Pierwszy wykład pt. „By nie zniweczyć Chrystusowego krzyża (1 Kor 1, 17)” miał charakter wstępny; wygłosił go ks. dr hab. Mirosław Mróz, prodziekan Wydziału Teologicznego UMK w Toruniu. Frekwencja dopisała; w auli seminarium zasiadło ok. 150 osób. Prelegent nawiązał do postaci bł. Juty, z racji mijającej w tym roku 750. rocznicy jej przybycia na ziemię chełmińską. Mówi się, że ta Święta uratowała lud tej ziemi przed utratą dopiero co wprowadzonej wiary, przypominając, że istotę Chrystusowej nauki stanowi miłość i miłosierdzie, a nie krzyżacki miecz. W żywocie bł. Juty czytamy, że krótko przed śmiercią, pozostając w całkowitym opuszczeniu i ubóstwie, błogosławiła Boga, a obecnym przy jej posłaniu wykładała siedem ostatnich słów Jezusa wypowiedzianych na krzyżu. W ten sposób słowa te zostały wpisane w duchowość naszej ziemi - powiedział Prelegent.
Za punkt wyjścia wykładu posłużył ks. dr. hab. Mrozowi zacytowany w tytule fragment Listu św. Pawła do Koryntian. Powodem napisania tego listu było zaniepokojenie napływającymi stamtąd wieściami: gminę rozsadzały kłótnie, niepokoje, zawiść, nieporządek, nadużycia. Koryntianie interpretowali Ewangelię jak wytwór ludzkiego pióra, jako propozycję kolejnego systemu filozoficzno-etycznego. Odpowiadając, św. Paweł skupił się na istocie orędzia chrześcijańskiego, czyli na nauce o krzyżu. Przekonywał, że chociaż Koryntianie czytają teksty ewangeliczne, to przecież utracili zdolność rozumienia tego, co stanowi ich sedno: prawdy o salus per crucem - „zbawieniu przez krzyż”.
To, co działo się w Koryncie, zdarza się i dzisiaj - powiedział ks. dr hab. Mróz. - Można być chrześcijaninem, katolikiem, a pozostać człowiekiem niewierzącym; przyjąć prawdy wiary do wiadomości, ale nie pozwolić, by przemieniały serce - na podobę diabła, który też „wierzy i drży” (por. Jk 2, 19). Można - na bazie Ewangelii - zbudować ideologię, która będzie służyła realizacji innych celów niż zbawienie.
Krzyż w życiu chrześcijanina powinien istnieć nie jako symbol, lecz jako rzeczywistość zbawcza, mająca moc odmienić życie. Przylgnięcie do Chrystusa to coś więcej niż decyzja, że trzeba wyprofilować charakter, pozbywając się jakiejś wady lub nabywając zaletę. Ono przemienia całego człowieka. A wydarzenie krzyża wykracza daleko poza swój historyczny charakter: dzieje się dalej, dzieje się dla mnie. To moja historia.
Co się dzieje, kiedy spotykam się z krzyżem? Krzyż wyzwala z nędzy egzystencji ziemskiej. Po grzechu pierworodnym jest w człowieku wiele sfer, do których nie chce się on przyznać, woląc uchodzić za (prawie) doskonałego. Droga ucznia Chrystusa nie prowadzi tędy. Musi on „nauczyć się umierać na oczach wszystkich”, czyli publicznie przyznać się do własnej grzeszności, niedoskonałości. Dziś obserwujemy raczej coś odwrotnego: zanik poczucia grzeszności. Rozwiązał się węzeł pierwotnej niewinności, nastąpiło rozchwianie władz duchowo-psychicznych, utrata wewnętrznej harmonii.
Człowiek przeczuwa, że coś jest nie tak; bojąc się jednak podejść do krzyża, woli szukać namiastek wyzwolenia, sięgając po narkotyki, alkohol, seks, władzę…
A jak w tej sytuacji ma postąpić chrześcijanin? Św. Paweł odpowiada krótko: podejść do krzyża i dźwigać go z Chrystusem. A św. Tomasz dodaje: związać na nowo swoje władze i skierować je w jedną stronę. Jak? Skoro coś się rozwiązało, to trzeba to na nowo związać przez kontemplację męki Jezusa.
Męka Chrystusa zaczęła się od skrępowania w Ogrójcu. Ten, kto żyje w mądrości krzyża, ma nosić w sobie „chwalebne skrępowanie Chrystusa” (św. Tomasz z Akwinu), czyli nie wyniszczać niczego w sobie, tylko skrępować to, pozwolić, aby Chrystus nadał temu kierunek.
Nawet u Homera czytamy, że Odyseusz, nie ufając swojej silnej woli, kazał się przywiązać do masztu, gdy miał przepływać obok wyspy syren. Podobnie życie i śmierć chrześcijanina rozstrzyga się przy krzyżu. Chrześcijanin to ten, kto dobrowolnie przyjmuje węzeł wolności i łaski - i tak staje się zwycięzcą. A jak dzieje się w naszym życiu? Gdy dzieci podważają autorytet rodziców, ci boją się „zacisnąć sznury” - postawić jeszcze większe wymagania. Gdy pękają więzi między małżonkami - ci nie walczą o swoją miłość, lecz zaczynają gromadzić papiery rozwodowe. Gdy pojawia się choroba - pryska zaufanie do Boga.
Ludzkie życie to trud, trwoga, troska. Boimy się śmierci. Śmierć jest zła, lecz nieunikniona i trzeba się nią dobrze posłużyć na wzór Chrystusa, który umarł pro nobis - za nas. Skoro musimy umrzeć, zmierzajmy ku śmierci czyniąc dobro, służąc bliźnim. Chrześcijaństwo daje klucz, jak to uczynić praktycznie.
Na zakończenie ks. dr hab. Mirosław Mróz ponownie nawiązał do postaci bł. Juty. W ranach trędowatych, które całowała, widziała rany Chrystusa. Podkreślała, że Jezus dokonał największego dzieła wtedy, gdy nic już nie mógł uczynić, gdyż miał ręce przybite do krzyża. Przyjęcie cierpienia to największa rzecz, którą może uczynić naśladowca Chrystusa. Cierpienie przyjęte dobrowolnie, z miłości do Niego, jest bezcenne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu