Każdy z nas przechowuje w pamięci wspomnienia z rodzinnego domu, w którym unosił się zapach świeżo upieczonego ciasta, gotującej się kapusty i grzybów, klusek z makiem czy intensywna woń smażonego karpia. W Wigilię Bożego Narodzenia wszyscy pragną być ze swoimi bliskimi. Zamknięci w ciszy własnych domostw, często nie zauważamy, że obok nas rozgrywają się ludzkie dramaty, że są osoby, dla których samotność, ubóstwo, starość, choroba wydają się być tego wieczoru nie do zniesienia.
W rodzinnym klimacie
Jak wiele jest osób samotnych i opuszczonych, zauważa się dopiero,
gdy stanie się z nimi oko w oko, próbując zrozumieć ten problem.
Od kilku już lat dzięki Caritas Diecezji Sosnowieckiej na wspólnej
wieczerzy wigilijnej gromadzą się samotni i opuszczeni, skrzywdzeni
przez los ludzie, aby w ten sposób przeżywać pamiątkę Narodzenia
Jezusa. "W tym roku Wigilia dla około 250 samotnych osób rozpocznie
się 24 grudnia o godz. 14.00 w sosnowieckim Domu Katolickim. Obecny
będzie bp Adam Śmigielski SDB, przedstawiciele MOPS-ów oraz wielu
zaproszonych gości. Wszyscy zasiądziemy do wieczerzy przy śpiewie
bożonarodzeniowych kolęd. Fragment Ewangelii mówiący o Narodzeniu
Chrystusa odczytany przez kapłana, życzenia, słowa otuchy pełne ciepła
i zrozumienia, wreszcie łamany opłatek - wszystko to tworzyć będzie
jedyną i niepowtarzalna Wigilię" - mówi dyrektor Caritas Diecezjalnej,
ks. kan. Stefan Wyporski.
Z kilkuletnich doświadczeń wiadomo, że Wigilie dla samotnych
organizowane przez sosnowiecką Caritas mają specyficzny klimat. Ludzie
mają te same troski i zmartwienia, łączy ich jedno - samotność. I
pewnie dlatego, mimo szlachetnych gestów serca, suto zastawionych
stołów i pogodnej atmosfery, w oczach prawie wszystkich przeplatają
się radość i łzy, zatroskanie i niepewność jutra. Nie sposób w ten
niepowtarzalny czas nie zauważyć ogromnej wdzięczności dla tych,
którzy dostrzegają, pamiętają o nich, starają się, by w ten dzień
nikt nie był skazany na samotność.
Dworcowa rzeczywistość
A co z tymi, którzy w świąteczny czas pozostają w miejscach, które stały się ich domem - na dworcach, w piwnicach, kanałach ciepłowniczych czy klatkach schodowych bloków-molochów? Co dla nich znaczy Wigilia, czy jeszcze wiedzą, że coś takiego istnieje? W niektórych miastach organizuje się Wigilie na dworcu. "Stoimy wtedy w kolejce po gorącą zupę i kawałek chleba" - mówi 36-letni mężczyzna, od 10 lat mieszkaniec dworca kolejowego. Po wyjściu z rumowisk, piwnic i ziemianek na wspólnej dworcowej Wigilii modlą się niedbale, jedzą łapczywie, odmawiając cząstkę Różańca, raz po raz spoglądają w stronę kotła, z którego paruje zupa grzybowa. Są to ludzie bezdomni, głodni, odrzuceni, migranci, włóczędzy, alkoholicy, narkomani, poddani przemocy, poniżani, sami siebie poniżający, starzy i młodzi, niezdolni wydobyć się z głębin hiobowego losu, nieszczęśliwi, rozdzierająco smutni, skazani na klęskę... Kiedy spogląda się na ich zmęczone oczy, zniszczone dłonie, siwe włosy, obtargane ubrania, ciężko oprzeć się refleksji, że przecież wielu z nich ma jednak własne rodziny. Kiedy się z nimi rozmawia, można wywnioskować, że nie wyszło im w życiu. Jedni twierdzą, że zasłużyli na taki los, inni wstydzą się mówić, że wyrzekli się ich najbliżsi. W zasadzie nie czują świąt, a jedynym świątecznym akcentem jest dworcowa zupa z dużego kotła i kromka darmowego, świeżego chleba.
Pomóż w rozwoju naszego portalu