Krzysztof Kunert: - Spotykał się Ksiądz Kardynał z Janem Pawłem II wielokrotnie - oficjalnie i mniej oficjalnie.
Kard. Henryk Gulbinowicz: - Bóg postawił ks. Wojtyłę na drodze mojego życia w 1954 r. Był wówczas początkującym profesorem w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, ja zaś na trzecim roku studiów specjalistycznych z teologii moralnej. O krakowskim duszpasterzu słyszałem dość dużo, ale go osobiście nie znałem. Poznałem go po jednym z wykładów. Powiedział mi wówczas, że nigdy jeszcze nie był w Ostrej Bramie. A był to trudny czas na pielgrzymki.
- Jak był postrzegany w środowisku uniwersyteckim?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Każdego człowieka traktował z wielkim szacunkiem jako osobę podarowaną mu przez Boga jako Jego obraz i podobieństwo. Dla Wojtyły każdy człowiek był wyjątkowy. Gdy tak patrzę - minęło już sześć lat od jego śmierci - ten właśnie rys, szacunek do człowieka, był szalenie istotny. Człowiek był dla niego najważniejszą wartością na świecie. Chociaż jego wykłady były bardzo trudne dla studentów.
- A wśród hierarchów - jak go widziano?
Reklama
- Zawsze, ile razy kardynał Wojtyła występował, był - jak mówią Francuzi: comme il faut - świetnie przygotowany i przekonywujący. Zawdzięczamy mu jako członkowi episkopatu Polski wiele rozwiązań, np. że nie wolno święcić księdza, który nie ma przynajmniej magisterium.
- Jan Paweł II i Wrocław…
- Kiedy zmarł bp Józef Marek, konsekrowany wcześniej na prośbę ciężko chorego kard. Kominka przez kard. Wojtyłę, poprosiłem go aby zmarłego pogrzebał. I on się zgodził. Wygłosił wówczas ciepłą homilię. Było to nasze pierwsze oficjalne spotkanie. Później, już jako papież, chciał odwiedzić Wrocław już w 1979 r. podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny. Udało się podczas drugiej wizyty Ojca Świętego w 1983 r.
- Jak się odnosił do Ziem Odzyskanych?
- Znał je jak własną kieszeń! Jest obecnie szlak papieski przebiegający na ziemiach diecezji legnickiej i świdnickiej. Bywał też często w Trzebnicy i we Wrocławiu, jeszcze jako duszpasterz i profesor Dni Duszpasterskich. I on na wielu tych konferencjach był z referatem czy wykładem. Dlatego też ziemię te cenił sobie bardzo. Najlepszym dowodem był wybór Wrocławia w 1997 r. jako miejsca Światowego Kongresu Eucharystycznego.
- W 1983 r. Wojtyła już jako papież odwiedza nasze miasto…
Reklama
- Na Partynice przybyło wówczas ponad milion osób. Dotychczas główny element ołtarza z pamiętnej Mszy św. - Chrystus Zmartwychwstały z podniesionymi dwoma palcami w kształcie litery V - jest częścią ołtarza w kościele Matki Bożej Ostrobramskiej w Oleśnicy. Wówczas, w czasie stanu wojennego, był to wyraźny symbol. Witaliśmy Ojca Świętego razem z władzami, które też się napracowały w przygotowaniu tej wizyty. Wyraźnie się to spodobało papieżowi.
- Oficjalna część wizyty Ojca Świętego dzięki licznym publikacjom jest nam dość dobrze znana. A jak wyglądała strona nieoficjalna?
- Po Mszy św. chciałem, aby papież jechał papamobile. Nie zgodziły się na to władze i po latach przyznaję, miały rację, bo teren był gęsto zabudowany więc nietrudno było o jakiś wypadek. Ale władzom chodziło wtedy przede wszystkim o czas przejazdu. Bo kiedy Wojtyła jedzie… tu się przywita i zatrzyma, tam kogoś pozdrowi. Nie byłoby czasu nawet na obiad. Ostatecznie papież wylądował śmigłowcem na Ostrowie Tumskim przy młynie Maria i resztę drogi pokonał samochodem. Na chwilę zatrzymał się w rezydencji arcybiskupów wrocławskich, aby się przygotować do dalszej części dnia, a następnie przeszedł piechotą do Seminarium na obiad. Po drodze, jak to Ojciec Święty, miał czas dla każdego. Ale sobie z tym jakoś poradziliśmy.
- Co się działo w Seminarium?
- Kiedy wszedł na wysoki parter czekali na niego klerycy, którzy zaśpiewali mu plurimos annos i do dziś mają pamiątkowe zdjęcie. A potem był posiłek południowy. Tak rozmieściliśmy gości, aby otaczały go osoby, które znał i lubił. Papież zaczepiał wszystkich, żartował, uśmiechał się, dopytywał. On się nigdy nie izolował.
- Jan Paweł II lubił Dolny Śląsk, lubił Wrocław?
Reklama
- Nie wiem, jaką ks. Wojtyła posiadał wiedzę na temat Dolnego Śląska. Jak mówiłem, bywał tu prawie każdego roku, ale to się da wytłumaczyć również i tym, że wówczas duszpasterstwo było zakazane, więc trzeba było się jakoś maskować. Najlepszym rozwiązaniem był albo spływ kajakowy na Warmii i Mazurach albo wędrówka po górach, także dolnośląskich. On tu wszędzie widział ślady polskości i uczył młodzież kochać ziemię Piastów.
- Papież przybył powtórnie do Wrocławia w 1997 r. Okazją był Kongres Eucharystyczny.
- Organizacja światowego Kongresu to wielkie wydarzenie dla diecezji. Na jej barkach spoczywa nie tylko przygotowanie spotkań, wykładów w różnych językach, organizacja tysięcy osób. Po Kongresie trzeba zostawić jakieś dzieło charytatywne dla miejscowych. Jednym z takich darów był dom dla osób schorowanych i starych w Henrykowie. I on się ogromnie przydał, bo jak papież wyjechał, to przyszła wielka powódź. Innym był podarowany grekokatolikom kościół św. Wincentego, który papież osobiście przekazał naszym braciom. I daliśmy, a oni go pięknie zagospodarowali.