Reklama

Pełnia życia

Ks. Jerzy Majka z parafii Oleśnica w dekanacie Stopnica na misjach pracuje od 2002 roku. Czy to na Białorusi czy w Peru przekonuje się, że misje prowadzi Pan Bóg. - Misje oznaczają spotkanie z innymi ludźmi, dzielenie z nimi ich życia. Trzeba być otwartym na drugiego, ciągle się uczyć i przezwyciężać samego siebie - mówi ks. Jerzy

Niedziela kielecka 32/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Jego droga do kapłaństwa nie była „standardowa”. Wychował się wraz z pięciorgiem rodzeństwa w tradycyjnej katolickiej, rolniczej rodzinie we wsi Borzymów. - W dzieciństwie - głównie dzięki wysiłkom Mamy i Babci - traktowałem Kościół i sakramenty jako ważny element mojego życia. Wraz jednak z rozluźnianiem się więzi łączących mnie z domem rodzinnym (nauka w szkole zawodowej, internat, a potem wyjazd na Śląsk do pracy w kopalni), osłabła również potrzeba sakramentów, do tego stopnia, że zacząłem traktować Kościół jako element tradycji, a nawet folkloru, głównie zresztą wiejskiego - mówi ks. Jerzy Majka. Momentem zwrotnym w jego życiu był nieszczęśliwy wypadek, po którym z połamanymi nogami znalazł się w szpitalu.
- Leżąc w szpitalu, doświadczyłem kruchości życia, zetknąłem się z cierpieniem, zacząłem stawiać podstawowe pytania o sens swojego życia. Zrodziła się jakaś, jeszcze nie w pełni uświadomiona, potrzeba bliskości Boga. Zapragnąłem wstąpić do zakonu.
Nie mając jednak wielkiego rozeznania w zgromadzeniach, w wieku 27 lat zdecydował się na wstąpienie do kieleckiego Seminarium. - Po drugim roku zrozumiałem jednak, że Kościół ma mi do zaoferowania coś o wiele wspanialszego, nie ucieczkę od życia, ale pełnię życia, tylko że ta pełnia oznacza również wyrzeczenia, oznacza cierpienie - mówi dzisiaj. Nie będąc pewien, czy na owe wyrzeczenia jest gotów, czy rzeczywiście chce stać się naśladowcą Jezusa Chrystusa również w Jego krzyżowej drodze, powrócił znowu do pracy w kopalni, aby ponownie przemyśleć swoje powołanie.
- Pamiętam wiosenny poranek 1997 r. w drodze do pracy, gdy nagle skończyły się moje wątpliwości. Zrozumiałem, że chcę być księdzem diecezjalnym, że takie jest moje powołanie.

Dlaczego nie ja?

Zainspirowany postacią swojego rodaka ks. Marka Bzinkowskiego, pochodzącego z parafii Oleśnica, a pracującego wtedy na Ukrainie, o misjach zaczął myśleć jeszcze w Seminarium, na początku - „romantycznie” o Afryce. - Poruszał mnie apel papieża Jan Paweł II, kiedy mówił o potrzebie ewangelizacji na krańcach świata. Pytałem wtedy siebie: „dlaczego nie ja?”. Jestem zdrowy, mam siły, mogę coś zrobić dla Kościoła. Zdawałem sobie jednak sprawę z braku doświadczenia.
Po czwartym roku, wybrał się na Ukrainę, na rekonesans do parafii Hołozubińce, gdzie pracował jego rodak ks. Marek. Podczas pobytu pomagał także w parafii katedralnej w Kamieńcu Podolskim. Rok po święceniach kapłańskich zwrócił się prośbą do biskupa o pozwolenie na powrót na Ukrainę. - Dziwnym zbiegiem okoliczności w kilka minut po mojej rozmowie z ordynariuszem, zadzwonił do niego bp Władysław Blin z Białorusi, pytając o misjonarzy. Ordynariusz pomyślał wtedy o mnie. Po krótkiej rozmowie telefonicznej z bp. Blinem zdecydowałem się na wyjazd do parafii Uszacz na Białorusi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Na Białoruś

Reklama

Na początku musiał poznać sytuację w tamtejszym Kościele, która jest zróżnicowana. Do dziś bowiem jeszcze bardzo wyraźnie widać granicę przedwojennej Polski, która dzieli Białoruś na Wschodnią i Zachodnią. Szczególnie jest to widoczne, jeśli chodzi o życie religijne mieszkańców.
- Białorusini - jak w ogóle wschodni Słowianie tzn. Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, którzy sami siebie określają terminem „ruski” - są bardzo religijni, pomimo spustoszeń komunizmu i ateistycznej propagandy. Na Białorusi wschodniej jednak ta naturalna wiara i religijność, która może manifestować się w kulcie ikony (obrazów), w obrzędach pogrzebowych (kulcie zmarłych), używaniu święconej wody, udziałem w pielgrzymkach, nie przykłada się na więź z Kościołem czy potrzebę sakramentów. Wyjątkiem jest tu sakrament chrztu świętego - przyjmowany jako swego rodzaju Boże błogosławieństwo i trochę na wszelki wypadek. Dotyczy to zresztą tak Kościoła katolickiego, jak i prawosławnego. Na Białorusi Zachodniej ta więź z Kościołem jest dużo silniejsza. Ilustruje to już sama statystyka. Na Białorusi Zachodniej w niedzielnej Mszy św. uczestniczy ok. 15 proc. wiernych, na Wschodniej ok. 3 proc. - opowiada.

Trzeba wychodzić do ludzi

Reklama

- Pobyt na Białorusi uświadomił mi ogromną potrzebę religijnego wychowania dzieci, zwłaszcza przygotowania do I Komunii św. Te osoby, które jeszcze przed wojną uczestniczyły w przygotowaniu do I Komunii, chodziły na niedzielną Mszę św., spowiadały się. Gdy w drugiej połowie lat 80. na nowo zaczęły być otwierane kościoły, zaczęli przybywać księża, te osoby miały do czego wrócić. Przychodząc na Mszę, przyprowadzały ze sobą wnuki, troszcząc się o ich religijne wychowanie. Na Białorusi Wschodniej ten pokoleniowy przekaz wiary został przerwany i osoby starsze, które nie miały w dzieciństwie doświadczenia Kościoła, nawet jeśli deklarowały, że są katolikami, nie odczuwały potrzeby Mszy św., potrzeby sakramentów - tłumaczy.
Taka specyfika wpływa także na charakter pracy duszpasterskiej. Potrzebne jest duszpasterstwo otwarte. Nie można się ograniczyć tylko do odprawiania Mszy św. w kościele i oczekiwania, że ludzie przyjdą, bo nie przyjdą. Trzeba samemu wychodzi do ludzi, szukać różnych sposobów dotarcia do nich. Szczególnie ważna jest tu praca z dziećmi i młodzieżą, potrzebne też było przełamywanie bardzo silnego na Wschodzie stereotypu: „Polak - katolik; ruski - prawosławny”. Tłumaczenie, że „katolicki” znaczy powszechny, a więc dla wszystkich, a nie tylko dla Polaków, że ruski też może być katolikiem i nie musi wyrzekać się swojej narodowości.
Ks. Majka dostrzegał dużą potrzebę troski o dzieci i młodzież. Wraz z parafianami organizował wizyty w dziecięcym pogotowiu opiekuńczym. Pomógł zorganizować wypoczynek grupie dzieci w Kaczynie. W parafii zorganizował chórek parafialny, który prezentował się podczas festiwali pieśni bożonarodzeniowej, odwiedził wraz z nim również niektóre parafie naszej diecezji. Regularnie w wioskach w prywatnych domach sprawował Mszę św. Angażował się w budowę domu parafialnego i remont zniszczonego przez komunistów kościoła.
- Białorusini, być może w rezultacie tragicznych doświadczeń historii, są dosyć zamknięci w sobie i nieufni, ale jeśli do kogoś się przekonają, potrafią być serdeczni i pomocni - podkreśla. Był zbudowany postawą i zaangażowaniem parafian przy odbudowie kościoła. Kościół nie posiadał dachu ani sklepienia, które zapadło się do wewnątrz. Cały ten gruz, zmieszany ze śmieciami, które okoliczni mieszkańcy wysypywali tam przez dziesięciolecia, parafianie usuwali własnymi rękami. Odremontowanie kościoła znacznie przekraczało możliwości tej kilkudziesięcioosobowej grupki miejscowych katolików i potrzebna była pomoc z zewnątrz, z Polski, z Niemiec. Najwięcej środków pochodziło z niemieckiej Fundacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Parafianie jednak w miarę swoich sił i możliwości starali się pomagać zarówno przy remoncie kościoła, jak i budowie domu parafialnego.

Posłany do Peru

W 2010 r., po rocznym przygotowaniu w Centrum Misyjnym w Warszawie, ks. Majka wyjechał na misje do Peru, do Wikariatu Apostolskiego San Ramon. To teren dawnej misji franciszkańskiej obejmujący głównie tereny tropikalnej dżungli w dorzeczu Ukayali, posiada jednak również kilka parafii położonych między dżunglą i górami; do takich parafii należy Huancabamba, gdzie obecnie posługuje. Parafia obejmuje obszar 1000 km2, który zamieszkuje 6 tys. mieszkańców. Do małych odległych wiosek wiodą jedynie dwie drogi przejezdne dla samochodów terenowych, pozostałe trzeba pokonywać motocyklem lub na piechotę. Wynika stąd również specyfika pracy. Do niektórych ksiądz może dotrzeć jedynie raz na rok, z konieczności więc katechizacja i ewangelizacja jest ograniczona. Wielu katolików z odległych wiosek nie zna nawet podstawowych modlitw, a ich więź Kościołem ogranicza się do udziału w fieście.

Spontaniczna wiara i fiesty

- Peruwiańczycy i ogólnie Latynosi są bardzo religijni. To, co chyba najbardziej mnie zaskoczyło po przybyciu na ten kontynent, to żywa i spontaniczna wiara jego mieszkańców, która manifestuje się niemal na każdym miejscu i na wszelkie możliwe sposoby. Choćby w samych nazwach miejscowości, ulic, szkół, a nawet klubów sportowych. W mojej parafii niemal połowa nazw miejscowości to imiona świętych. Szkoła nosi imię NMP z Góry Karmel. Obrazy i figury świętych można spotkać praktycznie wszędzie. Na autobusach, ciężarówkach, samochodach osobowych mają ponaklejane religijne hasła w rodzaju „Jezus ufam Tobie”. Na ulicy, w autobusie, na bazarze można usłyszeć rozmowy na tematy religijne i niekoniecznie są to plotki na temat księży - mówi.
Owa spontaniczność wiary, choć na pierwszy rzut oka tak piękna i imponująca, ma też niestety i swoje słabe strony. Często jest to bowiem wiara oparta tylko na uczuciach, jakiejś fascynacji czy zauroczeniu lub bardzo bliska magii. Nie ma zakorzenienia w znajomości nauki Kościoła, w znajomości podstawowych prawd wiary chrześcijańskiej, w znajomości Jezusa Chrystusa i jego Ewangelii, dlatego łatwo ją wykoślawić, a nawet uczynić z niej karykaturę wiary.
Jako przykład ks. Jerzy podaje to, co w jego parafii, ale nie tylko, stało się z tzw. świętami patronalnymi (las fiestas patronales). Latynosi bardzo lubią zabawę, fiestę, muzykę, taniec, kolorowe, połączone ze śpiewem i tańcem procesje. Misjonarze nie walczyli z tą skłonnością do zabawy, wręcz przeciwnie, starali się ją wykorzystać w celach ewangelizacyjnych. Ponieważ odległości od wiosek są na ogół duże, mieszkańcy wioski nie chodzą na Mszę św. do kościoła parafialnego, lecz każda wioska ma swoją kapliczkę i patron kaplicy jest również patronem wioski; i w dniu jego święta urządza się fiestę. Wioska co roku wybiera osobę odpowiedzialną za przygotowanie fiesty tzw. mayordomo. W ramach wspólnego poczęstunku podawano tradycyjne, własnego przygotowania piwo kukurydziane - cziczę. I przez lata, a nawet stulecia funkcjonowało to dobrze. Ludzie ci na swój sposób, przez muzykę i taniec, czcili Boga. Przez udział w takim święcie mieli poczucie przynależności do większej wspólnoty Kościoła katolickiego. Dla myordomo organizacja takiej fiesty była zaszczytem, ale również niemałym wydatkiem, aż do momentu gdy ktoś odkrył, że na fieście niekoniecznie trzeba stracić, a można jeszcze zarobić. I cziczę zastąpiono piwem z browaru. Nie podawano go jednak za darmo, ale sprzedawano z odpowiednią marżą oczywiście. I z czasem w wielu wioskach fiesty straciły swój charakter religijny, a przekształciły się w zwykłą pijatykę. I choć nadal się je urządza, księdza już się nie zaprasza, a procesja przekształciła się w coś w rodzaju karnawałowej zabawy.
Niebezpieczeństwo jest tym większe, że uczestnicy takiej procesji i następującej po niej pijatyki uważają, że uczestniczą w katolickim święcie, że na tym polega katolicka wiara. Niezwykle ułatwia to działanie sektom, które oskarżają katolików o rozpijanie społeczeństwa i bałwochwalstwo przejawiające się w kulcie figur i obrazów. Dziś już niemal w każdej wiosce na terenie jego parafii znajduje się jedna lub więcej kaplic różnych wyznań i sekt. W jednej tylko wiosce Lanturachi, która liczy ok. 50 domów, takich kapliczek - domów modlitwy, jest aż 7. I choć prawie 90 proc. mieszkańców parafii zostało ochrzczonych w Kościele katolickim, dziś za katolików uważa się tylko niespełna 30 proc.

Z Dobrą Nowiną od wioski do wioski

Nie zaniedbując tradycyjnych metod duszpasterskich, ks. Jerzy szuka nowych sposobów głoszenia Dobrej Nowiny i podobnie jak na Białorusi za priorytetową uznaje pracę z dziećmi i młodzieżą. Wspierają go siostry zakonne, z którymi stara się odwiedzać wiejskie szkółki i prowadzić systematyczną pracę z dziećmi, włączając do pracy nauczycieli. W parafii działa również Pastoral Juvenil - duszpasterstwo młodzieży. - W tym roku na Boże Narodzenie dzięki pomocy dzieci z kółka misyjnego z mojej rodzinnej parafii, udało się zorganizować akcję „Dzieci dzieciom”. Dzieci z Polski - dzieciom z Peru i dzieci z Huancabamba - dzieciom z wiosek. Dzieci z Huancabamba, która jest siedzibą parafii pod kierownictwem sióstr przygotowały jasełka, a za pieniądze, jakie otrzymałem od dzieci z Polski, mogliśmy zorganizować wyjazd z pokazem jasełek przynajmniej do niektórych wiosek mojej parafii. Pokaz kończył się śpiewem kolęd i poczęstunkiem, składającym się tzw. panetonu (drożdżowe ciasto z bakaliami) i gorącej czekolady. W najbliższym czasie ks. Majka planuje założenie świetlicy środowiskowej w parafii dla ubogich dzieci i młodzieży, aby miały miejsce do nauki i zabawy. Pomoc zadeklarowały siostry. - Chciałbym, aby dzieci z ubogich rodzin czy ze środowisk patologicznych miały takie same szanse w edukacji, jak ich rówieśnicy lepiej sytuowani finansowo - mówi, mając nadzieję, że jeszcze w tym roku w zaadaptowanym garażu powstanie miejsce dla dzieci.

W następnym numerze sylwetka Agnieszki Pacholec, rzeczniczki XXXI Pieszej Pielgrzymki Kieleckiej na Jasną Górę, wolontariuszki m.in. „Szlachetnej Paczki”

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W piątek 2 maja w niektórych diecezjach dyspensa

[ TEMATY ]

post

Bożena Sztajner/Niedziela

Niektórzy polscy biskupi udzielili na terenie podległych im diecezji dyspensy od wstrzemięźliwości od spożywania pokarmów mięsnych w piątek 2 maja. Zdecydował tak m.in. Prymas Polski, kard. Kazimierz Nycz czy metropolici częstochowski i gdański uwzględniając racje duszpasterskie. Żołnierzom, funkcjonariuszom i pracownikom służb mundurowych dyspensy udzielił biskup polowy.

Prymas Polski abp Józef Kowalczyk udzielił wiernym archidiecezji gnieźnieńskiej oraz osobom przebywającym na jej terenie dyspensy od zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych w piątek, dnia 2 maja br. Podobnie uczynił metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz, który „mając na względzie, że piątek 2 maja przypada między dwoma dniami ustawowo wolnymi od pracy, co – jak stwierdził - sprzyja organizowaniu w tym czasie rodzinnych i towarzyskich spotkań oraz radosnemu przeżywaniu tych dni, po rozważeniu słusznych racji duszpasterskich, udzielił zgodnie z kan. 87 § 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego, wszystkim osobom przebywającym w granicach archidiecezji warszawskiej, dyspensy od zachowania nakazanej w piątek wstrzemięźliwości od spożywania pokarmów mięsnych”. Osoby korzystające z dyspensy zobowiązał do modlitwy w intencjach Ojca Świętego. Racjami duszpasterskimi kierował się również metropolita częstochowski abp Wacław Depo, który udzielił dyspensy „wszystkim osobom przebywającym w granicach archidiecezji częstochowskiej” w piątek 2 maja. Zobowiązał te osoby do modlitwy w intencjach Ojca Świętego, jałmużny lub uczynków chrześcijańskiego miłosierdzia. „Biorąc pod uwagę typowo wypoczynkowy i turystyczny charakter drugiego dnia miesiąca maja (długi weekend), udzielam wszystkim wiernym na terenie archidiecezji gdańskiej dyspensy od obowiązku zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych” – napisał w specjalnym dekrecie również metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź. Dyspensy udzielił również administrator diecezji siedleckiej bp Piotr Sawczuk, który uwzględnił fakt, że „piątek 2 maja br. przypada między dwoma dniami ustawowo wolnymi od pracy, kiedy to w sposób szczególny dziękujemy Bogu za dar wolnej Ojczyzny, co sprzyja organizowaniu spotkań patriotycznych, rodzinnych i towarzyskich” Potrawy mięsne można będzie spożywać też na terenie diecezji bielsko-żywieckiej, gdzie dyspensy udzielił bp Roman Pindel. Ponadto z dyspensy od pokutnego charakteru piątku 2 maja będą mogli skorzystać wierni ordynariatu polowego. „Święto Flagi Narodowej obchodzone w naszej Ojczyźnie w dniu 2 maja, w przeddzień uroczystości Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, przeżywane jest w sposób uroczysty, szczególnie w Wojsku Polskim. W związku z tym, że w bieżącym roku dzień ten przypada w piątek, zgodnie z kanonem 87 Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz art. II § 1 Konstytucji Apostolskiej Spirituali Militum Curae, niniejszym udzielam dyspensy wszystkim wiernym Ordynariatu Polowego od przestrzegania pokutnego charakteru tego dnia, zwalniając z obowiązku zachowania wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych” – napisał w wydanym dziś dekrecie bp Józef Guzdek. W Kościele katolickim w Polsce, wstrzemięźliwość od spożywania mięsa lub innych pokarmów należy zachowywać we wszystkie piątki w roku Dyspensa jest zawsze jednorazowym zwolnieniem z przestrzegania konkretnego przykazania kościelnego, natomiast od przykazań Bożych nikt nie może dyspensować. Dyspensa może być udzielona tylko w pewnych okolicznościach i dla konkretnej osoby lub konkretnej grupy osób. Najczęściej dotyczy ona zwolnienia z obowiązku powstrzymania się od spożywania potraw mięsnych i od zabawy w piątki. Biskup udziela też różnego rodzaju dyspens związanych z zawieraniem małżeństw. W większości wypadków biskupi udzielili swoim diecezjanom dyspens na podstawie kanonu 87 § 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego (KPK), który głosi: „Biskup diecezjalny może dyspensować wiernych - ilekroć uzna to za pożyteczne dla ich duchowego dobra - od ustaw dyscyplinarnych, tak powszechnych, jak i partykularnych, wydanych przez najwyższą władzę kościelną dla jego terytorium lub dla jego podwładnych, jednak nie od ustaw procesowych lub karnych ani od których dyspensa jest specjalnie zarezerwowana Stolicy Apostolskiej lub innej władzy”.
CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

W tym kraju od 1 maja telefony komórkowe będą zakazane we wszystkich szkołach

2025-04-29 18:27

Adobe Stock

We wszystkich austriackich szkołach od 1 maja obowiązywać będzie zakaz korzystania z telefonów komórkowych. Ograniczenie dotyczy również wycieczek szkolnych. Przepisy określają też sytuacje, gdy nauczyciele mogą zwolnić uczniów z zakazu.

Austriacki minister edukacji Christoph Wiederkehr poinformował o tym w poniedziałek. To pierwsza poważna decyzja resortu edukacji w ramach powołanego niedawno nowego koalicyjnego rządu. Zakaz został wprowadzony w formie nowelizacji rozporządzenia dotyczącego zasad tworzenia regulaminów szkolnych. Do tej pory przepisy zawierały zakaz korzystania z „przedmiotów zakłócających pracę szkoły”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję