Żyjemy w czasach, w których domy pogodnej starości wpisały się na trwałe w krajobraz naszych miast, a czasami nawet wsi. Ten dziwny wynalazek - miejsce, w którym gromadzi się starszych ludzi - już chyba nikogo nie dziwi. Spowszedniał, stał się „normalnością”, wyrazem postępu, lepszego życia, spokojnego oczekiwania na kres swoich dni.
Babcia Alina mieszka w domu pogodnej starości bardzo długo. Sama ma kłopot z przypomnieniem sobie, ile to już lat minęło od chwili, gdy przyjechała, a raczej przywieziono ją do Domu Pomocy Społecznej. Chyba to było z 6 lat temu - mówi. To była wiosna. Pamięta te dni, kiedy topniał śnieg, a słońce mocniej dogrzewało. „Wiosna to taki piękny czas, wszystko się budzi do życia i jest tak pięknie” - uśmiecha się.
Mąż umarł na zawał w wieku 59 lat. Nie, nie była sama. Mieszkała z córką, a raczej z całą rodziną córki. Ma dobre dzieci, wychowała je na dobrych, uczciwych ludzi. Córka jest lekarzem, jeden z synów adwokatem, drugi ma firmę. Są uczciwi, mają rodziny, dzieci. Babcia Alina bardzo lubi dzieci, tak się cieszyła, gdy córka urodziła Anię. Ania była oczkiem w głowie babci.
„Babcia to dobry wynalazek” - mówi, powtarzając słowa własnej córki. Dzięki niej, córka wraz z zięciem mogła nadal pracować w szpitalu i prowadzić prywatną praktykę. „Obiady wszystkim smakowały - uśmiecha się - a najbardziej chyba pierogi z mięsem”.
Kłopoty zaczęły się przed świętami Wielkanocy, myła okna. Zawróciło jej się w głowie i spadła z krzesła. Lekarze stwierdzili: osteoporoza - łamliwość kości.
Noga w gipsie zrastała się długo. Do dawnej sprawności babcia Alina już nie wróciła. Nie przejmowała się tym zbytnio. Wiadomo, nigdy nie wrócą się jej młodzieńcze lata. Problemy jednak przyszły szybciej, niż można się było spodziewać.
Babcia Alina rzadziej mogła się zajmować wnuczką, częściej trzeba było się zajmować babcią. Córka nie mogła się w pełni realizować w pracy. Babcia stała się uciążliwa.
Po zimie - kiedy to czuła się zawsze gorzej - córka stwierdziła: „Mamo, musimy coś z tym zrobić”. I zrobili. Pewnego dnia córka poinformowała ją, że „jest już wolne miejsce”.
Pakowała się kilka dni. Nie wiedziała, co zabrać, a co zostawić. Myślała, że wyjeżdża na krótko, że odpocznie, wykuruje się i wróci do swojego pokoiku, do wnuczki i do swoich kwiatów.
Minęło kilka lat. Babcia Alina przyzwyczaiła się do „nowego świata”. Wszyscy są mili, chociaż nie wszyscy są weseli - mówi. Rozmawiając z koleżankami poznała ich historie życia i na pocieszenie można stwierdzić, że były podobne do jej losów. Prawie wszystkie mają rodziny. Często oglądają zdjęcia wnuczków, których już dawno nie widziały na własne oczy. Synowie i córki raczej ich nie przywożą do babć. Trudno wyjaśnić dzieciom, dlaczego babcia została wywieziona.
Babcia Alina pogodziła się z tym, że jest w Domu Pomocy Społecznej. Ma swoje życie, spokój, zajęcie. Lubi robić na drutach. Szkoda tylko, że podczas robótek - jak twierdzi - przychodzą do głowy różne myśli. Cóż, tęskni się do miejsc i do osób, które są gdzieś daleko.
Czy ma żal do swoich dzieci, że jest właśnie tutaj? Nie, przecież ona dobrze wychowała swoje latorośle i jej dzieci są powszechnie szanowane. Brakuje im tylko czasu. A czy nie brakuje im czasem miłości? - Babcia Alina zaprzecza...
Pomóż w rozwoju naszego portalu