ANNA WYSZYŃSKA: - Mieszkańcy Poznania, Gniezna i Częstochowy mieli okazję wysłuchania w Pani wspaniałym wykonaniu koncertu "Bogurodzica albo pacierz staropolski". Jest to część wielkiego przedsięwzięcia, cyklu spektakli "VERBA SACRA" - MODLITWY KATEDR POLSKICH - realizowanego przez Przemysława Basińskiego. Repertuar tych koncertów opiera się na Piśmie Świętym, którego fragmenty recytują znakomici polscy aktorzy, m.in. Gustaw Holoubek, Halina Łabonarska, Krzysztof Kolberger. Do cyklu włączono również koncerty poświęcone modlitwom staropolskim oraz "Kazania" ks. Piotra Skargi, które recytuje Zbigniew Zapasiewicz. Jak Pani przyjęła propozycję wzięcia udziału w tym cyklu?
ANNA SENIUK: - Gdy usłyszałam o koncertach " Verba Sacra" i propozycji wzięcia udziału w jednym z nich, byłam zaskoczona i bardzo się ucieszyłam. Pomysł, aby wykonywać biblijne teksty w najstarszych katedrach polskich, jest wspaniały. Uważam, że cały ten cykl jest wyjątkowym wydarzeniem. Znalazłam się w gronie znakomitych kolegów zaproszonych do udziału w "Verba Sacra". Później, gdy otrzymałam teksty modlitw, do emocji przeżywanych w związku z przygotowaniem koncertu doszła trema. Teksty XV- i XVI-wiecznych modlitw są pisane piękną staropolszczyzną i zachwyciły mnie swoją urodą, jednak nie są to teksty łatwe do recytacji w sensie czysto technicznym. Już po przeczytaniu pierwszych słów: "W jimię Oćca i Syna i Świetego Ducha" wiedziałam, że czeka mnie trudna praca związana z analizą tekstu, jego zrozumieniem, a następnie podjęciem decyzji, w jaki sposób to recytować. Długo rozważaliśmy z reżyserem Przemysławem Basińskim sprawę niezrozumiałości pewnych słów dla współczesnego odbiorcy. Po długich dyskusjach ustaliliśmy, że chyba nie trzeba niektórych słów za wszelką cenę tłumaczyć i umówiliśmy się, że jeżeli tekst ten będzie podawany emocjonalnie, to nawet jeśli słuchacz nie zrozumie dokładnego znaczenia niektórych fragmentów czy słów, to z pewnością zrozumie emocje i będzie wiedział, czy ma do czynienia z modlitwą uwielbienia, radości czy żalu.
- Widzowie znają Panią z wielu ról teatralnych i filmowych. Czy Pani praca nad koncertem "Pacierz staropolski" różniła się od przygotowań do innych ról?
- Była to dość długa i trudna praca, kilkakrotnie konsultowałam się w sprawie wymowy niektórych słów, ale trudno to uważać za coś nadzwyczajnego, bo przecież każda rola wymaga drobiazgowych przygotowań. Jeżeli chodzi o Pacierz staropolski, to wydarzyło się tutaj coś zupełnie niezwykłego dla mnie. Otóż w tym koncercie po raz pierwszy w życiu mogłam, przynajmniej częściowo, poddać się własnym emocjom. W teatrze zwykle jest tak, że aktor stara się dystansować od prywatnych emocji związanych z rolą; im dalej są one od postaci, którą odtwarza, tym lepiej dla postaci. W tym przypadku mogłam utożsamić się z recytowanym tekstem. Była to w pewnym sensie również moja prywatna modlitwa.
- Czy udział w koncercie "Pacierz staropolski", który prezentowany był w katedrach w Poznaniu, Gnieźnie i Częstochowie, wpłynął na Pani prywatną sferę sacrum?
- Przed występem w katedrze gnieźnieńskiej nogi ugięły się pode mną, a gdy pomyślałam o wielowiekowej historii tego miejsca, poczułam niemal na plecach spojrzenie św. Wojciecha. Również w katedrach w Poznaniu, a także w Częstochowie, gdzie koncert został zorganizowany z okazji 75-lecia diecezji, miałam świadomość zupełnej wyjątkowości tych miejsc i wydarzeń.
- Słuchając modlitw dawnych Polaków w Pani wykonaniu, mogliśmy wejść w ich bardzo intymną sferę, sferę kontaktu ze Stwórcą. Czy uważa Pani, że nasi przodkowie modlili się podobnie jak my?
- Czytając teksty, które powstały 400-500 lat temu, uświadomiłam sobie, że chociaż świat zmienił się tak bardzo, to jednak naszej modlitwie, naszej rozmowie ze Stwórcą towarzyszą zawsze te same prośby i pytania, ta sama radość, ten sam żal z powodu własnej niedoskonałości. Myślę, że jest jednak różnica wynikająca z tego, że nasi przodkowie poświęcali więcej czasu na modlitwę niż my. Rytm życia wyznaczały święta kościelne, rok biegł od Adwentu poprzez Boże Narodzenie, Trzech Króli, Wielki Post, Wielkanoc, Boże Ciało, święta maryjne, a nie od sylwestra do sylwestra. Rytm życia poddany rytmowi świąt kościelnych musiał wpływać na sposób myślenia i relacje ze światem.
- Podczas częstochowskiego spektaklu zaprezentowała Pani kilkanaście modlitw ze starych rękopisów. Która z nich jest Pani najbliższa?
- Najbliższe, najbardziej przemawiające do mnie były modlitwy maryjne. Są pogodne, chciałoby się powiedzieć - uśmiechnięte. W moim odczuciu, najpiękniejsze są właśnie modlitwy przepełnione dziękczynieniem i dziecięcą wręcz radością. Myślę, że każdy ze słuchaczy znalazł wśród tak wielu modlitw staropolskich coś dla siebie, coś, co być może stanie się jego osobistą modlitwą.
- Czy często wykonuje Pani repertuar o charakterze religijnym?
- Tak. Chętnie przyjmuję takie zaproszenia. Bogurodzica była jednak wyjątkowym wydarzeniem, z uwagi na tak obszerny program i fakt, że teksty recytowałam sama. Drugim, muzycznym wykonawcą w tym koncercie był Chór Wyższego Seminarium Duchownego w Częstochowie pod dyrekcją ks. Piotra Mizery, który zaśpiewał kilka pięknych pieśni staropolskich i zakończył koncert wspaniałym wykonaniem Bogurodzicy.
- Czy zechce Pani podzielić się z Czytelnikami swoimi przeżyciami związanymi z pobytem na Jasnej Górze?
- Cieszę się, że tu znowu byłam. Dla Polaków jest to miejsce niezwykłe, takie, do którego pielgrzymuje się całe życie. Tym razem miałam możliwość zwiedzenia Biblioteki Jasnogórskiej i wielu innych miejsc, pod troskliwą opieką s. Danuty pracującej w Jasnogórskim Centrum Informacji, za co jestem niezmiernie wdzięczna i Siostrze, i Ojcom Paulinom. Był to wspaniały prezent, który otrzymałam przy okazji koncertu w Częstochowie.
- W imieniu Czytelników "Niedzieli" dziękuję za wspólną modlitwę podczas spektaklu w archikatedrze częstochowskiej oraz za rozmowę i życzę wielu dalszych sukcesów w pracy artystycznej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu