„Ileż dobra uczyniła tym naszym najmniejszym braciom. Ileż wysiłku włożyła, by utworzone przez siebie hospicjum, które było jej pasją, uczynić dla podopiecznych domem, właśnie domem, w którym zagościły miłość, dobroć i serdeczność. Najpiękniejszą formą upamiętnienia jej służby drugiemu człowiekowi byłaby kontynuacja podjętego przez nią dzieła”
(Ks. Wojciech Miszewski)
W sobotnie południe 14 stycznia br. podczas Mszy św. w kościele pw. św. Antoniego rzesze torunian z Piotrem Całbeckim, marszałkiem województwa kujawsko-pomorskiego i Michałem Zaleskim, prezydentem Torunia żegnały Ołenę Bożemską, współzałożycielkę i dyrektorkę toruńskiego Zakładu Opieki Paliatywno-Hospicyjnej „Nadzieja”. Przewodniczący koncelebrowanej pogrzebowej Eucharystii proboszcz ks. kan. Wojciech Miszewski podczas homilii skupił się na postaci i dziele swojej parafianki, zwracając uwagę na to, że liczna obecność uczestników Eucharystii jest wymownym znakiem ich wdzięczności za „dar spotkania z tą wspaniałą kobietą”.
„Tyle jesteśmy warci - ile możemy dać drugiemu człowiekowi” - zwykła powtarzać Ołena Bożemska, dyrektorka Zakładu Opieki Paliatywno-Hospicyjnej „Nadzieja” przy ul. Włocławskiej 169B w Toruniu. A jak wcielała słowa w czyn? Niestrudzenie zwracała się do instytucji, które były władne pomóc w realizacji pomysłu utworzenia domu opieki dla dzieci z nowotworami, po chemioterapiach, z wadami genetycznymi, ze schorzeniami centralnego układu nerwowego, nieuleczalnie i przewlekle chorych. Opieka miała objąć także ich rodziców, często bezradnych wobec nieszczęścia.
„Ja jestem taki trochę szalony człowiek” - powiedziała o sobie pani Ołena, wspominając narodziny hospicjum. Na początku, mierząc siły na zamiary, stanęła przed murem niezrozumienia, niedowierzania, co gorsza - obojętności i niechęci. W lutym 2002 r. mogła wejść do przyznanego przez miasto zdewastowanego baraku w Czerniewicach. Zaczęło się kołatanie do drzwi wielu decydentów, apelowanie do serc ludzi dobrej woli. Z wielkim trudem sukcesywnie odbudowywano kolejne pomieszczenia. Nieoceniony był wkład jej męża, pana Zbigniewa. Emerytowany inżynier poświęcił swój czas i siły na dozorowanie remontu pomieszczeń, wniósł mnóstwo inwencji i pomysłów. Czasem sam kładł tapety, malował sufity, wymieniał instalację elektryczną, zakładał kafelki, montował urządzenia sanitarne. To w znacznej mierze dzięki niemu rozpadająca się ruina stała się przytulną, kolorową oazą. „Budynek ma dużo ciepła, bo na jego remont złożyły się cudowne ręce i cudowne serca” - mówiła Ołena Bożemska.
„Do wielu serc, do wielu drzwi pukamy, bo potrzeb jest mnóstwo i wciąż pojawiają się nowe związane z utrzymaniem budynku, z oświetleniem, z ogrzewaniem” - zwierzała się piszącemu te słowa. Potrzeb nie zaspokajały ani dotacje NFZ, ani miejskie. „Zawsze najtrudniej jest mówić o pieniądzach. Cały czas wyciągamy rękę, bo nie mamy innej możliwości”. Pozyskiwaniu sojuszników służyły niezwykłe cechy pani Ołeny - osoby charyzmatycznej, emanującej wewnętrznym ciepłem, wiarygodnej ze względu na zgodność słów z czynami.
Stałą jej troską było utrzymanie placówki, gdy po szumnych deklaracjach pomocy stygł zapał niektórych darczyńców. „Trochę o nas zapomnieli. Utrudniają nam czasem. Trzeba przetrwać. Trwać za wszelką cenę” - zwierzała się. „Boimy się, że kiedyś komuś będziemy musieli powiedzieć, że nie przyjdzie ani pielęgniarka, ani lekarz, ani terapeuta. I to będzie najgorszy dzień w naszym życiu. Bo jak tu powiedzieć rodzicom, że nie przyjmiemy ich dzieci?”.
A przecież przyszło jej walczyć na dwa fronty: zabiegając o utrzymanie hospicjum zmagała się z nieuleczalną chorobą. Dzięki temu rozumiała cierpiących jak nikt inny. „Cierpienie jednych wyzwala dobroć innych. Słabość rodzi miłość, która się nad tą słabością pochyli” - napisała karmelitanka s. Joanna Grodzicka o swoim własnym doświadczeniu cierpienia. Słowa te nasuwają się, gdy wspominamy służbę i dzieło Ołeny Bożemskiej.
„Tak wielu ludziom dodawała odwagi i promieniejąc pogodą ducha, być może uwalniała ich od lęku przed śmiercią” - czytamy w pożegnaniu jej przyjaciół z Zespołu Szkół nr 10 w Toruniu, gdzie od 2001 r. organizowano akcje charytatywne i koncerty pod wspólną nazwą „Serce dla Nadziei”. „Zdecydowanie będzie jej brakować, to była taka dobra dusza, osoba, która nas wspierała nie tyle czynem, co obecnością i dobrym słowem - powiedział reporterowi toruńskich „Nowości” Michał Sobkowski, rzecznik prasowy XV Ogólnopolskiego Festiwalu Pieśni i Piosenki Bożonarodzeniowej w Toruniu (14 i 15 stycznia). Na rzecz kierowanego przez nią hospicjum podczas koncertu laureatów w drugim dniu festiwalu jest przeprowadzana kwesta w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny na toruńskich Stawkach. „Jej «dziękuję» było czymś naprawdę wyjątkowym i bardzo ważnym. Tego uśmiechu, tego wsparcia, tego ciepła na pewno będzie brakować” - wyznaje Michał Sobkowski.
Igor Szczęsnowicz, dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie” napisał po jej odejściu: „W niebie się cieszą, a na ziemi żal”. Pozostał jednak w sercach, oprócz naturalnego ludzkiego żalu, „posiew dobra, które czyniła” (słowa ks. kan. Miszewskiego). Pozostało przeświadczenie, które w innym czasie, wobec innej osoby wyraził Jarosław Iwaszkiewicz, które możemy odnieść do spuścizny życiowej Ołeny Bożemskiej: „Taki żywot i taka praca pozostawia po sobie nie smugę cienia, ale wielką smugę jasności”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu