W Polsce jest prawie 20 tys. parafii. Jeżeli każda zatrudniałaby jedną osobę, to mamy 20 tys. nowych stanowisk pracy
Artur Stelmasiak: - Jakie są przyczyny ludzkiej biedy?
Ks. inf. Zdzisław Król: - Zawiniona - jest efektem ludzkiego niedbalstwa, pijaństwa, lenistwa oraz innych wad moralnych.
- Ale wiele osób nie ponosi za to przecież winy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Oczywiście, są ludzie, którzy pracowali rzetelnie przez całe życie, a teraz mają zaledwie sześćset, siedemset złotych emerytury. Za te pieniądze muszą opłacić mieszkanie, wykupić lekarstwa i przeżyć. A często nie starcza im na życie.
Sądzę, że współczesna bieda ma różne źródła. Jednak mnie najbardziej boli bieda, która rodzi się z bezrobocia. Tym bardziej, że często dotyka ona ludzi młodych.
- A firmy niejednokrotnie wykorzystują tę złą sytuację na rynku pracy?
- Tak zdarza się, że są oferty np. w supermarketach. Jest to praca prawie ponad ludzkie siły i z bardzo małymi zarobkami. Takie zajęcie nie daje żadnych perspektyw. To jest efekt złej polityki. Dlatego mamy w Polsce bardzo pazerną wersję kapitalizmu.
- Bieda była zawsze. Czym różni się współczesny wymiar biedy od tej sprzed kilkudziesięciu lat?
Reklama
- Tak, wiem to z własnego doświadczenia, gdyż sam również kiedyś doznałem biedy. Nie miałem butów do szkoły, ani porządnego śniadania. Do szkoły chodziłem w butach mamy. Odczuwaliśmy niedostatek, ale wówczas biedny był cały świat. To były czasy powojenne. Jednak ludzie nie rozpaczali, ponieważ widzieli, że z tej biedy powoli się wychodzi. Później, w czasach komunizmu, również ludziom łatwiej było się pogodzić ze złą sytuacją, bo ówczesna bieda była rozdzielona na wszystkich. Dzisiaj natomiast są drastyczne różnice w poziomie życia. Jedni żyją na skraju ubóstwa, a inni są bardzo bogaci. Ta sytuacja wiele osób bardzo drażni i boli.
- A bezdomni? Czy oni nie mają domu, bo są aż tak biedni?
- Warszawska bezdomność nie obrazuje prawdziwej biedy. Ci ludzie przyjeżdżają do stolicy, bo jest to wielkie miasto, w którym można żyć anonimowo. Za darmo mogą gdzieś przenocować, najeść się, a nawet gdzieś dorobić. Często są to ludzie, którzy uciekają od swoich rodzin i od odpowiedzialności. Żal mi ich. Oni są chorzy. Jednak to nie jest ta prawdziwa bieda. Bo biedny człowiek, jeżeli dostanie pracę, to będzie ją szanował i „urobi ręce po łokcie”.
- Gdzie zdaniem Księdza Infułata należy szukać ludzi biednych, którym trzeba pomóc?
Reklama
- Prawdziwa bieda jest niewidoczna. Naprawdę ubogi człowiek nie stanie na ulicy, prosząc o wsparcie. Dlatego biednych trzeba szukać. Stąd apeluję nieraz z ambony do moich parafian, aby uważnie rozglądali się wokół siebie i starali się zauważyć potrzeby innych. Trzeba przyjrzeć się, kto mieszka obok mnie w moim bloku, na mojej klatce. Bywa, że dramat prawdziwej biedy rozgrywa się po cichu wśród czterech ścian. Są ludzie biedni i chorzy, którzy miesiącami nie jedzą żadnego ciepłego posiłku. Wystarczy zanieść im talerz ciepłej zupy, a już ich życie się znacznie odmieni. Można zrobić zakupy, wykupić recepty. Wiele ludzi dzisiaj umiera, bo nie ma za co wykupić leków. Wiem, że niektóre osoby zamiast trzech tabletek dziennie bierze tylko jedną, aby na dłużej im starczyło. Umierają na brak pieniędzy.
- Czy Ksiądz jakoś im pomaga?
- Staram się. W naszej parafii w zeszłym roku wydaliśmy ponad 72 tys. zł na potrzebujących. Bardzo wiele z tej sumy stanowiły dopłaty do leków.
- Jak pomóc ludziom, aby ich nie upokorzyć?
- Przypominam sobie, jak ostatnio wracałem z kurii i czekałem na przystanku autobusowym przed kościołem Kapucynów przy Miodowej, gdzie wielu ludzi ustawia się w kolejce po gorący posiłek. Słyszałem ich rozmowy. Zrozumiałem, że to są naprawdę ludzie z marginesu społecznego i że nie możemy biednych, ale porządnych ludzi zmusić do stania w tych samych kolejkach. Oni nie powinni tam jeść. To byłoby dla nich upokarzające. Dlatego u nas w kościele paczki dla parafian są rozdawane w inny dzień, niż dla ludzi przypadkowych, bezdomnych, z dworca.
- Ale wielu z nich nie przyjdzie i nie poprosi o pomoc?
- Oni nie będą żebrać. Naprawdę biedni ludzie mają swoją godność. Widać to, gdy na przykład robimy świąteczne paczki i rozdajemy je wśród ubogich parafian. Wielu z nich naprawdę jest biednych, ale mimo to waha się, czy może tę pomoc przyjąć. Zastanawiają się nawet, czy nie ma kogoś, komu ta paczka będzie bardziej potrzebna. W takich ludziach jest jeszcze wiele wrażliwości i delikatności. I właśnie to jest prawdziwa, autentyczna bieda.
Reklama
- Jak Kościół może zaradzić biedzie, pomóc człowiekowi?
- Obecnie Kościół nie może prowadzić duszpasterstwa bez działalności charytatywnej. Trzeba jednak pamiętać, że nie możemy się ograniczać tylko do rozdawnictwa. Prawdziwa działalność charytatywna to nie rozdawanie ubrań, mąki, kaszy czy chleba. To jest zaledwie margines działalności charytatywnej. Przede wszystkim powinniśmy pomóc ubogim w odzyskaniu ludzkiej godności. Dla nich o wiele lepiej będzie, kiedy zarobią pieniądze, niż jak dostaną je za darmo.
- Jak to przełożyć na praktykę?
Reklama
- W mojej parafii jest do tych celów oddelegowany ksiądz, który daje człowiekowi miotłę, albo łopatę do śniegu. Często płacimy za tego typu pracę więcej, niż jest ona warta, ale potrzebujący człowiek odchodzi ze świadomością, że zarobił. Jest z tego dumny. W tym roku mamy wielu ludzi chętnych do odgarniania śniegu. Niekiedy nawet sobie żartuję, mówiąc: „Pan Bóg to was bardzo kocha bo sypie tym śniegiem prawie codziennie...!”.
Musimy próbować tak pomagać, aby ludzie zamiast przysłowiowej „ryby” dostali od nas „wędkę”. Pamiętam, jak byłem w Brazylii. Tamtejszy ksiądz mówił mi wówczas, że nie sztuką jest rozdać tym biednym po sto dolarów. Bo oni przejedzą je przez dwa miesiące. Jednak jeżeli uzbieramy więcej i zbudujemy np. fabrykę zapałek, w której każdy z nich będzie zarabiał po dwa dolary dziennie, to oni będą mieli z czego żyć przez cały czas. To jest klucz, według którego powinniśmy nieść prawdziwą pomoc. Dlatego trzeba bezustannie rozszerzać zakres działalności Kościoła. Czasami można w parafii znaleźć jakąś pracę dla świeckich. Przecież w Polsce jest prawie 20 tys. parafii. Jeżeli każda zatrudniałaby jedną osobę, to mamy 20 tys. stanowisk pracy. To jest bardzo dużo.
- Rozmawiałem z kilkoma księżmi. Twierdzą oni, że ludzi, którzy przychodzą po jałmużnę do Kościoła, bardzo ciężko jest namówić do pracy. Oni po prostu nie chcą pracować. Jak Ksiądz sobie radzi z tym problemem?
- Jest to bardzo duży problem. Kiedyś przeprowadziłem badania, z których wynikało, że na dziesięciu proszących o pomoc, tylko dwóch jest gotowych podjąć pracę. Kiedy się dowiedzieli, że u nas można coś dostać w zamian za pracę, to zaczęli kombinować. Część z tych, którzy przychodzą, już na progu zarzeka się, że ma drugą grupę inwalidzką i nie może pracować. Od razu załatwiają sprawę.
- Często żebrzą osoby uzależnione od alkoholu. Jak im pomóc tak, aby nie dać na wódkę?
- Mam w parafii starszego księdza, który jest szczególnie wrażliwy na biedę. Nikomu nie odmówi. Zawsze daje coś do jedzenia. Jednak oni nie są głodni. Z przykrością muszę powiedzieć, że często widzę później chleb wyrzucony na trawnik, a herbatę złośliwie wylaną na nasze wycieraczki. Zawsze powtarzam swoim parafianom, aby nigdy nie dawali pieniędzy żebrzącym na ulicy. Kiedyś Wałęsa powiedział bardzo mądrze, że „szympansowi nie można dać do ręki brzytwy”. On się nią potnie i pokaleczy jeszcze innych. Tak samo alkoholikowi, nie można dać pieniędzy, bo oczywiście pójdzie i się upije. Dając żebrzącym pieniądze, stwarzamy jedynie sobie komfort sumienia. Jeżeli chcemy naprawdę pomóc, to pójdźmy do sklepu i kupmy to, czego ktoś potrzebuje.
Ks. inf. Zdzisław Król, rocznik 1935, jest wikariuszem biskupim, zasiada w Radzie Biskupiej Archidiecezji Warszawskiej. W latach 1979 do 1992 pełnił obowiązki kanclerza Kurii Metropolitalnej Warszawskiej, sekretarz Rady Kapłańskiej. Postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego Popiełuszki. Jest przewodniczącym Wydziału Charytatywnego w kurii. Pełni również funkcję proboszcza parafii Wszystkich Świętych przy placu Grzybowskim.