Reklama

Nasz cud jedyny

Mój pięcioletni syn ma na imię Karol. To na cześć Karola Wojtyły. Nie tylko jednak imię zawdzięcza swojemu patronowi, ale i - o czym jestem w pełni przekonany - także zdrowie, a może nawet i życie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O tym, jak cienka granica dzieli dziecko od linii kalectwa czy śmierci, wraz z małżonką mieliśmy się przekonać w te święta Wielkanocne. Cała historia zaczęła się dość niewinnie, bo od bólu ucha. Z łkającym dzieckiem pojechałem w Niedzielę Palmową na pogotowie, gdzie dyżurująca lekarka, jako panaceum na dolegliwości przepisała krople. A że nie przyniosły one oczekiwanego rezultatu, nazajutrz znalazłem się u lekarza pediatry, który zaaplikował synowi antybiotyk. Medykamenty zadziałały i jeszcze tego samego dnia Karol przestał narzekać na ból ucha. W Wielki Piątek sytuacja zdrowotna dziecka znaczenie się skomplikowała. Zaczęło skarżyć się na zawroty głowy, nie mogło ustać na nogach, było mocno osłabione. W tym dniu wizyta u lekarza pediatry skończyła się nowym zestawem leków i skierowaniem do szpitala, w razie pogorszenia się stanu zdrowia.
Ku naszej radości Karol powoli zaczął odzyskiwać siły witalne. Mimo to, aby zaoszczędzić sobie czasu na zrobienie dziecku podstawowych badań, w Poniedziałek Wielkanocny zdecydowaliśmy się pojechać z nim do szpitala pediatrycznego w Bielsku-Białej. Chcieliśmy, aby tam jednoznacznie zweryfikowano jego stan. Jak łatwo się domyślić, w tym ostatnim ze świątecznych dni personel szpitalny był dość zdziesiątkowany, więc skończyło się na pobraniu krwi i wymazu z ucha oraz na zaaplikowaniu antybiotyku. Na tomograf Karol czekał dwie doby. W tym czasie wiele symptomów zdawało się wskazywać, że syn wraca do zdrowia. W końcu odzyskał apetyt, był ruchliwy, zaczął biegać, co przy wcześniejszych silnych zawrotach głowy było niemożliwe. Środowe wyniki z tomografu zburzyły całą tą sielankę. Mówiąc dosadniej, zwaliły nas z nóg. Nagle okazało się, że konieczne jest przewiezienie go do któregoś ze śląskich szpitali specjalistycznych, gdyż zdiagnozowano u niego ropień w głowie. Operacja była nieunikniona.
Wpierw próbowaliśmy umieścić go w Ligocie, ale tam odmówiono, twierdząc, że w tym dniu ostry dyżur przypada na Bytom. W Bytomiu, widząc wyniki Karola, też nie witano go z otwartymi rękami. Był przypadkiem nagłym, taką bombą z opóźnionym zapłonem, która nie wiadomo, kiedy wybuchnie. Ropień w każdej chwili mógł rozlać się po mózgu i uczynić z chłopca „wegetującą roślinkę”. Decyzja o operacji musiała więc zapaść bardzo szybko. W końcu otolaryngolog z Bytomia zdecydowała się podjąć ryzyko i rozpocząć zabieg. W ostateczności, mogła jeszcze przesłać otwarte dziecko, karetką do Ligoty, aby tam dokończyli dzieła. Na nic innego nie pozwalały jej procedury, a każda godzina zwłoki groziła nieodwracalnymi konsekwencjami. Wtedy też z małżonką dowiedzieliśmy się, że operacja, jaka czeka syna, to zabieg ratujący mu życie.
Po blisko pięciu godzinach spędzonych przy stole chirurgicznym, pani otolaryngolog oświadczyła, że zabieg był bardzo trudny i skomplikowany. W jego trakcie „wykonano antromastoidektomię ucha podczas której odbarczono ropień nadtwardówkowy, a ubytek kości tylnej ściany uzupełniono chrząstką uszną, hamując tym samym wyciek płynu mózgowo-rdzeniowego”. Dowiedzieliśmy się też, że taka operacja powinna była odbyć się w asyście neurochirurga dziecięcego, którego w bytomskim szpitalu nie ma na etacie, za to w Ligocie jest. Szczęście w nieszczęściu, pani otolaryngolog kilka miesięcy wcześniej wzięła udział w specjalistycznym kursie w Słowacji, na którym analizowane były podobne przypadki, i wiedziała co robić.
Dla nas z małżonką były to chwile szczególnie trudne. Z jednej strony czuliśmy totalną bezsilność, a z drugiej, niewypowiedzianą potrzebę wsparcia. Z całych sił, wszystkimi możliwymi sposobami szturmowaliśmy niebo. Do naszych krewnych, przyjaciół i znajomych poszły sms-y, maile, telefony z prośbą o modlitwę w intencji Karola. Odzew był natychmiastowy i spontaniczny. Były Msze św., prywatne i rodzinne modły, a nawet nabożeństwo w zborze, o które postarali się uczęszczający do niego nasi znajomi „innowiercy”. Te płynące z tylu stron gesty wsparcia umacniały naszą nadzieję i kazały wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Jak wspomina małżonka, w trakcie wykonywanej operacji, chodząc samotnie po korytarzu, od ściany do ściany, nie mając siły na cokolwiek, nawet na modlitwę, dane jej było doświadczyć cudu modlitwy, którą wypowiadały inne usta. Setki osób komunikowały się z nią, z Bogiem, w sposób najpiękniejszy z możliwych i ona to czuła.
Dobę po operacji (28 kwietnia) zdziwiona otolaryngolog oznajmiła nam, że OB z 95 jednostek spadło na 50. To był bardzo dobry prognostyk na przyszłość. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść. W dzień po beatyfikacji Jana Pawła II, do badania pobrana została Karolowi krew. Kilka godzin później usłyszeliśmy, że CRP spadło z poziomu 51, 7 do 2, 45. Znaczyło to, że operacja powiodła się i wszystko zmierza we właściwym kierunku. Zagrożenie zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych przestało być realne. Później okazało się, że nerwy twarzy nie są uszkodzone, podobnie jak i słuch oraz wzrok. Sms-y o treści „pamiętamy o Karolu”, nadesłane od znajomych, którzy w dzień beatyfikacji Jana Pawła II byli na Placu św. Piotra i idąca za nimi modlitwa, zrobiły swoje. Nowy błogosławiony Kościoła katolickiego, w dzień swego święta, był dla imiennika łaskawy i, jak się okazało, skutecznie interweniował gdzie trzeba.
A my, no cóż. Przez dwa tygodnie doświadczyliśmy na przemian, wielkiej trwogi i wielkiego wsparcia, ale nade wszystko siły modlitwy płynącej z wielu stron. Owszem, mogliśmy nasz ból dźwigać sami, ale w jakim celu? Nasz Nauczyciel wyraźnie powiedział: „Jedni drugim brzemiona noście”, a skoro tak, to pewnie wiedział, co mówi. My po tym wszystkim możemy tylko stwierdzić, że miał rację. Na własnej skórze przekonaliśmy się, że solidarność w cierpieniu nie jest czczym frazesem, ale źródłem, z którego czerpie się pełnymi garściami. Żeby jednak z niego skorzystać, trzeba otworzyć się na innych, aby i od nich móc coś w zamian dostać. Innej drogi po prostu nie ma.
Za okazane serce, solidarność i wsparcie raz jeszcze wszystkim dziękujemy. Bóg Wam zapłać!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Oleśnica: Dziecko zabite w 9. miesiącu ciąży

2025-04-07 13:15

[ TEMATY ]

aborcja

Adobe Stock

Pro-liferka, dziennikarka, członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, doradca życia rodzinnego, współautorka serii podręczników do wychowania do życia w rodzinie Magdalena Guziak-Nowak opisuje wstrząsającą relację ze szpitala w Oleśnicy.

ZABILI DZIECKO W 9 MIES. CIĄŻY. Gotowe do samodzielnego życia, prawie noworodka. Tak, w Polsce.
CZYTAJ DALEJ

Zmarła aktorka Jadwiga Jankowska-Cieślak

2025-04-15 10:14

[ TEMATY ]

śmierć

Autorstwa Paweł Matyka/commons.wikimedia.org

Jadwiga Jankowska-Cieślak

Jadwiga Jankowska-Cieślak

Nie żyje aktorka Jadwiga Jankowska-Cieślak - podał we wtorek portal filmpolski. Była pierwszą Polką nagrodzoną Złotą Palmą dla najlepszej aktorki na Festiwalu Filmowym w Cannes za główną rolę w filmie "Inne spojrzenie" (1982).

Jadwiga Jankowska-Cieślak dwukrotnie była laureatką Złotych Lwów za najlepszą główną rolę kobiecą na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych za filmy "Sam na sam" (1977) i "Wezwanie" (1997), a także laureatką Polskiej Nagrody Filmowej Orła za najlepszą główną rolę kobiecą w filmie "Rysa" (2008).
CZYTAJ DALEJ

Ksiądz w Naddniestrzu: Dużo tu osób z polskimi korzeniami, ale perspektyw dla nich brak

2025-04-15 13:50

[ TEMATY ]

Naddniestrze

polskie korzenie

brak perspektyw

Adobe Stock

Mołdawia utrzymuje pełną kontrolę gospodarczą nad Naddniestrzem

Mołdawia utrzymuje pełną kontrolę gospodarczą nad Naddniestrzem

W tzw. Naddniestrzu nie ma dziś perspektyw rozwoju - powiedział PAP ks. Marcin Januś, proboszcz parafii we wsi Swoboda-Raszków w separatystycznym regionie Naddniestrza, w Republice Mołdawii. Jak podkreślił, Mołdawia utrzymuje obecnie pełną kontrolę gospodarczą nad tą częścią kraju.

Swoboda-Raszków to niewielka wieś na północy tzw. Naddniestrza - separatystycznej, nieuznawanej przez społeczność międzynarodową i kontrolowanej politycznie przez Rosję republiki na terytorium Mołdawii. Jak powiedział PAP proboszcz parafii pw. św. Marty, sercanin ks. Marcin Januś, "Polacy są tam jeszcze od czasów I Rzeczypospolitej".
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję