Od 30 lat w sanktuarium Krzyża Świętego w Krakowie-Mogile co miesiąc w pierwszy piątek odbywają się nocne czuwania. Przybywają na nie pątnicy z wielu odległych miejscowości. Przybywają z wieloma intencjami, by złożyć je u stóp cudownego wizerunku Chrystusa Ukrzyżowanego. W okresie, kiedy liczba pielgrzymów była największa, jak wspominają ojcowie cystersi, zapełniali oni całą bazylikę i dwa krużganki, a miejsca wciąż było mało...
Kto na to przyjdzie...
Reklama
Wszystko zaczęło się w 1977 r., kiedy grupa członków Żywego Różańca z parafii w Mogile wraz z opiekunem - o. Benignusem Deptułą wyruszyła do Turzy Śląskiej z okazji 60. rocznicy objawień w Fatimie. Tam ks. Kasperczyk (ówczesny kustosz), jak wspomina Stanisława Stasiaczek, wskazał palcem na o. Benignusa i powiedział, że zna kościół w Mogile i że w nim należałoby rozpocząć nocne czuwania. Tam, gdzie walczono z Krzyżem, powinno się za to przebłagać Pana Jezusa. O. Benignus zapytał wtedy, kto na to przyjdzie. - Wszyscy chórem odpowiedzieliśmy: My! - Pani Stanisława rozpromienia się na wspomnienie tamtych wydarzeń.
Przez pierwszy rok czuwania odbywały się w ostatni piątek miesiąca. Dopiero pod wpływem sugestii wiernych, m.in. Eugenii Rychter, o. Jacek Stożek - ówczesny opat zdecydował o przełożeniu ich na pierwsze piątki, by wierni mogli skorzystać także z Komunii św. i spowiedzi pierwszopiątkowej.
Ojcowie cystersi nigdy nie zabiegali szczególnie o propagowanie owych adoracji, a z każdym rokiem wiernych przybywało. Tłumaczą to tym, że wieść roznosi się od osoby do osoby, a grupy zorganizowane, które przybywały do Mogiły na odpust (m.in. z Wadowic, Kielc, Radomia i Nowego Sącza), usłyszały o czuwaniach podczas ogłoszeń.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Liczeni w tysiącach
Kiedy 30 lat temu rozpoczęto organizację czuwań w Mogile, chyba nikt nie przypuszczał, że osiągną one taki wymiar.
Ludzi przyszło bardzo wiele. Mało tego - ich liczba ciągle wzrastała! Według statystyk prowadzonych przez ojców cystersów, w ciągu roku na czuwania pierwszopiątkowe do Mogiły przybywały tysiące. W roku jubileuszowym doliczono się ponad 26 tys. pątników, którzy przybyli 556 autokarami. Zaznaczyć jednak trzeba, że liczba ta wyraża jedynie wiernych w grupach zorganizowanych. Oprócz nich na czuwaniach obecnych jest wiele osób nigdzie nieodnotowywanych.
W kolejnych latach liczba pątników sukcesywnie malała. W 2007 r. przybyło ich ok. 19 tys. w 415 autokarach. Spadek ten, jak tłumaczą ojcowie, spowodowany jest tym, że w wielu parafiach zorganizowano podobne czuwania i wierni gromadzą się u siebie.
Porządek czuwania
Reklama
Specyfiką adoracji jest ich określony porządek, który ukształtował się na przestrzeni lat. Choć czuwanie rozpoczyna się wieczorem, od samego rana trwa modlitwa. Pierwsza Msza św. zostaje odprawiona przed figurą Chrystusa Ukrzyżowanego o 6 rano, a ostatnia o 20. Po niej pątnicy śpiewają Apel Jasnogórski, łącząc się w modlitwie z Częstochową. Następnie wierni uczestniczą w procesji pokutnej z Najświętszym Sakramentem, podczas której śpiewają pieśni przebłagalne ze „Śpiewniczka mogilskiego”. O. Benignus dba o porządek adoracji. Przed każdą pieśnią ogłasza, na której stronie można ją znaleźć, ułatwiając tym samym modlitwę. Dba także o to, by pieśni nie powtarzały się co miesiąc - wprowadza różnorodność, nierzadko uczy nowej pieśni.
Po procesji jest odmawiany m.in. Różaniec i Koronka do Miłosierdzia Bożego. Tak na wspólnej modlitwie mija czas do północy. O godz. 24 sprawowana jest uroczysta Msza św. koncelebrowana przez wszystkich księży przybyłych z pielgrzymami. Jest ich zazwyczaj ok. 20. Tradycyjnie kapłan będący po raz pierwszy na czuwaniu jest głównym celebransem.
Po północy, po Drodze Krzyżowej, odprawiane są nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi i Matki Bożej Płaczącej z Syrakuz (Jej wizerunek na czas tych modlitw umieszczany jest przed ołtarzem głównym). Na zakończenie wierni mogą uczcić relikwie Krzyża Świętego, po czym jest czas na indywidualną modlitwę. Czuwanie kończy się o godz. 5 rano w sobotę.
Podczas modlitwy wierni mają także możliwość wrzucenia do puszki karteczek z prośbami i intencjami, z którymi tu przybyli. Następnie odprawiane są w Mogile dwie Msze św. - jedna za zmarłych, a druga za żyjących polecanych przez pielgrzymów. O. Benignus wyczytuje pozostawione prośby, w kolejnych dniach po pierwszym piątku i w tych intencjach, w kaplicy Krzyża Świętego, odmawiany jest dziesiątek Różańca.
Modlitwa i odpoczynek
W nocy pielgrzymi mają możliwość udziału w projekcji filmu wybranego przez o. Pawła Mynarza, prowadzącego Klub Wideo „Edukacja 2000” w parafii Cystersów na os. Szklane Domy. Stanowi ona formę odpoczynku, a jednocześnie edukacji. Film przedstawia bowiem zwykle życie świętych, historię objawień czy kultu w znanych sanktuariach na całym świecie. Projekcja odbywa się o godz. 22 w sali Światło-Życie.
Cystersi zadbali nie tylko o dusze, ale i o ciała uczestników czuwań. Wanda Powroźnik, która jako mała dziewczynka przychodziła tu z mamą, teraz sama kontynuuje rodzinną tradycję, angażując się w prowadzenie kuchni dla pielgrzymów. Tutaj, w przerwie można zjeść posiłek i napić się ciepłej herbaty. Dodatkowo zorganizowano dla pielgrzymów zaplecze sanitarne, noclegowe i opiekę medyczną.
Wspieranie misji
Reklama
Od kilku lat na czuwaniach kultywowana jest też nowa tradycja - wierni mają możliwość wspierania Kościoła misyjnego. Raz na jakiś czas odwiedza ich misjonarz, który głosi kazanie i zbiera ofiary na potrzeby misji. I ta tradycja ma swoje korzenie. Otóż kilka lat temu przebywała w Mogile, dziś już nieżyjąca, s. Koleta Welc ze Zgromadzenia Sióstr św. Józefa. Pochodziła z okolicy Mościsk (Ukraina), gdzie rozpoczęto budowę kościoła i zwrócono się do niej z prośbą o pomoc materialną. Potrzebne były paramenty liturgiczne. Pieniędzy nie było skąd wziąć... Podczas jednego z czuwań o. Benignus ogłosił więc, że jest taka potrzeba, a s. Koleta stanęła pod chórem z puszką i... uzbierała! Tak się zaczęło. Potem przyjeżdżali następni misjonarze, już osobiście prosząc o wsparcie misji. Głównie byli to ojcowie karmelici, którzy wyjechali na placówki misyjne w czasach komunizmu. Ale nie tylko. Na październikowym czuwaniu pielgrzymi mogli wesprzeć misjonarzy z Afryki, których reprezentował o. Maciej Jaworski, karmelita.
Jezus działa
Pytam o. Benignusa o wydarzenie, które szczególnie utkwiło mu w pamięci. Wspomina kobietę, która przyjeżdżała na czuwania modlić się o nawrócenie zięcia alkoholika. Kiedy ona nie mogła przyjechać, przybywała jego żona. I Pan Jezus wysłuchał ich modlitw. Zięć nawrócił się, przestał pić i potem wraz z nimi przyjechał na czuwanie. Tu wyspowiadał się i przyjął Komunię św.
O. Benignus wspomina też przypadki, kiedy przyjeżdżali tu młodzi chłopcy, którzy potem wstąpili do cystersów. Są też siostry, których powołanie rodziło się na tych czuwaniach. Jednego razu, jak opowiada o. Benignus, kiedy na czuwanie przybyło wyjątkowo wiele wiernych, jedna z pań zasłabła. Zanim udało się ją wynieść i sprowadzić pogotowie, kobieta zmarła. Mówiono wtedy, że doświadczyła wielkiej łaski, umierając przed Panem Jezusem.
Pod wrażeniem
Można zastanawiać się, co ludzi przyciąga w to miejsce. Co sprawia, że tu wracają? Jednym z powodów jest na pewno atmosfera panująca podczas tych nocy w bazylice. - Jest to atmosfera rozmodlenia, wszyscy włączają się do modlitwy i każdy wie, po co tu przyjechał - mówi br. Albert Marcinek, który pomaga o. Benignusowi w organizacji czuwań. Podkreśla, że od zgromadzonych tu ludzi emanuje wielka szczerość i autentyczna pobożność.
O. Wincenty Zakrzewski dodaje, że kiedy pierwszy raz znalazł się na czuwaniu pierwszopiątkowym, był tam w charakterze spowiednika. Kolejki do konfesjonałów były ogromne (jest tak podczas każdego czuwania). Ale, jak mówi, nie to było dla niego największym zaskoczeniem. Przeżył szok, kiedy usłyszał, jak ci ludzie śpiewają: - Byłem pod wrażeniem śpiewającej rzeszy! Kościół aż trzeszczał! Oni nie potrzebowali organisty. Wcześniej, jak podkreśla, tylko raz w życiu słyszał ludzi tak głośno modlących się śpiewem. Było to podczas peregrynacji Matki Bożej Częstochowskiej w latach 70. O. Wincenty zamyśla się i po chwili dodaje: - Ale tego nie da się wytłumaczyć, to trzeba po prostu przeżyć.