanie
tego modelu, jaki obowiązywał w czasach PRL, bez zasadniczej zmiany
jego istoty? Gdzie jest miejsce w tym modelu na swobodny wybór lekarza
przez pacjenta, a przede wszystkim - gdzie jest miejsce na konkurencyjność
pomiędzy placówkami medycznymi?
Rzecz znamienna: wprowadzona dwa lata temu ustawa o powszechnym
ubezpieczeniu zdrowotnym przewidywała możliwość tworzenia prywatnych
kas chorych. Przewidywała więc pewną korzystną dla pacjentów alternatywę,
możliwość wyboru lokowania swych pieniędzy tam, gdzie lepsza dostępność
i jakość medycznych świadczeń.
Tymczasem na niedawnym posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia,
dotyczącym nowelizacji wspomnianej ustawy, wykreślono z niej w ogóle
artykuł przewidujący alternatywne, prywatne kasy chorych.
Rodzi się uzasadnione pytanie: czy zatem dlatego "tak
wiele trzeba było zmieniać, żeby niczego nie zmienić?" - przynajmniej
w samej istocie funkcjonowania lecznictwa w Polsce.
...Czy będą kasy chorych, czy wrócimy do modelu PRL-owskiego,
czy będzie kilka, czy kilkanaście kas chorych, czy będzie jedna wielka
kasa chorych - w niczym nie zmieni to faktu, że wybór i dostęp podatnika-pacjenta
do usług medycznych uzależniony będzie całkowicie od decyzji zawiadujących
takim lecznictwem urzędników. W dodatku - jak pokazuje praktyka naszej
demokracji - urzędników coraz bardziej upolitycznionych, desygnowanych
na swe funkcje przez partie polityczne. To nie pacjent decydować
będzie o tym, do którego lekarza udać się za swoje pieniądze. A przecież
ku temu prowadzić miały zmiany w lecznictwie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu