Reklama

Król Herod z Gór Świętokrzyskich

Niedziela sandomierska 52/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Herod wcale nie miał królewskiego wyglądu. Stał oparty o niklowany blat dworcowego baru, przygarbiony z czarnymi brwiami i oczami, w których nie było nawet cienia powagi.
- Pan szanowny był u mnie kolędnikiem. Dobrze mówię? - zagadnął chrapliwym głosem. - Aniołem? …nie, nie - diabłem!
- Nie pamiętam, odpowiedziałem krótko i ostro, bo nie lubię przypadkowych pogaduszek na zimnych, obcych dworcach, gdy człowiek tkwi jakby w zawieszeniu, daleko od domu, od dobrze znanych kątów.
- Tak, tak, a tyle lat już przeszło - nie ustępował i ciągle obrzucał mnie uważnym spojrzeniem. - Kto by przypuszczał. Pan szanowny już w latach jesteś. Widać, że życie się dobrze z panem obeszło, …łaskawie. Ale diabłem szanowny pan był przednim, chociaż - bez urazy - ledwoś pan wtedy od ziemi odrósł. - uśmiechnął się chytrze i zajrzał mi w oczy. - Razem przyjechaliśmy tamtej zimy z Warszawy, pamięta pan? Musi pan pamiętać…
Pamiętałem. Im człowiek starszy, tym lepiej pamięta przeszłość, tym bardziej staje się ona ważna, nieodzowna, jakby jej brak umniejszał nas w oczach bliźnich i w swoich własnych.
Herod, czyli Jędrek, zaraz po Andrzejkach, równo na miesiąc przed Bożym Narodzeniem zbierał trupę, która aż do Trzech Króli przestawiała po wsiach jasełka. Kto został przez Jędrka-Heroda wybrany, ten nie był głodny przez cały świąteczny czas, a nawet trochę grosza odłożył. W tamtych czasach, gdy kończyła się wojna, zarobić pieniądze lub zdobyć żywność dla rodziny, to było coś… Wyczyn godny prawdziwego mężczyzny.
Mnie Jędrek-Herod wezwał właśnie tego pierwszego roku, gdy przygnało nas w Góry Świętokrzyskie ze zmasakrowanej Warszawy. W powietrzu unosił się jeszcze zapach prochu, ludzie chodzili w szynelach, a szczęk i odbezpieczanej broni wybudzał ze snu niemowlęta.
Zaraz po Sumie w listopadową niedzielę zebrał nas Jędrek-Herod w starej spalonej chałupie a końcu wsi. - Będzie tak, jak powiem! - zarządził zaraz na wstępie. - Żeby potem nie było gadania, że nie uprzedzałem. Przedstawienie ma być jak się patrzy, żadnej fuszerki. Zrozumiano?
Kiwnęliśmy głowami na znak zgody, bo Jędrek-Herod był najstarszy z nas. Mógł mieć wtedy góra 15 lat, ale dla nas, 9-letnich dzieciaków był prawdziwym przywódcą. Słuchaliśmy więc Herodowej mowy z pokorą i nieśmiałością, a on spacerował przed nami wielkimi krokami, z rękami założonymi na plechach i tylko ruchem głowy wskazywał odtwórców głównych ról.
Próbowaliśmy te pierwsze jasełka, jakby to był spektakl w prawdziwym teatrze. Jędrek-Herod znał się na swojej robocie. Ciągle nas poprawiał i obsztorcował, gniewał się i wściekał. Zrywał próby i kazał stawiać się w starej chałupie na każde wezwanie.
- Komu nie chce się kolędować - wygrażał nam pięścią - to wynocha! Dla próżniaków nie ma u mnie miejsca. Anioły mają śpiewać na cały glos, diabły nie szwendać się po kątach! A Śmierć niech przestanie głupio rechotać! - krzyczał strasznym głosem.
- A pamięta szanowny pan - przerwał moje zamyślenie stary Herod - jaka nam się wtedy historia przydarzyła?
Próbowałem naprędce przypomnieć sobie tamtą noc. Mróz był siarczysty, śnieg skrzypiał rytmicznie pod stopami. W dole jarzyły się żółte kwadraty okiem w wiejskich chałupach. Biegliśmy rozbawieni z górki, śmiejąc się głośno. Na przedzie król i uczepiony jego derki Baranek w spadającej na oczy czapie. Dalej sunęła hałaśliwie cała gromada przebierańców. Śpiewaliśmy pastorałki dla wprawy tak głośno, aż echo niosło ten śpiew hen wysoko, ku wysmukłym świerkom.
Już weszliśmy w pierwsze zagrody, niosąc pieśń o narodzeniu Pana, gdy nagle…
Stali na poboczu drogi. Silnik rzęził ciężko, chrapliwie, słabe reflektor omiatały zamarzniętą drogę. Było ich czterech, okutanych po same uczy, jakoś tak nie po żołniersku, po dziadowsku raczej. Tylko ten czwarty, oficer, miał porządną czapkę i ciemny płaszcz podbity baranem. I właśnie z tej jego czapy zabłysnęła ku nam złowrogo czerwona gwiazda.
Natychmiast przylgnęliśmy do siebie w odruchu lęku. Zapamiętałem na lata tamten strach. Rosjanie przypatrywali się nam uważnie, władczo, a my pod wpływem tych spojrzeń, tuliliśmy się coraz bardziej do siebie. Wiedzieliśmy, co oznacza czerwona gwiazda. Zbyt wiele słyszeliśmy opowieści do czego są zdolni noszący ten znak ludzie. Zwłaszcza na pustej górskiej szosie, gdy nie ma świadków.
Oficer powiedział coś do kierowcy. Tamten odbezpieczył broń i zamarł, przytulając karabin do waciaka. Wtedy dowódca wstał i wychylił się z samochodu w naszą stronę. Zmrużył oczy i patrzył na każdego jakby oddzielnie, zimnym, nieprzeniknionym wzrokiem.
I właśnie wtedy Jędrek-Herod zaczął śpiewać. „Bóg się rodzi, moc truchleje”… Rosjanie poruszyli się niespokojnie, podnosząc zdziwiony wzrok na dowódcę. I do dziś nie wiem, co się wtedy stało. Może to ten śpiew zadziorny, rozdzierający ciszę, a może nasz dziwny strój sprawił, że oficer parsknął śmiechem.
- Smatri rebiata, kakije cudaki! - rechotał rubasznie, a potem przyłączyli się do niego także inni czerwonoarmiści. Rozbawieni kiwali głowami, wytykali nas palcami, ocierali pięściami załzawione oczy. A Herod śpiewał i śpiewał tą samą zwrotkę, bo pewnie ze strachu zapomniał kolejnych.
Oficer klepnął w ramię roześmianego kierowcę i rzucił.
- No, pajechaliii…
A do nas już ironicznie.
- Ot, Polaczki…
Tamtej zimy, do zwyczajnego kolędowego dołączyliśmy, na życzenie gospodarzy, jeszcze jedną opowieść o niezwykłym spotkaniu na zaśnieżonej drodze w środku Gór Świętokrzyskich, tuż przed wioską, której nazwy dziś nie pamiętam i o kolędzie, która uratowała nam życie.
Stary Herod stał oparty o niklowany blat dworcowego baru i uśmiechał się do siebie. Ja także. Po dłuższej chwili milczenia, gdy skrzekliwy głos z megafonu wezwał mnie do podróży, uścisnęliśmy sobie ręce. Jak starzy przyjaciele, strażnicy tajemnicy sprzed lat.
- Wesołych Świąt, Herodzie!
- Niech szanownego pana Bóg prowadzi…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie ma większej miłości od dawania swego życia dla chwały Boga

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Bozena Sztajner/archiwum Niedzieli

Rozważania do Ewangelii J 15, 9-17.

Środa, 14 maja. Święto św. Macieja, apostoła
CZYTAJ DALEJ

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

[ TEMATY ]

Fatima

100‑lecie objawień fatimskich

Fatima – wizerunki Dzieci Fatimskich/Fot. Graziako/Niedziela

Od maja do października 1917 roku - gdy toczyła się pierwsza wojna światowa, kiedy w Portugalii sprawował rządy ostro antykościelny reżim, a w Rosji zaczynała szaleć rewolucja - na obrzeżach miasteczka Fatima, w miejscu zwanym Cova da Iria, Matka Boża ukazywała się trojgu wiejskim dzieciom nie umiejącym jeszcze czytać. Byli to Łucja dos Santos (10 lat), Hiacynta Marto (7 lat) i Franciszek Marto (9 lat). Łucja była cioteczną siostrą rodzeństwa Marto. Pochodzili z podfatimskiej wioski Aljustrel, której mieszkańcy trudnili się hodowlą owiec i uprawą winorośli.

Wcześniej, zanim pastuszkom objawi się Matka Boża, przez ponad rok, od marca 1916 roku, przygotowuje ich na to Anioł. Na wzgórzu Loca do Cabeco dzieci odmawiają różaniec i zaczynają zabawę. Raptem, gdy słyszą silny podmuch wiatru widzą przed sobą młodzieńca. Przybysz mówi: Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się razem ze mną". Następnie uczy ich jak mają się modlić, słowami: "O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Proszę, byś przebaczył tym, którzy nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i nie kochają Ciebie". Nakazuje im modlić się w ten sposób, zapewniając, że serca Jezusa i Maryi słuchają uważnie ich słów i próśb.
CZYTAJ DALEJ

Carlo Acutis. Plan na życie

2025-05-14 09:02

[ TEMATY ]

film

bł. Carlo Acutis

Carl Acutis

RafaelKino/Mat.prasowy

W świecie, w którym szybciej przesuwa się palcem po ekranie smartfona niż myśli, pojawia się ktoś, kto ma jasny plan na życie. Carlo Acutis. Nastolatek. Influencer. Mistyk.

Film przedstawia losy grupy amerykańskich licealistów, którzy wyruszają do Włoch, by odwiedzić grób Carla. Jest jednak jeden trudny do spełnienia warunek udziału w pielgrzymce. Każdy z uczestników musi... zostawić swój smartfon w domu. Ta przygoda staje się doświadczeniem, które zmienia sposób ich myślenia i spojrzenia na życie.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję