Wychowawca ukazujący sprawy najważniejsze
Czego uczy nas i dzisiaj człowiek, któremu na imię Jan Paweł II? Życie i nauczanie Jana Pawła II było wielką lekcją prawdy o tym, że „Człowieka (...), nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa” (2 czerwca 1979 r.).
Stąd „Jezus Chrystus jedyny Odkupiciel człowieka” stanowił centrum i sens papieskiej misji. Jak nie wspomnieć tego zdumiewającego papieskiego zatopienia się w modlitwie? Jak nie przypomnieć ogromnego skupienia podczas modlitwy i celebracji Mszy świętych? Jak nie przywołać długich chwil modlitwy brewiarzowej w katedrze wawelskiej, czy wtulania się wprost w ramiona Matki Bożej na Jasnej Górze? Z Boga więc czerpał swą siłę i do tego wychowywał nas przykładem życia.
Jednocześnie zawsze ważny był dla niego drugi człowiek. Miliony ludzi, którzy przybywali na spotkania z nim, tysiące uścisków dłoni, tyle modlitw, „przytuleń” do ojcowskiego serca, tak wiele serca... Przebaczył przecież z serca i swemu niedoszłemu zabójcy...
Papieski fotograf Arturo Mari wspominał kiedyś wydarzenie z któregoś 1 stycznia. Wrócił do domu po zakończeniu watykańskiej liturgii. Usiadł z żoną, gdy nagle zadzwonił telefon. Żona prosiła, by nie odbierał, były to przecież święta - chciała, by był w domu razem z nią. Arturo usłyszał w słuchawce, że poszukuje go pilnie dzisiejszy kard. Stanisław Dziwisz, który prosił, by pilnie przybył do Watykanu. Tam, w prywatnej kaplicy Jana Pawła II, zastał dziwny widok. Papież klęczał przy wózku inwalidzkim 28-letniego człowieka, którego choroba wyniszczyła do tego stopnia, że przypominał ludzki szkielet... Pochodził on z biednej rodziny mieszkającej w północnych Włoszech. Świadomy swej choroby i zbliżającej się śmierci, bardzo pragnął spotkać Ojca Świętego. Znajomi ufundowali mu bilet lotniczy. W Rzymie najbliżsi doprowadzili wózek pod bramy Watykanu i poprosili o spotkanie z Papieżem. Gwardziści szwajcarscy bezradnie rozłożyli ręce. Argumentów do odmowy nie brakowało: były święta, dopiero co skończyła się liturgia, Ojciec Święty jest zmęczony, a zresztą, rodzina nie składała żadnych wniosków i próśb, a musi być zachowana procedura... A oni stali i prosili... Zrozumieli Szwajcarzy, że sytuacja była nadzwyczajna i zadzwonili do abp. Dziwisza. Ten polecił natychmiast wprowadzić wózek do papieskiej kaplicy. Tam przy nim klęknął Jan Paweł II. W takiej też chwili przyszedł papieski fotograf. Papież trzymał chorego za rękę i klęczał przy nim jeszcze ok. 20 minut. Następnie wstał, przytulił go, pobłogosławił, rozpiął papieską białą sutannę i zdjął z szyi swój łańcuszek, a potem założył go młodemu mężczyźnie, pogłaskał i ucałował. Gdy miał już odchodzić, mężczyzna chwycił go za rękę i powiedział: „Ojcze Święty, dziękuję. Był to najpiękniejszy dzień mojego życia. Mogę powiedzieć jedynie «dziękuję». Do zobaczenia w raju”. Na jego twarzy chłopca pojawił się uśmiech. Wracał do domu szczęśliwy. Zmarł dwa dni potem, ale przecież doświadczył cudu miłości. To wydarzenie i doświadczenie - poczucie bycia kochanym i najważniejszym, z pewnością pomogło mu jak najpiękniej odbyć ostatni etap ziemskiej drogi i wędrować ku Najlepszemu Ojcu (por. „Do zobaczenia w raju”).
Przykłady można mnożyć. Ale ważniejsze jest dostrzeżenie drogi wskazywanej przez Papieża. A może inaczej, uczenie się realizowanej przez niego miłości Boga i człowieka. To jest zadanie, które trzeba podjąć, bo przykazanie miłości to fundament chrześcijańskiego życia. Podejmijmy je na nowo w naszym codziennym życiu - tam gdzie jesteśmy, i w sposób, w jaki tylko możemy: w Ojczyźnie, w naszym mieście, w rodzinach, w domu, w pracy, w szkole, na uczelni.
Niech więc i teraz w naszych sercach pojawi się refleksja: wobec kogo powinienem okazać najwięcej znaków życzliwości i miłości, a także, z kim może powinienem się pojednać i do kogo wyciągnąć rękę w geście przeproszenia i pojednania. Bez przebaczenia nie ma chrześcijaństwa i nie można wypełniać przesłania Wielkiego Papieża.
Przenieśmy się myślą do Wiecznego Miasta i wpatrujmy się w znane nam okno Pałacu Apostolskiego... Niech mi będzie wolno przywołać w tej chwili słowa kard. Josepha Ratzingera z dnia pogrzebu Jana Pawła II: „Możemy być pewni, że nasz ukochany Papież stoi teraz w oknie domu Ojca, patrzy na nas i nam błogosławi. Tak, błogosław nam, Ojcze Święty” (8 kwietnia 2005 r.). Sercem pielgrzymujmy także do podziemi Bazyliki św. Piotra - przybywa tam 10-20 tysięcy pielgrzymów dziennie, klęknijmy przed jego grobem i módlmy się szczerze i gorąco o wyniesienie go na ołtarze.
I wierzę, że odpowiedzią Wielkiego Papieża są słowa wypowiedziane przez jego następcę. I tak bardzo chciałbym, by każdy z nas z mocnym przekonaniem i wiarą w tajemnicę Świętych Obcowania powtórzył teraz w sercu te słowa Benedykta XVI: „Czuję, jakby jego mocna ręka trzymała moją. Zdaje mi się, że widzę jego uśmiechnięte oczy i słyszę jego słowa skierowane do mnie w tej szczególnej chwili «Nie lękaj się!»” (21 kwietnia 2005 r.).
Był człowiek, w którym moja ziemia ujrzała, że jest związana z niebem.
Był taki człowiek, byli ludzie... i ciągle tacy są...
Poprzez nich ziemia widzi siebie w sakramencie nowego istnienia.
(...) Skąd wyrosło to imię, jakie otrzymał dla ludzi?
dla rodziców, dla rodu, dla stolicy biskupiej w Krakowie,
(...) dla dwudziestego stulecia?
To imię.
A „to imię” to Jan Paweł II Wielki!. „On odszedł, ale się nie oddalił” (por. Benedykt XVI, wywiad dla TVP). Trwa w Bogu, w naszych sercach i nadal nas prowadzi!
Pomóż w rozwoju naszego portalu