Reklama

Sekta? Najlepszą obroną jest atak!

Okres wakacyjny to czas swobody i luzu, to także czas wzmożonej aktywności różnych grup religijnych. Jak rozróżnić ewangelizację od sekciarstwa? Co jest najlepszym zabezpieczeniem przed sektą? Jaką postawę przyjąć wobec bliskiej osoby, która żyje z sekcie?

Niedziela wrocławska 33/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KRZYSZTOF KUNERT: - Księże Biskupie, jak rozpoznać sektę?

BP ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI: - Takie pytanie sygnalizuje potrzebę życia w stanie zagrożenia, trochę jak policjant. Zwykły człowiek nie ma potrzeby, aby mieć świadomość policyjną. Nie wiem, czy takie postawienie sprawy nie nastawi nas podejrzliwie i wrogo wobec różnych grup ludzi. Może więc warto, aby pierwszym mostem, który łączy nas z ludźmi, nie był most śledczy, aby w rezultacie nie pojawiały się w nas pytania, czy czasem człowiek, który z nami rozmawia, nie jest członkiem sekty.

- Kiedy zatem używać słowa „sekta”?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Słowo „sekta” przybiera różne znaczenia w zależności od tego, kto je wypowiada. Często w dyskursie dziennikarskim tym słowem szafuje się wtedy, gdy chce się kogoś obrazić, kiedy ktoś ma jakieś silne przekonania. Dziś często każdą grupę ludzi o silnych przekonaniach tak się nazywa i ma to służyć jej napiętnowaniu czy usunięciu poza margines osób, z którymi można i należy rozmawiać. Z całą pewnością nie o tym mówimy, kiedy słowa „sekta” używamy w Kościele. Dla nas sekty to grupy, które wykorzystują wiarę religijną w celach zniewolenia i destrukcji ludzi albo w celach przestępczych. Skrajnym przykładem jest historia funkcjonującej kilkanaście lat temu w San Diego w Kalifornii sekty z pogranicza duchowości New Age o nazwie „Brama Niebios”. To ugrupowanie skłoniło kilkudziesięciu członków do zbiorowego samobójstwa w ten sam dzień. Tu z pewnością możemy zasadnie używać słowa „sekta”.

- Gdzie wobec tego przebiega granica między groźną sektą a jakąś grupą religijną?

- Nie sądzę, abyśmy, zwłaszcza w wakacje, mieli czas, sposobność i środki, aby w naszym rozmówcy czy gronie, które nas gdzieś zaprasza, byli w stanie to odróżnić. Nie uda się tego uczynić po oczach, gestach rąk i imionach. Raczej należałoby zachować roztropność w kontaktach z innymi ludźmi i wspólnotami, które nas zapraszają. Raczej należałoby dochować wierności nauce Kościoła i pytać, jaka jest opinia Kościoła o różnych środowiskach. Innymi słowy, być świadomym katolikiem.

- Z wcześniejszych wypowiedzi Księdza Biskupa można jednak wnioskować, iż sekty wyróżnia to, że ukrywają swoje przekonania.

- Z całą pewnością tak. Gdyby założyciel i guru „Bramy Niebios” poinformował, że bycie w jego grupie zakończy się zbiorowym samobójstwem, to nie znalazłby adeptów. On tego nie mówił, to był ukryty zamysł.

- Jakich - poza nieujawnianiem swoich prawdziwych celów - rekrutacyjnych metod możemy się spodziewać po działalności sekt?

Reklama

- Tu znowu wezwałbym do zachowania proporcji. Człowiek młody jest z pewnością podatny na tego typu niebezpieczeństwa, ale dużo bardziej narażony jest na kontakt z narkotykami, nieokiełznaną seksualnością czy podżeganiem do nienawiści i niechęci. Szansa, że tym niepożądanym wpływem będzie zaproszenie do sekty nie jest wielka.

- Kiedy już jednak zaproszenie zostanie przyjęte, to na czym sekty będą bazować?

- Sekty najczęściej apelują do tego, co w młodym człowieku jest szlachetne, czyste i bezinteresowne. Apelują do chęci modlitwy, chęci służenia Bogu i bliźniemu, czyli właśnie do tego, co w młodym człowieku zachowało się z czystości, a więc do najlepszych stron człowieka. Stąd zwykle trafiają tu ludzi uduchowionych, bezinteresownych, którzy chcą zaangażować swoje siły i młodość, aby służyć Bogu i ludziom. Tak zwykle wygląda reklama działalności sekciarskiej, a prawdziwe cele są ukrywane. Realia życia w sekcie odkrywa się stopniowo. Często do zobrazowania tego przywołuje się metaforę „gotowania żaby”. Podobno gdyby się włożyło od razu żabę do gorącej wody, ta natychmiast wyskoczyłaby. Gdyby jednak włożyć ją do wody zimnej, którą będziemy stopniowo podgrzewać, wówczas żaba przybierając temperaturę wody, nie zauważy, że woda stała się tak gorąca, iż zagraża jej życiu. Stosując tę metaforę, człowiek, któremu sekta objawiłaby na początku swoje oblicze, z pewnością nie chciałby w nią wejść, a jeśli robi stopniowo, to może przemienić jego mentalność tak, że po pewnym czasie staje się sam gorliwym wyznawcą takiego sekciarskiego środowiska.

Reklama

- Na początku taka woda nie dość, że jest zimna, to jest jeszcze słodka. Mam tu na myśli różne techniki werbunku jak „bombardowanie miłością”. Jak je rozeznać?

- Trzeba być świadomym zagrożeń, warto jednak pamiętać o roztropności, aby nie nabrać podejrzliwości wobec wszystkich ludzi życzliwych, uśmiechniętych, którzy po porostu chcą być dla nas mili. Wyobraźmy sobie typową klasę licealną. Ilu młodych ludzi zetknęło się z sektą, a ilu z pijaństwem i narkotykami, i wulgarnymi seksualnymi propozycjami? Chodzi więc o proporcje w rozeznawaniu charakterystycznych dla naszego czasu zagrożeń.

- Ale czy działalności takich grup nie towarzyszy często właśnie alkohol, narkotyki, seks - zwłaszcza w okresie wakacyjnym?

- Faktycznie, niektóre sekty mogą przy werbowaniu posługiwać się nimi. Ale większość generalnie odwołuje się do pragnienia czystości, duchowości i bezinteresowności. Zwykle to jest to miejsce w młodym człowieku, które chcą zidentyfikować i wykorzystać.

- Obok twardych „sekt” istnieje wiele grup skupionych wokół duchowości New Age. Jak z kolei rozeznawać tę rzeczywistość?

Reklama

- To bardzo ważne rozróżnienie, gdyż nie należy mylić sekt z prądami szkodliwej i nieortodoksyjnej duchowości. Sekta z definicji musi być zorganizowaną i sprawnie działającą grupą, która ma przywódcę, liderów, materiały. To jest rzeczywistość społeczna. Natomiast żadna z tych cech nie pasuje do duchowości New Age, która cechuje się brakiem przywódców, liderów, jasno sprecyzowanej idei i członkostwa. Jest to dość mglista i niedookreślona mentalność postmodernistyczna. Dlatego byłoby nieroztropne, gdybyśmy wszystkie niepożądane zjawiska duchowe określali mianem sekty.

- Czy jednak duchowość postmodernistyczna nie służy sektom jako swoiste przedpole?

- Rzeczywiście mentalność relatywizująca rolę prawdy na pewno pomaga prawdziwym sektom w prowadzeniu ich działalności. Stąd istnieje pilna potrzeba, abyśmy w naszych rodzinach, środowiskach uczyli się prawdziwej radości ze spotkania z prawdą, którą mamy w Kościele katolickim. I jest to wielki apel Benedykta XVI, a wcześniej Jana Pawła II, aby katolik przypominał sobie, że wiara jest także spotkaniem z prawdą. I zamiast popadać z zbytnią panikę związaną ze słowem „sekta”, byłoby znacznie pożyteczne, byśmy nawzajem uczyli się racjonalności wiary.

- Z przebiegu naszej rozmowy nasuwa mi się wniosek, że punktem wyjścia do dyskusji o zagrożeniach związanych z sektami powinien być zachwyt nad Bogiem i potrzeba Jego poznawania. Taka postawa rzeczywiście chroni?

Reklama

- Najlepszą obroną jest atak! Trochę podobnie jak z tą metaforą wojskową jest w dziedzinie ewangelizacji. Nie mamy przyjmować postawy osób wystraszonych, wyglądających zza muru, czy czasem na horyzoncie nie pojawi się przeciwnik, którego rozpoznany jako sekciarz. Mamy przyjąć mentalność ewangelizacyjną, gdzie ktoś uwiedziony przez sektę w nas spotka zwiastunów Boga, który jest zachwycający, w nas spotka zwiastunów wspólnoty Kościoła, która przeżywa, że Bóg jest dobry, piękny, miłosierny i pozwala zrozumieć uporządkowany przez Niego świat. To jest najlepsza obrona przed zagrożeniem sektami.

- Jak wobec tego, przebywając w nadmorskim kurorcie i spotykając się z aktywnością różnych grup, rozróżnić działania ewangelizacyjne od sekciarskich?

- Najbardziej prosta i skuteczna metoda to zorientować się, jaki jest kontakt danej grupy z miejscową parafią. Czy ta wspólnota, która ewangelizuje, czy głosi sprawy duchowe, ma z nią związek? Czy przedstawiła się miejscowemu proboszczowi? Jest to dość dobra metoda, bo jeżeli ktoś poczuwa się do braterstwa w Kościele katolickim, poczuwa się do odpowiedzialności wobec miejscowego pasterza, to mamy dość mocną gwarancję, że mamy do czynienia z ludźmi odpowiedzialnymi, którzy działają w porozumieniu z parafią.

- Nie zawsze jednak mamy okazję porozmawiać z proboszczem…

- Co więcej, nie jestem nawet pewien, czy musimy z taką podejrzliwością podchodzić do każdego, kto śpiewa na ulicy albo zachęca do jakiejś duchowej działalności. Być może lepsze będzie tutaj obudzenie „świętej zazdrości”. Jeżeli ci, którzy nie są katolikami, a może nawet chrześcijanami, z takim zapałem głoszą swoje wartości, to ja będąc bardziej obdarowany, nie powinienem czuć się zawstydzony!? Wtedy zamiast patrzeć podejrzliwie na innych, czy oni czasem nie mają ducha sekciarskiego, będziemy pobudzeni, aby z większą gorliwością pokazać światu prawdziwy skarb.

- Jeżeli jednak ktoś z naszych bliskich trafił do sekty, jak mu pomóc?

- Po pierwsze, potraktować poważnie jego wybór, gdyż ten wybór świadczy o czymś dobrym. Świadczy o pragnieniu Boga, pragnieniu modlitwy, duchowości, bezinteresowności i służby Bogu i bliźniemu. Po drugie, potraktować poważnie też to, że jego szlachetne intencje i dobre impulsy zostały źle ulokowane. Jednym słowem - doceniać to, że kogoś stać na silne wyrzeczenia w sprawach duchowych, a jednocześnie cały czas pokazywać, że to, czego szuka w sekcie, znajduje o wiele lepsze spożytkowanie w Kościele katolickim. Natomiast często spotykane ośmieszanie, zniechęcanie do spraw duchowych, wykazywanie, że trzeba zająć się sprawami praktycznymi, materialnymi jest bezproduktywne, ponieważ sekta zaangażowała akurat to w człowieku, co nie jest pogonią za materializmem, ale duchowością. To trzeba potraktować poważnie i pokazać, że Kościół katolicki jest najlepszym miejscem do zrealizowania tych pragnień.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Carmine De Palma – nowy błogosławiony na miarę Dilexi te

2025-11-15 08:15

[ TEMATY ]

błogosławiony

Leon XIV

Carmine De Palma

Vatican Media

ks. Carmine De Palma

ks. Carmine De Palma

15 listopada w Archikatedrze pw. św. Sabina w Bari, beatyfikowany zostanie Czcigodny Sługa Boży ks. Carmine De Palma – pokorny i gorliwy duszpasterz, niestrudzony spowiednik i kierownik duchowy, wielki przyjaciel ubogich i potrzebujących. Jego beatyfikacja, w przeddzień Światowego Dnia Ubogich, przypomina, że świętość nie jest przywilejem nielicznych, ale powołaniem dla wszystkich; że konkretna miłość do bliźniego nie potrzebuje rozgłosu, lecz ewangelicznej konsekwencji.

Carmine De Palma urodził się 27 stycznia 1876 r. w Bari. Trzeci z pięciorga dzieci, w wieku pięciu lat został sierotą. W 1886 r. wstąpił do seminarium duchownego. 17 grudnia 1898 r. w Neapolu został wyświęcony na kapłana. Intensywna modlitwa, codzienna Msza św. i adoracja Najświętszego Sakramentu oraz wielkie nabożeństwo do Matki Bożej karmiły jego wiarę i rozbudzały gotowość do posłuszeństwa Bogu.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

„Pieśń słoneczna” św. Franciszka z Asyżu w teologii i sztuce

2025-11-15 22:21

Jms

- Rok jubileuszowy 2025 jest więc dla wszystkich chrześcijan związanych z duchowością franciszkańską okazją do celebracji 800. rocznicy powstania tego pięknego i głębokiego utworu” – uważa o. dr Zbigniew Wójcik OFMConv

W sobotę 15 listopada 2025 r. w Klasztorze św. Franciszka w Krakowie odbyło się sympozjum poświęcone „Pieśni słonecznej” św. Franciszka z Asyżu w teologii i sztuce (ujęcie interdyscyplinarne). Zostało ono zorganizowane przez Franciszkańskie Towarzystwo Naukowe.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję