Reklama

Każdy ma swoje Kilimandżaro

Niedziela bielsko-żywiecka 45/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mariusz Rzymek: - Jak to się stało, że znalazł się Pan w ekipie dziewięciu niepełnosprawnych osób, które wyruszyły z Polski, by zdobyć Dach Afryki?

Krzysztof Gardaś: - Wszystko to za sprawą Anny Dymnej i jej programu „Spotkajmy się”. Ta znana aktorka zaprasza do studia telewizyjnego osoby niepełnosprawne, które mimo swego kalectwa starają się żyć godnie, barwnie i ciekawie. Jej goście to ludzie, których choroba nie złamała, a przez to mogą być wzorem dla innych - pokazują, że choć jest ciężko, to można do czegoś dojść. Ja jakieś półtora roku temu znalazłem się w gronie tych osób, z którymi aktorka nagrała program. W jego trakcie rozmawialiśmy o górach, o wyprawach i to musiało na tyle zapaść jej w pamięć, że przy kompletowaniu ekipy niepełnosprawnych na wyjazd do Afryki pomyślała i o mnie.

- Decydując się na udział w tej wyprawie, nie bał się Pan głosów krytyki kwestionujących sens jej organizacji. Pewnie docierały do Pana opinie różnych malkontentów twierdzących, że zamiast na kolejne operacje, wózki inwalidzkie czy rehabilitacje spore pieniądze przeznacza się na wypoczynek niewielkiej grupy ludzi.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Fundacja „Mimo wszystko” na projekt „Moje Kilimandżaro” nie wydała ani złotówki z pieniędzy, za które realizuje swe cele statutowe. Gotówka, za którą opłacono nasz pobyt w Afryce, pochodziła od sponsorów, którzy dokładnie wiedzieli, na co będzie ona wydatkowana. Tak więc wyprawa na Kilimandżaro w żaden sposób nie nadwyrężyła środków własnych fundacji. Natomiast z pewnością mogła przyczynić się do zmiany mentalności wielu niepełnosprawnych osób.

- Kilimandżaro to wysoka góra, ale technicznie łatwa do pokonania, a na dodatek taka, którą miał Pan okazję już poznać. Mając to na względzie, jakoś szczególnie przygotowywał się Pan do jej zdobycia?

- Skoro nadarzyła się okazja, żeby po raz drugi ją zaatakować, to byłbym strasznie rozczarowany, gdybym po raz wtóry się na nią nie wspiął. Dlatego bardzo sumiennie przygotowałem się na spotkanie z Kilimandżaro. Już na trzy miesiące przed wyruszeniem do Afryki zacząłem rozruch. Początkowo chodziłem po Beskidach, a ostatnie przygotowania odbyłem w Tatrach. Starałem się robić długie trasy, ok. 9-godzinne, by odbudować swoją kondycję. W końcu od 2001 r. nie byłem na żadnej większej wyprawie. W tym okresie przygotowawczym bardzo mi pomogło Stowarzyszenie na Rzecz Gminy Łodygowice. To za jego sprawą pozyskałem fundusze na poprawienie swej wydolności.

- W porównaniu z wejściem na Kilimandżaro w 1999 r., jak teraz zdobywało się Panu najwyższy wierzchołek Afryki?

Reklama

- Od strony psychicznej wejście było bez porównania prostsze. Wiedziałem, czego mam się spodziewać i jak najlepiej mam rozłożyć siły. Z tego też względu dużą część drogi, szczególnie w dolnych partiach góry, przeszedłem sam. Chciałem przez to lepiej wchłonąć piękno otaczającej mnie przyrody. Wiadomo, że jak idzie się grupą, to jest tumult i zwierzęta przycichają. A tak, gdy szedłem w pojedynkę, wszystko wokół mnie ożywało. To były niezapomniane doznania. Patrząc jednak na tegoroczne wejście od strony kondycyjnej, to muszę się przyznać, że teraz znacznie gorzej zniosłem trud wspinaczki niż było to 9 lat temu.

- Gdzie ten kryzys był najmocniej zauważalny?

Reklama

- Było to w dniu, w którym nastąpił atak szczytowy. Zasadnicze zdobywanie Kilimandżaro zaczyna się od bazy na wysokości 3700 m. Z tego miejsca idzie się do punktu wypadowego na 4700 m. Ja zjawiłem się tam ok. godz. 14-15. Na sen i regenerację miałem ok. 9 godzin, bo o północy wychodzi się, by zaatakować szczyt. Cała nasza ekipa była podzielona na grupy szturmowe. Ja znalazłem się w drugiej grupie. Okazało się jednak, że tempo, w którym idą moi współtowarzysze, było dla mnie za wolne. Postanowiłem przyspieszyć. Pech chciał, że przewodnik, z którym szedłem, na wysokości ok. 5685 m źle się poczuł i nie mógł kontynuować wędrówki. Prosił, bym w takiej sytuacji zrezygnował z samotnego wejścia na szczyt. Odmówiłem mu. Znałem drogę, wiedziałem, co na niej mnie czeka, i co najważniejsze, czułem się dobrze. Nie zamierzałem więc zawrócić. Samotnie ruszyłem w stronę głównego wierzchołka i o godz. 7.30 zameldowałem się na szczycie. Gdy dotarłem na Dach Afryki, byli już na nim niepełnosprawni z pierwszej grupy, z którymi wspólnie mogłem cieszyć się z osiągnięcia celu. Zmęczenie dopadło mnie dopiero w drodze powrotnej. Był to jednak olbrzymi wysiłek. Jeszcze tego samego dnia z wysokości 5895 m musieliśmy zejść na wysokość 3700 m. Schodzenie rozpocząłem o godz. 8, a zakończyłem o 19. Licząc od godz. 24, kiedy to rozpoczął się atak na szczyt, na nogach byłem nieprzerwanie niemal przez 19 godzin.

- Jak na samotnego niepełnosprawnego wędrowca podążającego na Uhuru, główny wierzchołek masywu Kilimandżaro, patrzyli inni turyści?

- Bardzo mile wspominam te spotkania na grani szczytowej. Nie miałem wtedy już za wiele wody, więc wykorzystałem sytuację, żeby od ludzi, którzy chcieli ze mną porozmawiać i mi pogratulować, wyciągnąć kilka łyków picia. A że było ich sporo, więc nie miałem większych problemów z zaspokojeniem pragnienia.

- Dzięki swojej determinacji stanął Pan na wierzchołku Kilimandżaro. Nie wszystkim uczestnikom ta sztuka się jednak udała.

Reklama

- Szczytu nie zdobyły osoby poruszające się wózkami. W pewnym miejscu stromizna była tak duża, że koła ich wózków po prostu nie łapały przyczepności. Na wysokości 5100 m swoją przygodę skończył Jarek Rola, który próbował wjechać na szczyt specjalnie skonstruowanym przez siebie trójkołowcem. Niemal w tym samym miejscu co Rola, wycofał się także Piotr Truszkowski. Ten, widząc, że jadąc na wózku nic nie wskóra, próbował dostać się na szczyt wspinając się na samych rękach. W końcu jednak dał sobie spokój i zawrócił. 100 m wyżej od tej dwójki z podejścia zrezygnował idący o kulach Krzysztof Głombowicz. Identycznie zrobiła także Angelika Chrapkiewicz, którą próbowano wnieść na szczyt w specjalnym nosidle. Tych decyzji o odwrocie nie można jednak traktować jak porażki. Ci ludzie udowodnili zarówno sobie, jak i innym, że pomimo kalectwa są w stanie dokonywać rzeczy niezwykłych.

- Niezwykłe było pewnie zderzenie waszej niepełnosprawności z wyzwaniem, jakie rzuciliście górze, oraz pełnosprawnym osobom, które też próbowały zdobyć Uhuru.

- Faktycznie, widok ludzi bez rąk idących o kulach czy niewidomego wywoływał szok wśród zwykłych turystów. Pewnie najmocniejszy wśród tych, którzy wycofali się z drogi na szczyt. Zdziwienie łączyło się jednak z gratulacjami, a nierzadko i ze zwykłą ludzką ciekawością. Tak było np. podczas spotkania z amerykańskimi weteranami z Wietnamu. Widząc pozbawionego nóg Truszkowskiego, dopytywali się, w jakiej bitwie i na jakiej wojnie je stracił.

- Dla zagranicznych turystów byliście zapewne niezwykłym „wydarzeniem”, a jak patrzyli na was tubylcy?

Reklama

- Posłużę się tutaj takim przykładem. Wraz z nami atakował szczyt czarnoskóry nauczyciel z Kenii o imieniu Francis. Miał on chore nogi, a na dodatek podczas zdobywania Kilimandżaro uszkodził sobie kolano i musiał wycofać się z wysokości ok. 5300 m. Widząc go, jeden z tubylców stwierdził, że opowie o nim swojemu bratu-kalece, który nie chce opuszczać własnego domu. Historia Francisa miała mu pomóc w przywróceniu brata do normalnego życia.
Dopowiem jeszcze tylko, że cała nasza grupa była przyjęta przez wiceprezydenta Kenii, więc można powiedzieć, że otaczała nas dobra aura. Nawiasem mówiąc, dzięki spotkaniu z przedstawicielem miejscowego rządu oraz opiece ambasady nasze spóźnienie na samolot nie miało żadnych konsekwencji.

- Po zdobyciu Elbrusu bardzo starał się Pan zorganizować wyprawę na Mont Kenię, ale nic z tego nie wyszło. Po udanym wejściu na Uhuru znów wróciły marzenia?

- Kilka lat temu, gdy próbowałem zorganizować wyprawę na Mont Kenię, okazało się, że nie stoi za mną żadne znane nazwisko, które otworzyłoby mi drogę do pozyskania wystarczających funduszy do urzeczywistnienia tego projektu. Teraz ponoć sprawa jest do ruszenia, bo znalazła się w Kenii odpowiednia liczba sponsorów, którzy wzięliby na siebie ciężar finansowania tej wysokogórskiej ekspedycji. Tak przynajmniej twierdził koordynator wyprawy „Moje Kilimandżaro”, czyli ten sam człowiek, dzięki którego pomocy, udało mi się sfinalizować pierwsze wejście na Uhuru. Nie mówię, że mnie to nie nęci. Nie zapalam się jednak tak, jak jeszcze robiłbym to kilka lat temu. Mam odpowiednio poukładane priorytety. Wpierw trzeba finansowo zadbać o rodzinę, syna, a później można myśleć o czymś dodatkowym. W tym o wejściu na Mont Kenię.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Trzech Króli w pracy w zamian za wolną Wigilię?

2024-11-14 12:18

[ TEMATY ]

uroczystość Objawienia Pańskiego

wolna Wigilia

Trzech Króli

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Orszak Trzech Króli - Wałbrzych 2024

Orszak Trzech Króli - Wałbrzych 2024

"Nie uznawanie przez Państwo Polskie święta Trzech Króli jako święta państwowego i dzień wolny od pracy to jeden z symboli ciągłości wpływów komunistycznych w dzisiejszej Polsce", podczas gdy "w świadomości Polaków istnieje przekonanie o ważności tego dnia" - przekonywano w 2011 r., gdy dzięki obywatelskiej inicjatywie 6 stycznia stał się pierwszym od 1960 r. dniem Objawienia Pańskiego wolnym od pracy. Dziś niektórzy politycy chcą, aby Trzech Króli ponownie było dniem pracującym, w zamian za wolną Wigilię. Niemal dokładnie 64 lata temu, 16 listopada 1960, wolne w Trzech Króli zostało zniesione ustawą Sejmu PRL.

W ubiegły piątek w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu przygotowanego przez posłów Lewicy, według którego Wigilia byłaby dniem wolnym od pracy już w tym roku.
CZYTAJ DALEJ

Bp Wojciech Osial: ufam, że znajdziemy porozumienie, nie komentuję wypowiedzi medialnych

2024-11-13 20:10

[ TEMATY ]

religia w szkołach

Karol Porwich/Niedziela

Trwają rozmowy, chcemy wypracować wspólne porozumienie, które podpisze MEN i Kościół katolicki oraz inne Kościoły i związki wyznaniowe zainteresowane organizacją lekcji religii. Nie komentuję wypowiedzi medialnych - powiedział KAI bp Wojciech Osial, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego pytany o komentarz do informacji w mediach, jakoby strona kościelna zgodziła się na zmniejszenie lekcji religii w szkole z 2 do 1 godziny tygodniowo.

W dzisiejszej wydaniu Gazeta Wyborcza poinformowała, powołując się na rozmowę z anonimowym członkiem rządu, że Episkopat Polski zgodził się na zmniejszenie liczby godzin religii w szkole z 2 do 1, choć nie od września 2025, jak chce rząd, a od 2026 r. Taki kompromis miał zostać zawarty podczas niedawnego spotkania (7 listopada) podkomisji ds. religii w szkole, powołanej przez Komisję Wspólną Przedstawicieli Rządu Rzeczpospolitej Polskiej i Konferencji Episkopatu Polski.
CZYTAJ DALEJ

Egzorcyści z całej Polski we Wrocławiu

2024-11-14 16:05

[ TEMATY ]

Wrocław

egzorcyści

Karol Porwich/Niedziela

Ogólnopolski zjazd egzorcystów odbył się w listopadzie we Wrocławiu. Księża z różnych diecezji obradowali i modlili się wspólnie na Ostrowie Tumskim. Mszę świętą odprawił dla nich abp Józef Kupny, wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

Kilkudziesięciu egzorcystów przyjechało na kilka dni do stolicy Dolnego Śląska, by się spotkać, zintegrować, wymienić doświadczeniami, a także wspólnie się modlić.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję