Reklama

Bez kompleksów

Niedziela warszawska 6/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katolik świecki, obecny w życiu publicznym, jest skazany na permanentny konflikt z duchownym. Dlaczego? Ponieważ duchowny jest strażnikiem i nauczycielem ideału. A świecki, który poważnie traktuje swoją misję, nigdy tego ideału nie wprowadzi w życie w całości.

Z bp. Piotrem Jareckim, przewodniczącym zespołu Episkopatu Polski ds. Unii Europejskiej i reprezentantem Episkopatu Polski w Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej COMECE, rozmawia ks. Henryk Zieliński

Ks. Henryk Zieliński: - Czy w związku z nową funkcją planuje Ksiądz Biskup w najbliższym czasie przeprowadzkę do Brukseli?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Bp Piotr Jarecki: - Przeprowadzki nie planuję. Ale częstsze wizyty w Brukseli będą potrzebne. Jak częste, to się okaże. Jeszcze nie wszedłem w tę nową rzeczywistość.
Na początku muszę zorganizować tu, w Polsce, profesjonalny zespół ds. Unii Europejskiej, do czego zobowiązuje mnie decyzja Episkopatu Polski.

- Na czym mają polegać nowe obowiązki Księdza Biskupa?

Reklama

- Można je zawrzeć w dwóch punktach. Po pierwsze, jestem delegatem Episkopatu Polski w Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE). Gromadzi ona przedstawicieli episkopatów ze wszystkich krajów członkowskich Unii. Będę w tym gremium reprezentował polskich biskupów. Wcześniej robił to abp Henryk Muszyński. W praktyce moim obowiązkiem będzie obecność dwa razy do roku na posiedzeniach plenarnych COMECE i utrzymywanie stałego kontaktu z tą Komisją.
Po drugie, mam przewodniczyć zespołowi Episkopatu Polski ds. Unii Europejskiej. To zadanie będzie trudniejsze, bo zespół taki jeszcze nie istnieje. Trzeba go powołać do istnienia i opracować cele i metody jego działania. Musimy się zastanowić, czy chcemy utrzymywać biuro z pracownikami etatowymi, czy tylko powołać ciało konsultacyjne, które będzie się zbierać doraźnie, w miarę potrzeb.
Najpierw muszę się bliżej zapoznać z nową rzeczywistością, aby do niej dostosować metody pracy. Będzie się od nas pewnie oczekiwać reagowania na zjawiska, które obserwujemy w Europie. W tym celu nieuniknione będą nasze kontakty z politykami i instytucjami unijnymi. To wszystko jest do wypracowania.

- Czy możliwość poznawania od środka problemów Unii będzie owocować jakimś wpływaniem Księdza Biskupa na program duszpasterski Kościoła w Polsce?

- Nie wiem czy moje doświadczenia będą mieć bezpośrednie przełożenie na program duszpasterski kreowany w Polsce. Natomiast jest rzeczą naturalną, że jako delegat Episkopatu Polski, mam być dla całego gremium naturalnym źródłem informacji. Żeby biskupi nie musieli wyrabiać sobie zdania o tym, co dzieje się w Unii, tylko na podstawie relacji telewizyjnych czy artykułów w gazetach. Chodzi o informację w miarę obiektywną, również o wszystkich wyzwaniach i zagrożeniach, aby Kościół mógł szybko na nie odpowiedzieć.

- Niektóre z tych zagrożeń już teraz dają się zdefiniować. Choćby brak przeniesienia wiary na życie społeczne...

Reklama

- Dotykamy bardzo skomplikowanego tematu. W moim rozumieniu katolicyzm, nie tylko w Polsce, generalnie za mało uwagi zwraca na wymiar społeczny, a koncentruje się na wymiarze indywidualistycznym i kultycznym. Religię często zawężamy do kultu, który ma za mało konsekwencji w stylu życia. Rzeczywiście brakuje tego przeniesienia z dziedziny religijnej czy duchowej, związanej z wiarą, na dziedzinę świecką. Natomiast sensem wiary i kultu jest to, aby człowiek przemieniony od wewnątrz, przemieniał dalej rzeczywistość świecką.
Naprzeciw temu zjawisku wychodzi nasza ostatnia inicjatywa, aby upowszechnić wskazania nauki społecznej Kościoła. Naszym celem jest, żeby kult Eucharystii prowadził do duchowości eucharystycznej. Żeby adorowanie Pana Jezusa i przeżywanie Mszy św. miało konsekwencje w świeckim życiu człowieka. W przeciwnym razie wiara w Eucharystię i jej kult nie mają pełnego wymiaru.

- Ale współczesne trendy w Europie dążą raczej do wypierania wartości religijnych z życia społecznego...

Reklama

- Przeżywamy taki czas, że świat histerycznie reaguje na wszelkie odniesienia do chrześcijaństwa. I rzeczywiście próbuje się zepchnąć nas z naszą wiarą do sfery prywatności.
Co w związku z tym możemy zrobić? Wiem, że nie możemy wprowadzać wartości chrześcijańskich do życia społecznego przemocą. Nie powinniśmy wprowadzać ich tam również podstępem. To byłoby niegodne. A zatem jak? Mamy wprowadzić wartości religijne w życie społeczeństwa przez własne świadectwo. A to wymaga solidnej formacji i wychowania.
Analizując rzeczywistość demokratyczną, dochodzę do przekonania, że wprowadzanie tego, co nazywamy inspiracją chrześcijańską w życiu społecznym, będzie się dokonywało nie tyle przez struktury i rozwiązania prawne, ile przez wewnętrzne przekonania człowieka, będą przechodziły przez szeroko rozumianą sferę kultury. Zatem mniej nakazów, mniej forsowania czegoś, a raczej praca nad człowiekiem. Chodzi o to, żeby człowiek zasiadający w Parlamencie Europejskim był przekonany że chrześcijańska wizja człowieka i społeczeństwa naprawdę służą samemu człowiekowi i całej cywilizacji.
Natomiast w przypadku takich zachowań, jakie dotknęły niedawno prof. Rocco Buttiglione, powinniśmy reagować zdecydowanie, bo są one niesprawiedliwe. Dyskryminują jedną z liczących się części społeczeństwa, dzielą ludzi na lepszych i gorszych. Władza, zgodnie z zasadami demokracji, ma obowiązek traktować chrześcijan z ich przekonaniami, podobnie jak wszystkich innych ludzi. Nikt nie robi tu łaski. A czy chrześcijanie będą mieć mniejszość, czy większość w parlamencie, to zależy od układu sił, jakie wybiorą poszczególne społeczeństwa.

- Nie ma Ksiądz Biskup wrażenia, że mniejszości religijne w Europie, jak choćby islam czy judaizm, potrafią bardziej zdecydowanie bronić swoich praw, niż chrześcijanie?

- Z obserwacji widać, że potrafią bardziej. Natomiast jeśli tak jest, że mamy za mały wpływ na życie społeczne, to nie jest wina ani Unii, ani muzułmanów, ani żydów. To wyłącznie nasza wina, że nie stać nas na jedność, na porozumienie, żeby podstawowe wartości lansować wspólnie z chrześcijanami innych wyznań. Mam wrażenie, że ciągle za mało widać w nas jednoczącą siłę wiary. I dlatego tracimy.

- Niedawno mówił Ksiądz Biskup, że chrześcijanie nie powinni unikać szlachetnej walki o swoje wartości. Tymczasem chrześcijanie nie lubią słowa walka, które kojarzy się albo z marksizmem, albo z krucjatami...

Reklama

- Moje obserwacje wskazują, że faktycznie przeciętni chrześcijanie boją się konfliktu jak diabeł święconej wody. Myślą, że sam konflikt jest czymś moralnie złym i grzesznym. Mimo to, twierdzę, że konflikt należy do natury życia społecznego. Nie ma życia społecznego bez konfliktu. Życie społeczne bez konfliktu będzie w niebie.
Jest kilka sposobów przeżywania konfliktów. Zauważam, szczególnie u ludzi wierzących, że kiedy widzą na horyzoncie konflikt, chcą zasłonić oczy, schować głowę w piasek i udawać, że nie ma sprawy. Ludzie często się nie zgadzają między sobą, a tylko udają, że wszystko jest pięknie. Nie stać ich, żeby sobie to powiedzieć, wyjaśnić. I ten lęk przed konfliktem może być jedną z przyczyn naszej słabości. Naszego braku wpływu na życie społeczne.
Z drugiej strony uważam, że czasem jesteśmy nieroztropnymi marzycielami, gdy chodzi o obecność wartości chrześcijańskich w życiu społecznym. Chcielibyśmy, aby ideały, o których mówimy, stawały się rzeczywistością w życiu społecznym w całości. Jeśli tak się nie dzieje, to zaczynamy się ze wszystkiego wycofywać, uciekać. A w konsekwencji, to nasze pole zagospodarowują ludzie o zupełnie innym światopoglądzie, często wrodzy nam ideowo. Taka ucieczka świadczy, że nie jesteśmy dojrzali w sensie dojrzałości chrześcijańsko-społecznej. Bo człowiek dojrzały wie, że ideałów, w które wierzy i za które gotów jest oddać życie, nie uda się wprowadzić w całości do życia społecznego. Dlatego chce i umie współpracować z tymi, którzy w pełni nie podzielają jego ideałów, aby zrealizować jak najwięcej dobra.

- Czy nie jest tak, że większość ruchów i stowarzyszeń, które miały być wiosną Kościoła, a które gromadzą ludzi uchodzących za kościelną elitę, sprzyja takiemu zamykaniu się na świat we własnym gronie?

- Wszyscy przyzwyczailiśmy się do powtarzania formułek: „najważniejsza jest formacja”. Sam to mówiłem w Akcji Katolickiej: „formacja jest fundamentem organizacji apostolskiej”. A potem lata mijały, a oni powtarzali: formacja, formacja.
Trzeba było sobie postawić pytanie, czy Akcję Katolicką albo inne stowarzyszenie powołujemy tylko dla formacji? Nawet z punktu widzenia doktrynalnego byłoby to błędem, żeby powoływać stowarzyszenie świeckich tylko dla formacji. Żeby się spotykali, modlili i dyskutowali o Bogu. Jeżeli się spotykają, to po to, aby zainspirowani tą modlitwą i dyskusją poszli i przekształcali społeczeństwo świeckie zgodnie z tym, do czego doszli w dyspucie. Jeżeli tego drugiego elementu nie ma, to duchowość człowieka świeckiego nie jest pojmowana integralnie. I to jest grzech pierworodny wielu środowisk katolików świeckich, nie tylko w Polsce.

- Dlaczego tak się dzieje?

Reklama

- Bo to jest wygodne. Całe życie się formować. To jest bardzo wygodne: przyjść, posiedzieć, wzruszyć się, Pana Jezusa poadorować, podebatować o Nim przy kawce czy przy herbatce. I rozejść się do ciepłych domków. A co potem? Żeby potem wejść w dialog z ludźmi, którzy myślą inaczej, aby świadczyć o swojej wierze? Z tym jest gorzej. Tej umiejętności wchodzenia w trudny dialog ze światem, w wypracowanie wspólnych praktycznych projektów, w naszym Kościele brakuje. Za mało do tego wychowujemy.
Podejrzewam, że taka postawa świeckich jest także konsekwencją postawy nas, duchownych: kapłanów i biskupów. Mam wrażenie, że jako duchowni, chcielibyśmy tym najbardziej zaangażowanym świeckim dyktować co oni mają robić w życiu społecznym i w życiu politycznym. Otóż to jest straszny błąd.
Osobiście dochodzę do wniosku, że katolik świecki, obecny w życiu publicznym, jest skazany na permanentny konflikt z duchownym. Dlaczego? Ponieważ duchowny jest strażnikiem i nauczycielem ideału. A świecki, który poważnie traktuje swoją misję, nigdy tego ideału nie wprowadzi w życie w całości. Wprowadzi w 60% albo w 70%; nieraz w 30% czy w 20%. I kiedy się spotka ze swoim proboszczem czy biskupem, to usłyszy: „dlaczego tak mało?”. Musi wtedy odpowiedzieć: „zrobiłem co mogłem”. Albo się przyzna, że nie zrobił wszystkiego, co mógł.
Świeccy i duchowni muszą być partnerami. Nie może być tak, że jedni mówią, a drudzy wykonują. Raczej jeden ma przypominać o ideałach, a drugi robić wszystko, żeby z ideałów uczynić rzeczywistość. Przekuwać je na prawo, struktury społeczne, wytwory kultury itd.

- Sądzi Ksiądz Biskup, że duchowni są przygotowani do takiego dialogu ze świeckimi?

- Nie ukrywam, że obserwując niektórych naszych kapłanów zauważam, że oni się boją społeczeństwa. Bulwersuje mnie, gdy w szkole widzę księdza, który siedzi w kąciku jak trusia. On powinien odgrywać rolę lidera społecznego, bo i po to jest tam jest posłany. W dobrym tego słowa znaczeniu. Nie bójmy się takiej etykietki, że ktoś nie ma pokory, że chce się pokazać. Ksiądz ma oddziaływać, ma prowadzić do Chrystusa. Dlatego powinien być liderem społecznym. Ma być dla świeckich przewodnikiem duchowym, religijnym i moralnym. Ma tam być obecny i działać „z pokornie podniesioną głową”.

- Jeszcze niedawno zarzucano niektórym księżom, że się zajmują formowaniem elit. Ksiądz miał się zajmować formacją mas. Kościół, pod wpływem idei rewolucyjnych, miał być ludowy i robotniczy. Czy w tej dziedzinie coś się zmienia?

- Zdajemy sobie sprawę, że społeczeństwo i Kościół potrzebują elit. Społeczność bez elity, łatwo daje się przekształcić w bezkształtną masę, podatną na sterowania przez wszelkiego rodzaju demagogów. Bezkształtna masa pójdzie za tym, kto głośniej krzyczy, za każdą reklamą, kupi co jej podpowiedzą niezależnie, czy tego potrzebuje, czy nie, bo nie potrafi ocenić.
Elita w społeczeństwie jest jak zaczyn w cieście. Nie ma dobrego ciasta bez zaczynu.
Myślę, że powinniśmy zreformować w Polsce choćby duszpasterstwo ludzi pracy. Przez długie lata było ono związane z walką robotników, głównie wielkoprzemysłowych, o ich prawa. O prawo do pracy, do słusznej zapłaty. Były to słuszne prawa, ale dotyczące jednej z grup społecznych.
Dzisiaj sądzę, że nawet z ramienia Episkopatu trzeba objąć jednym duszpasterstwem robotników i przedsiębiorców. Wszystkich, którzy pracują. Przedsiębiorca czy menedżer jest także człowiekiem pracy. W tej sprawie musimy zrewidować nasz punkt widzenia. Inaczej duszpasterstwo świata pracy nie będzie miało wpływu na życie społeczne. Pozostaną tylko protesty i rewindykacja.
Znakiem czasu jest potrzeba inwestowania mocniej w te dziedziny i sfery, gdzie jeszcze niedawno większe zaangażowanie Kościoła było niemożliwe albo mocno utrudnione. Ważne, abyśmy wyzbyli się niepotrzebnych kompleksów wobec ludzi bardzo wykształconych, zamożnych czy wysoko postawionych. Bo każdy z nich potrzebuje Boga, niezależnie od swojego statusu materialnego, społecznego i intelektualnego.

- Dziękuję za rozmowę

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zakon Karmelitów potwierdził zatrzymanie jednego z zakonników na Białorusi

2025-09-06 21:12

[ TEMATY ]

Białoruś

Zakon Karmelitów

zatrzymanie zakonnika

Karol Porwich/Niedziela

Zakon Karmelitów potwierdził w sobotę zatrzymanie jednego z członków zakonu na Białorusi. Koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak poinformował w piątek, że polskie służby konsularne prowadzą rozmowy w sprawie zatrzymanego polskiego obywatela.

Zakon Karmelitów w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej poinformował o zatrzymaniu na Białorusi członka zakonu Grzegorza Gawła O. Carm. „Prosimy o modlitwy w intencji Brata Grzegorza polecając go wstawiennictwu Naszej Matki - Maryi Orędowniczki Szkaplerza Świętego” - napisano w komunikacie, pod którym podpisał się asystent prowincjalny O. Karol Amroż O. Carm.
CZYTAJ DALEJ

Pójść za Chrystusem

2025-09-02 08:23

Niedziela Ogólnopolska 36/2025, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Doskonale znany tekst dzisiejszej Ewangelii zachęca nas do konfrontacji z naszym podążaniem za Chrystusem. Zastanawiamy się nieraz nad naszą relacją do Boga, wiele możemy już o tym powiedzieć, ale życie nieustannie to weryfikuje i niejako wymusza na nas stanięcie w prawdzie wyrażonej nie tylko słowem, ale nade wszystko czynem. Już nieraz uświadamialiśmy sobie, że wiara i pójście za Chrystusem nie jest życiem usłanym różami, a dziś Jezus mówi nam wprost o drodze, na której trzeba dźwigać codzienny krzyż. I stoi przed nami wiele, na pozór sprzecznych, zachowań, jak choćby nienawiść do ojca, matki, żony, dzieci. Czy może nas ów tekst gorszyć? Myślę, że żadną miarą. Trzeba jednak należycie uporządkować hierarchię wartości w naszym życiu, by wiedzieć, co z czego wynika. Oczywiście, na pierwszym miejscu musi być Bóg. Potem – Jego wola względem naszego życia. To tak jakby z nieco innej strony modlitwa Ojcze nasz..., która przypomina wpierw o uświęceniu Boga, o Jego należytym miejscu w naszym życiu, o naszej otwartości na Jego wolę, a następnie dopiero wyraża prośbę o chleb powszedni, który jest symbolem doczesności. Wszystko musi być budowane na fundamencie, którym jest Bóg. Jeśli chcesz pójść za Chrystusem, musisz to uczynić bezkompromisowo. Stanąć przed nim sam na sam. Bez niczyjego wsparcia, zaplecza i zabezpieczeń. Tylko On i ja. Moje „ja” – ja sam przed Nim jestem nikim, bo wszystko, czym jestem, wynika z mojej relacji do Niego. Tym jest moja „nienawiść” do siebie samego: wyraża się w oddaniu wszystkiego Bogu – tak jak oddanie żony, dzieci, braci czy sióstr. Wszystko zaczyna się od mojej relacji do Niego. Od wzięcia tego wszystkiego jakby od nowa – w postaci krzyża obrazującego wszystko, z czym przychodzi mi żyć na co dzień. Jeśli nie przyjmę tego w duchu wiary, nie jestem uczniem Chrystusa. Cała rzeczywistość mojego ziemskiego pielgrzymowania musi być interpretowana w duchu wiary. Wszystko dzieje się po coś. Wszystko w Bożym planie ma swój sens i ma czemuś służyć. To fundament, o którym pisze dalej ewangelista Łukasz. Twoje życie musi być zaplanowane na współpracę z Bogiem. Zaczynasz budować. A jeśli już, to od początku do końca – mówiąc nieco prostym językiem: na dobre i na złe. Jestem z Nim wtedy, gdy moje życie „układa się”, ale i wtedy, gdy przychodzi moment próby. To jest nie tylko trwałe budowanie fundamentu, ale i zdolność wykończenia budowy. Jeśli w chwili próby porzucam Jezusa, to jestem człowiekiem godnym politowania albo obiektem drwin. Czym jest moja wiara tylko w chwili powodzenia, albo czym jest moja miłość tylko w dobrej, a nie złej doli? Życie nasze pozostaje ciągłym zmaganiem, walką – wygrana pozostaje tylko z Chrystusem.
CZYTAJ DALEJ

Cudowne Źródełko - Gietrzwałdzkie uzdrowienia

2025-09-07 21:14

[ TEMATY ]

Gietrzwałd

Matka Boża Gietrzwałdzka

Anna Głos/Archiwum Niedzieli

Na początku wodę czerpaną w Gietrzwałdzie stawiano pod klonem w otwartych naczyniach, podobnie też kładziono tam płótno podczas odmawiania różańca. Po zakończeniu modlitwy zabierano je ze sobą i wykorzystywano przy rozmaitych chorobach, często z bardzo dobrym skutkiem.

Zestaw tekstów Objawienia Najświętszej Maryi Panny w Gietrzwałdzie ze źródeł autentycznych na miejscu i z różnych pism 1878 Andrzeja Samulowskiego oraz Objawienia Matki Bożej w Gietrzwałdzie podług urzędowych dokumentów spisane za pozwoleniem ks. biskupa Warmińskiego autorstwa ks. prof. dr. Franza Hiplera nie tylko opisuje przebieg wydarzeń, lecz także szczegółowo opowiada o treści przekazów Maryi. Unikatowy zbiór tekstów o objawieniach w Gietrzwałdzie, spisanych natychmiast po wydarzeniach i wydanych w roku 1878. Autorzy doskonale opisują atmosferę tamtych czasów, wielkie duchowe poruszenie Polaków i wielotysięczne pielgrzymki do sanktuarium w Gietrzwałdzie. Autorem znacznej części tekstu jest Andrzej Samulowski, kuzyn wizjonerki Barbary Samulowskiej, warmiński poeta ludowy, działacz oświatowy i społeczny, a także założyciel pierwszej polskiej księgarni w Gietrzwałdzie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję