Zamach na bliźniacze wieże w Nowym Jorku 11 września i wojna,
jaka wybuchła w odpowiedzi na to, skierowana przeciwko Afganistanowi,
na nowo obudziła problem uzasadnionej obrony, prawa, którego nie
odmawia się pojedynczym osobom i które - jak mówi Gaudium et spes (
79) oraz Katechizm Kościoła Katolickiego (2308) obejmuje także narody
w przypadku skrajnej potrzeby, kiedy wszystkie inne środki okażą
się niemożliwe do zastosowania. Jednak wydarzenia z 11 września naznaczyły
także koniec starej kultury wroga, nie jest on już widoczny i posługuje
się bezwzględnym i nieprzewidywalnym potencjałem, jest obecny w ogromnej
ilości państw, nie daje się zidentyfikować jego przynależność państwowa,
atakuje państwo, nie napadając na nie, ale działając w jego wnętrzu,
wykorzystuje giełdy do wspierania swej polityki, posiada międzynarodową
armię działającą w wielu miejscach i nie potrzebuje tradycyjnych
środków i narzędzi militarnych, aby nieść niewysłowione zniszczenie.
To wszystko zmusza nas, abyśmy zmienili także nasze kategorie odczytywania
i interpretowania wydarzeń. Przede wszystkim w związku z terroryzmem
należy uznać, że nie chodzi o wojnę przeciwko Zachodowi, pierwszymi
ofiarami radykalnego islamu uczestniczącego dzisiaj w wojnie terroru
i wykorzystującego te środki, aby zdobyć poparcie i znaleźć wśród
biednych mas "siłę roboczą", byli muzułmanie. Nie możemy zapominać
o stu tysiącach cywili w Algierii, którzy zmarli w ciągu dziesięciu
lat, zgładzeni przez zrodzony w Afganistanie terroryzm. Nie możemy
także zapominać, że wydarzyło się to przy uczestnictwie Zachodu,
który w pewnych swoich lobby zachęcał wręcz do dialogu z tym ekstremizmem
i jego politycznymi przedstawicielstwami. Stoimy naprzeciwko wojny
już nietradycyjnej, bez początku i bez końca, bez traktatów i konwencji,
wojny, która może wybuchnąć niespodziewanie w każdym miejscu świata,
niosąc okropne i niszczące skutki. To wszystko nakazuje, aby odrzucić
starą kulturę wojny, jej klasyczne usprawiedliwienie. Nie wystarczy
dodać przymiotniki, mówić o "wojnie chirurgicznej" lub "inteligentnych
bombach", usprawiedliwionym użyciu siły, o wojnie ograniczonej, tak
jakby wojna traciła swą siłę przemocy, kiedy stawia się przy niej
łagodzący ją przymiotnik. Jest to hipokryzja słów pozwalająca być
jednocześnie pacyfistami i zwolennikami wojny. Także Kościół i katolicy
mieli w tym swój udział. Jak wiadomo, doświadczenie ostatnich dziesięciu
lat pokazuje, że w jakimkolwiek rodzaju wojny na 100 ginących osób
przypada 7 żołnierzy i 93 cywili, z czego 34 to dzieci. Nie istnieje
zatem wojna, która nie zabija, lub nie zabija cywili, wręcz przeciwnie
- dzisiejsza wojna zabija zasadniczo tylko cywili. Nie można o tym
nigdy zapomnieć, w przeciwnym razie będziemy żyć naszymi abstrakcyjnymi
doktrynami, a niewinni nadal będą umierać przy współudziale naszej
hipokryzji. Z jeszcze ważniejszych przyczyn dotyczy to także naszych
duchownych. Papież natychmiast, 12 września, po tym jak z mocą potępił
zamachy, wzniósł prorockie wołanie: "Błagajmy Pana, aby nie zwyciężyła
spirala nienawiści i przemocy". Ambasadorowi Ameryki powiedział natomiast,
że nie może zwyciężyć "zemsta" i "duch odwetu".
Jednak w Kazachstanie, podczas gdy Papież powtarzał z siłą
swoje nawoływanie, rzecznik prasowy Watykanu Navarro Valls oświadczał: "
Papież nie jest pacyfistą, ponieważ musi pamiętać, że w imię pokoju
można dojść także do okropnych niesprawiedliwości. Istnieją przypadki,
w których samoobrona może doprowadzić do śmierci człowieka..." Albo: "
ludzie, którzy popełnili przestępstwo są w takiej sytuacji, że nie
mogą już więcej zaszkodzić"..., albo: "zasadę samoobrony stosuje
się wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami". Natomiast prawdziwe narzędzia
przeciwko niewidzialnemu wrogowi to kontrola ogromnych przepływów
finansowych i międzynarodowego obrotu, możliwość blokowania przemytu
broni, porozumienia, zapobieganie, międzynarodowa sieć nadzoru bez
przecieków i współudziałów. Poza tym międzynarodowa wspólnota musi
w szybki sposób rozwiązywać toczące się konflikty, począwszy od tragedii
izraelsko-palestyńskiej, przy pomocy wyważonych rozwiązań, które
potrafiłyby uszanować prawa obu stron. Jednocześnie konieczna jest
polityczna przemiana, aby zaczęto od zburzenia muru ubóstwa dzielącego
Południe od Północy świata. W ten sposób inwestuje się w przyszłość,
wzmacnia się możliwą nadzieję dla tych, którzy umierają dzisiaj na
ulicach, zapomniani przez biedne państwa. Nie można pozwolić niewidzialnemu
nieprzyjacielowi, aby z desperacji i tragedii świata czerpał powody
dla usprawiedliwiania swego niszczącego zamysłu. "Wszyscy jesteśmy
Amerykanami" - dało się słyszeć po 11 września - i jest to do zaakceptowania
pod jednym warunkiem: wszyscy jesteśmy Amerykanami, ponieważ wszyscy
jesteśmy Irakijczykami, wszyscy jesteśmy Afgańczykami, to znaczy
- zawsze i wszyscy jesteśmy po stronie ofiar. Po stronie irackich
dzieci, które wciąż umierają z powodu braku lekarstw ze względu na
embargo; po stronie afgańskich cywili, którzy płacą okrutną cenę
wyrażoną w ludzkich życiach; po stronie Palestyńczyków umierających
pod bombami oraz po stronie Izraelitów - nieoczekiwanych ofiar terroryzmu.
Jest niemożliwe do przewidzenia, co przyniosą nam kolejne dni. Jak
twierdzi Massimo Toschi w artykule poświęconym Dzisiejszym misjom,
na naszej drodze stoją dwie lampy: jedna - to niewinne ofiary proszące
o pokój, o polityczną przemianę i wytyczające jej drogę; w ich niemym
krzyku zawarta jest przyszłość świata, jeśli będziemy umieli go wysłuchać
ze zrozumieniem i pokorą. Drugą lampą jest dla wierzących Boże Słowo,
które nigdy nie może być ujmowane w nawias, a tym bardziej w decydujących
momentach dziejowych. Wymaga ono, abyśmy żyli jak baranki pośród
wilków, abyśmy przebaczali aż siedemdziesiąt siedem razy; nie nakazuje
nam życia bez wrogów, ale aby ich kochać i oddawać za nich życie,
aby głosić misterium Jezusa, który uczynił pokój poprzez krew i krzyż.
Te dwie lampy oświetlają noc strachu, która, jak się wydaje, zamieszkała
w wielu sercach wierzących i niewierzących, i wskazują trudne drogi
pokoju, po których mamy podążać (jak nas do tego powołano), jeśli
nie chcemy stać się wspólnikami niewidzialnego wroga. Jeśli ktoś
zwodzi nas, abyśmy sądzili, że może być "sprawiedliwa wojna", przypomnijmy
sobie słowa Papieża Jana Pawła II zawarte w Przesłaniu z okazji XV
Międzynarodowego Dnia Pokoju (3 stycznia 1982): "Wojna jest najbardziej
barbarzyńskim i najbardziej nieskutecznym środkiem rozwiązywania
konfliktów".
Pomóż w rozwoju naszego portalu