O tym się mówiło w tym dniu w Kocudzy, parafii w dekanacie janowskim, gdzie mała parafialna świątynia wypełniła się po brzegi wiernymi, którzy przyszli, by dziękować Panu Bogu za 86 lat niepodległości
wywalczonej po I wojnie światowej. Szpaler Straży Pożarnej, wyprostowani na baczność, stoją w głównej nawie, pobożnie uczestnicząc we Mszy św. Idą potem szeregiem do Komunii św., jeden za drugim. Spracowane
dłonie kobiet zaciskają różańce, na których odciskają swoje codzienne radosne i bolesne tajemnice życia. Młodzież ze scholi, uczniowie, harcerze - wszyscy odświętni, uroczyści. Miejscowy zespół
„Jarzębina”, w regionalnych strojach nadaje niesamowitego wysokiego tonu całemu wydarzeniu. I śpiewają, oj, jak śpiewają. Na dwa, na trzy głosy. Trzeba pojechać do Kocudzy, żeby posłuchać
takiego śpiewu. Ksiądz Proboszcz z dumą opowiada o sukcesach „Jarzębiny”, która i w polskim radio, i na wielu występach zdobywa sukcesy. Same umawiają się na próby, same ćwiczą, nie trzeba
ich namawiać do tego. Zasłuchać się można i żal, że pieśni tylko kilka zwrotek mają, a potem cichną, gdy ostatnie nuty wzbiją się ponad głowy.
Niepodległość przekuwana jest w Kocudzy na codzienność: na wybudowaną przez mieszkańców remizę i kościół, szkołę i dom ludowy. „To oni sami - opowiada ks. Stanisław Kowal - zawsze
chętni do pomocy, zawsze zorganizowani, dobrzy ludzie”. A codzienność karmi się Eucharystią. Idą do Komunii św. długo, procesyjnie, z rękami na piersiach złożonymi, jakby w tym jednym momencie do
białej Hostii chcieli się przytulić.
A potem syci Pokarmem Nieśmiertelnych zasłuchują się w poezję ustami dzieci i młodzieży opowiadaną, w pieśni o bohaterach spod stepowych stanic, o tych, co makom nie szczędzili krwi, o Janku co mu
w Katyniu czarna ziemia na oczach spoczęła. Boże coś Polskę! Wszystko to ożyło na kilka chwil w Kocudzy, na 11 listopada. Zaludnili wypełniony mocno kościół! Przypomnieli o wielkich i ważnych sprawach.
Trzeba pojechać do Kocudzy: jak tam się modlą, jak tam cudnie śpiewają…
Pomóż w rozwoju naszego portalu